piątek, 31 maja 2013

Rozdział 10

Przez całą noc myślałam nad tym wszystkim. Czasami chce się nie tylko zamknąć oczy, ale też myśli i to był taki moment. Moja głowa zaczynała już wariować, a ja chciałam jak najszybciej zasnąć, co mi kompletnie nie wychodziło.
-Molly, wstawaj! -usłyszałam głos John'a, zza drzwi.
Przewróciłam się na drugi bok i przykryłam głowę poduszką. Ja chciałam spać.
-Molly, wstawaj! Spóźnisz się do pracy! -chłopak nadal krzyczał.
Próbowałam nie zwracać uwagi na jego krzyki i ponownie zapaść w głęboki sen. Prawie całą noc nie spałam. Chłopak jednak nie dawał za wygraną i wszedł do pokoju ściągając ze mnie kołdrę. Od razu uderzyło w moje drobne ciało, zimne powietrze. Nie poddając się, skuliłam się i przycisnęłam głowę do poduszki.
-Musisz iść do pracy. -powiedział spokojnie.
-Nie. Ja nie chcę. -odparłam jak pięcioletnie dziecko.
Chciałam tylko zostać w ciepłym łóżku i nigdzie się stąd nie ruszać.
-Molly.. -zaczął zły, jednak przerwałam mu podnosząc ręce w obronie.
Poddałam się. Dobrze wiedziałam, że muszę już wstawać.

