czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 19

 Chcesz czy nie chcesz, musisz się pogodzić z tym, że wszystko przemija. Czas pędzi nieubłaganie szybko i coś nie chce na nas zaczekać. Musimy pogodzić się z tym, że to co w jednej chwili mamy, przeminie w drugiej i już nigdy więcej do nas nie wróci.

 Nie mogłam w ogóle spać. Całą noc kręciłam się w łóżku. Przed oczami miałam tylko i wyłącznie Louis'a i tą dziewczynę. Zastanawiałam się czy są razem szczęśliwi. Tak naprawdę to nawet poprosiłam w nocy Boga, aby tą blond włosom dziewczynę trafił piorun. Właściwie, to nawet miałam w pewnym momencie ochotę wstać i pójść do niej. Sama szczerze mówiąc nawet nie wiem po co miałabym do niej iść. Ale chyba chciałam aby coś jej się stało. Próbowałam po prostu znaleźć winnego tej całej sytuacji i znalazłam ją. Wiem, wiem ona niczemu nie zawiniła. To ja popsułam całą miłość moją i Louis'a. Ale czy miałam inne wyjście? Chyba nie.
 Rano obudził mnie kot John'a, który położył się na mojej twarzy. Spojrzałam na zegarek koło łóżka i dostrzegłam bardzo wczesną godzinę. Było ledwo po siódmej. Zwlekłam się powoli z łóżka i zaczęłam iść w stronę łazienki. Prawie się przestraszyłam, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Ta postać przede mną zupełnie nie wyglądała jak ja. Miała podkrążone oczy, rozmazany tusz do rzęs, rozczochrane włosy i puste oczy. Ale, mimo iż nie poznawałam się we własnym odbiciu, to jednak byłam ja.

***
 Po jakiejś godzinie czasu ogarnęłam się i cichutko, aby nie zbudzić John'a, zeszłam na dół do kuchni. Chciałam mu zrobić taką miłą niespodziankę i ugotować mu jego ulubione naleśniki. Aby chociaż on był tutaj szczęśliwy. 

***
-oczami Louis'a-
 Rano obudził mnie śmiech Niall'a, dobiegający z dołu. Przeciągnęłam się leniwie i powoli wstałem z łóżka. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej ubranie. Zapowiadał się dzisiaj kolejny pracowity dzień. Pamiętam, że jeszcze niedawno było mi nawet lepiej bez One Direction, ale chłopaki przekonali mnie, że to moje życie i tak będzie musiało wyglądać do końca. I nie ważne czy tego chcę czy nie. 
 Gdy zszedłem na dół do kuchni, zobaczyłem okropny syf. Tak naprawdę to czasem sam zastanawiam się czy mieszkam z pięciolatkami czy z dorosłymi facetami. I właściwie to sam nie znam odpowiedzi na to pytanie. 
 Podszedłem spokojnie do stołu i nalałem sobie kawy do mojego kupka. Chłopcy nawet mnie nie zauważyli, albo raczej nie chcieli mnie zauważyć. Byłem inny niż oni. Różniliśmy się od siebie. Ja czułem się tutaj jak w klatce, oni jak na wolności. Miałem z nimi niezłą sipnę. I chyba naprawdę zdałem sobie sprawę z tego, że oni wcale nie byli moimi kumplami. To byli tylko ludzie, którym zależało na pieniądzach i sławie. A że byłem piątym członkiem tego zespołu, musieli jakoś mnie znosić.
 Jak każdego ranka, wyszedłem przed dom, po poranną gazetę. Podniosłem ją leniwie z ziemi i spojrzałem na pierwszą stronę. Oczywiście. Ja i Megan -"wielce zakochani" Kolejna głupota menadżerów. Trzeba udawać, że się kogoś kocha. Ta sława to naprawdę jedna wielka szopka. Gra, w której trzeba udawać. Aż w końcu sam już nie wiesz kim jesteś. 
 Usiadłem na schodkach przed domem i już miałem przewracać na drugą stronę, gdy dostrzegłem ciemnowłosą dziewczynę w tle zdjęcia, a moje serce przyspieszyło. To była ona. To była dziewczyna, która skradła mi serce, a później bez słowa zniknęła. To była dziewczyna, którą naprawdę kochałem i nadal kocham. Przy niej czułem, że żyję i wiedziałem kim jestem. 
 Szybko wstałem z betonu i niemal wbiegłem na górę do swojego pokoju. Muszę ją znaleźć. 

***
-oczami Molly-
 Siedziałam sama w domu u John'a, oglądając jakieś smutne filmy romantyczne i jedząc kolejne pudełko lodów. Czekałam aż John wróci z pracy. Bez niego jakoś czułam się jeszcze bardziej samotna, chodź chłopak dzwonił do mnie prawie co godzinę, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. 
 Dochodziła już 21. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich szybko, potykając się o własne nogi. Byłam prawie w stu procentach pewna, że to John. Jednak to kogo zobaczyłam przed sobą, sprawiło, że serce omal mi się nie zatrzymało. 
-L-Louis? -powiedziałam drżącym głosem. 
-------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, wiem. Nie było mnie strasznie długo. Obiecuję to nadrobić. 
5 komentarzy-kolejny rozdział 

Obserwatorzy