***
To był chyba najnudniejszy dzień w moim życiu. Nadal strasznie chciało mi się spać. Chodziłam od jednego stolika do drugiego. Byłam strasznie zmęczona. Aaron najwyraźniej to zauważył, ale przymknął na to oko. Wyglądałam tego dnia, jakbym całą noc nie spała, będąc na jakiejś imprezie.
 Wracałam już do domu, po całym ciężkim dniu w pracy, gdy przechodząc przez ciemną uliczkę dostrzegłam auto, które byłam pewna, że należało do Louis'a. Tylko co on tutaj mógł robić? To nie była dzielnica... odpowiednia dla niego? Może w pewnym sensie. Raczej chodziło mi o to, że to miejsce było mroczne. Błąkało się tu pełno zbirów, a na samo pomyślenie o tym miejscu, miałam ciarki na ciele. Więc, co tu mógł robić Louis? Moja ciekawość wzięła górę i zaczynałam się rozglądać, zastanawiając się gdzie mógł teraz być. W pewnym momencie usłyszałam ostrą kłótnię. Obróciłam się w okół własnej osi. Nigdzie nie widziałam skąd pochodzą te odgłosy. Zastygłam, widząc dwójkę bijących się mężczyzn. Przyjrzałam im się bliżej... Co się tutaj dzieje?
-Jeszcze się zobaczymy. -odparł, jeden mężczyzna i odszedł od tego drugiego, który akurat zwijał się z bólu.
Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Uciec? Schować się? Brunet zbliżał się, a z każdym krokiem był coraz bliżej mnie. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Dlaczego? Dlaczego w takim momencie jak ten, nie mogłam zachowywać się racjonalnie?
Gdy chłopak mnie zauważył, zatrzymał się na chwilę, zdziwiony. Najwyraźniej nie mógł uwierzyć w to, że mnie widzi. Zresztą ja także. To był zdecydowanie dziwny i nieodpowiedni moment.
-Molly? Co ty tu robisz? -zapytał.
Nawet nie zauważyłam kiedy się zbliżył. Był tak blisko mnie, a ja nadal nie potrafiłam się poruszyć.
-J-ja przechodziłam, wracałam z pracy i... -nie dokończyłam.
Chłopak kiwnął głową rozumiejąc, po czym wyjął z kieszeni swoich spodni kluczyki od auta.
-Chodź. -powiedział otwierając drzwi.
Przygryzłam dolną wargę, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie byłam pewna co do tego, czy powinnam wsiadać do jego samochodu. Jeszcze przed paroma minutami byłam świadkiem, dość poważnej bójki między nim a jakimś mężczyzną. Mimo wszystko jednak mu ufałam.... jak nikomu innemu. Skąd to się bierze?
 Weszłam do środka i zapięłam pasy. Uważnie przyglądałam się, jak chłopak robi to samo co ja. Ruszyliśmy, jadąc w kompletnie nie znane mi miejsce. Próbowałam nic nie mówić, nie zadając zbędnych pytań, a może po prostu nie chciałam wiedzieć? Nie chciałam wiedzieć gdzie jedziemy?
 Wydawało się, że trwało to już dość sporo czasu. Może jakąś godzinę, pół? Gdzieś około tego. Nie wytrzymując już tej ciszy odezwałam się.
-Gdzie jedziemy?
Gdy chłopak nie odzywał się przez dość długi czas, ignorując moje pytanie, lekko się zdenerwowałam.
-Louis...
Brunet odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie pytającym wzrokiem.
-O co chodzi?
-Gdzie jedziemy? -zapytałam ponownie.
-Ugh, więc, chciałem ci coś pokazać. -odparł, wpatrując się uważnie w jezdnię.
-Co takiego? -zapytałam znów, ciekawa.
-Zobaczysz.
-Ale, Louis..
-Zobaczysz.
Nie mogłam wytrzymać. Byłam bardzo ciekawa. Siedzenie tak długi czas nic nie robiąc, zaczynało być strasznie męczące. Chciałam o coś zapytać, ale jakoś nie zebrałam się na odwagę, by przerwać panującą między nami ciszę. Byłam strasznie ciekawa o co chodziło, gdy się bił z tamtym mężczyzną.
 Zaczynałam się wiercić. Przygryzłam wargę, wpatrując się uważnie w chłopaka. Powinnam zapytać, czy nie? Powinnam, czy nie? Zaczęłam uważnie rozważać wszystkie za i przeciw. Chodź byłam pewna, że nie powinnam wtrącać się w jego sprawy, to słowa wyszły z moich ust niekontrolowanie.
-O co poszło z tamtym mężczyzną?
Skrzywiłam się na samą myśl, jak to głupio zabrzmiało. Odwróciłam się w stronę okna z nadzieją, że chłopak zignoruje moje pytanie, tak jakbym wcale się nie odzywała.
-Biznes. -odpowiedział krótko.
Potrząsnęłam głową. Ugryzłam się w język, przed zadaniem kolejnego pytania. Nadal nic z tego nie rozumiałam. Biznes?
 Nadal panowała między nami cisza. Nie wiedziałam jak ją przerwać, a bardzo chciałam. Niepewnie spojrzałam w stronę radia. Może Louis nie będzie miał nic przeciwko jeśli je włączę? Zaryzykowałam i je włączyłam. Ucieszona, że cisza została czymś zagłuszona, nawet jeśli chodziło tu o zwykłe radio, usiadłam wygodnie. Chłopak spojrzał na mnie, po chwili znów odwracając wzrok w stronę jezdni. Gdy piosenka się zakończyła, po niej puścili piosenką One Direction. Świetne wyczucie czas. Nie ma co. Louis gdy tylko ją usłyszał, zacisnął szczękę i wyłączył radio. Chodź czułam się dziwnie słuchając jego i jego całego zespołu, przy nim, to włączyłam z powrotem radio. Chłopak spojrzał na mnie zły i po chwili znów je wyłączył. Zła, już miałam znów je włączać, gdy chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Molly...
-Okej, okej. -odparłam, podnosząc ręce w obronie. -Dlaczego nie chcesz słuchać swoich piosenek? -zapytałam, po pewnym czasie.
-Bo to przeszłość, Molly. -odparł.
-Nie rozumiem. -spojrzałam na niego dziwnie.
O co mu chodziło mówiąc, to przeszłość?
-Bo już nie ma mnie w One Direction. Zakończyłem to i nie chcę już do tego więcej wracać. Popełniłem błąd, będąc w tym zespole. -powiedział, ostatnie zdanie mówiąc ciszej.
Zamurowało mnie. On odszedł z zespołu? Dlaczego?
----------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Czeeeść. Co tam u was słychać?
Co myślicie o tym rozdziale?
Więc... 10 długich komentarzy = kolejny długi rozdział :)

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 9

 Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Dobrze wiedziałam o co mu chodzi. Chciał wiedzieć, czy powinien otwierać. Kiwnąłem głową na tak. Przecież nie chciałam, aby Louis, całkowicie popsuł mu drzwi. I tak powinnam kiedyś chyba porozmawiać z Louis'em. Właściwie to nie wiem dlaczego był taki zły. Zależało mu na mnie, czy był jakiś inny nie znany mi powód? Nawet nie wiedziałam, dlaczego miałoby mu na mnie zależeć.
 Z rozmyśleń wyrwały mnie krzyki Louis'a i Tom'a. Nawet nie zdążyłam zauważyć kiedy chłopak poszedł otworzyć drzwi.
-Daj mi się z nią zobaczyć! -usłyszałam głos Louis'a.
Chodź go nie widziałam, byłam pewna że był bardzo zły. Mogłam sobie z łatwością to wyobrazić. Niby nigdy nie widziałam go złego (pomijając ostatni wieczór), to czułam się jakbym znała jego złą minę na pamięć, jakbym znała każdy jego wyraz twarzy. Co oznacza takie uczucie?
 John zaczął przepychać się z Louis'em. Miałam już dość tego zamieszania, spowodowanego z mojej winy. Wstałam z krzesła i zaczęłam zmierzać niepewnym krokiem w stronę drzwi. Stanęłam za John'em i wyjrzałam zza jego ramienia. Widziałam złość wymalowaną na twarzy bruneta. Gdy chłopak tylko mnie zobaczył, momentalnie złagodniał. Aż tak na niego działałam?
-Molly... -zaczął łamliwym głosem.
John odwrócił się i spojrzał na mnie, gdy Louis wyciągnął w moją stronę rękę a ja ją złapałam.
-Możemy porozmawiać? -zapytał.
Widziałam jak szczęka John'a się zaciska ze złości, gdy kiwnęłam głową na tak.
-Jest w porządku, John. -powiedziałam, posyłając do przyjaciela sztuczny uśmiech.
Mimo wszystko ufałam Louis'owi, sama nie wiem dlaczego.

***
Jechaliśmy jego autem w kompletnej ciszy. Mieliśmy pojechać w ciche miejsce by porozmawiać w spokoju. Ta cisza między nami stawała się naprawdę fajna i nie chciałam jej psuć bezsensownymi słowami. Wystarczyło mi milczenie. To było o wile fajniejsze.
 Louis zatrzymał auto koło parku. Było już tak ciemno i zimno. Nie miałam ochoty na żadne spacerki.
-Louis, możemy zostać tutaj?  -zapytałam z nadzieją, gdy chłopak miał już zamiar otwierać drzwi.
Kiwnął głową potwierdzająco i znów wygodnie zasiadł na swoim fotelu.
-Molly... chciałem cię przeprosić. Nie powinienem na ciebie naskakiwać. Nie powinienem się złościć. -powiedział chłopak.
Czułam w jego głosie, jak bardzo był załamany, jak bardzo było mu przykro.
 Tak bardzo przez ten czas, próbowałam uniknąć jego wzroku. Nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć. Miałam w głowie tyle myśli... to zaczynało już być męczące. W głębi duszy błagałam by chłopak coś powiedział i przerwał tą niezręczną ciszę.
-Molly, wybaczysz mi? -zapytał.
W jego głosie było tyle niepewności. Mimowolnie odwróciłam głowę i spojrzałam w jego smutne tęczówki.
-Nie gniewam się na ciebie Lou. Po prostu nie powinniśmy się już widywać, a tym bardziej razem mieszkać. -powiedziałam.
-Ale... -zaczął, lecz mu przerwałam.
-Dlaczego jestem dla ciebie taka ważna? -niemal krzyknęłam.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Nadal czekałam na odpowiedź. Kompletnie go nie rozumiałam. My nie jesteśmy dla siebie nikim bliskim, więc czemu znaczę dla niego aż tak wiele? Czy cokolwiek znaczę?
-Molly... -wyszeptał.
Spojrzałam na niego. Dzieliło nas tak niewiele. Był tak niebezpiecznie blisko mnie, a z każdą sekundą był jeszcze bliżej. W końcu poczułam jego wargi na swoich, poczułam jego oddech, zapach. Mózg kazał mi uciekać. Mówił, że to nie prowadzi do niczego dobrego, a wręcz odwrotnie. Jednak ciało odmawiało posłuszeństwa. Byłam tak jakby uwięziona. Jakaś część mnie chciała tego i może dlatego nic nie zrobiłam.
 W końcu dotarło do mnie to co się właśnie dzieje. Odsunęłam się od Louis'a i spojrzałam na jego zdziwioną minę. Jak miałam się teraz zachować? Czułam się tak dziwnie. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić.
-Dlatego. -wyszeptał i zasiadł prosto na swoim fotelu.
Przez chwilę wpatrywałam się na niego zdziwiona. O czym on mówił? Parę minut później dotarło do mnie jednak, że on po prostu odpowiada na moje pytanie. Czyli czuł coś do mnie? Czyli jednak byłam dla niego ważna?
 Jak dla mnie było to po prostu za wiele. Za wiele jak na jeden dzień, a raczej jak na jedną noc.
-Chcę wracać do domu. -wyszeptałam, bawiąc się swoimi palcami.
Byłam tak zdenerwowana, sama nawet nie wiem czym. Czym się tak przejmowałam? Nie no kurde, ja się z nim całowałam. I powiem nawet więcej. Podobało mi się to. Najchętniej pocałowałabym go jeszcze raz, a nie siedziała sztywno. Po prostu potrzebowałam czasu. Potrzebowałam czasu by sobie to wszystko przemyśleć, bo zaczynałam już wariować.
 Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, co wydawało się trwać całą wieczność, spojrzałam niepewnie na Louis'a, po czym bez słowa opuściłam jego auto. Byłam, jak to powiedzieć... po prostu nie wierzyłam w to co się jeszcze niedawno wydarzyło. Tu nie chodziło tylko o pocałunek. Tu chodziło o to cholerne uczucie do Louis'a. Ja coś do niego czułam.
----------------------------------------------------------------
Tak więc, powracam. Chodź nasza rozłąka nie trwała długo, to strasznie za wami tęskniłam. Strasznie się cieszę, że do was wróciłam.
Kocham was wszystkich!

poniedziałek, 20 maja 2013

Informacja

Tak więc, chciałam ogłosić niezbyt miłą informację. Więc... zawieszam blog na czas nieokreślony. Proszę, nie bądźcie na mnie źli. Musiałam :(  
Mam nadzieję, że będziecie czekać i mnie nie zostawicie.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 8

Czasem wydaje ci się, że wszystkim przeszkadzasz. Jesteś niepotrzebna. Utrudniasz innym życie. Czujesz, że najlepiej byłoby gdybyś zniknęła. Pozwoliła normalnie wszystkim ludziom żyć. Ale przecież ty nic nie robisz...  po prostu żyjesz. Starasz się innym pomagać, nie przeszkadzać. Starasz się normalnie funkcjonować nie zapominając, że nie jesteś tu sama. Nagle zdajesz sobie sprawę  że właśnie w tym tkwi największy problem. Ty żyjesz. Może nie doszłabyś do tego sama, ale co jeśli ktoś ci w tym pomógł? Co jeśli ktoś powiedział ci to prosto w twarz? Co jeśli usłyszałaś, że jesteś zbędna na tym świecie? Wiesz, że nie możesz odejść, ale też nie możesz zachowywać się jakby nic się nie stało. Chcesz pomóc i szukasz rozwiązania. Chcesz by inni w końcu zobaczyli w tobie to kim naprawdę jesteś. Bo jesteś dobrym, uczciwym człowiekiem. I chcesz by inni także cię tak widzieli.

 Usiadłam na drewnianym krześle w kuchni, czekając na Louis'a. Już jakąś godzinę temu powinien być w domu. Nigdy nie było go aż tak długo. Jednak nie traciłam nadziei. Musiałam z nim porozmawiać. Dzisiaj. Nie rozumiałam, co się z nim ostatnio dzieje. Myślałam, że gdy nie ma go w domu jest na próbach, pracuje. A on tak po prostu znika na parę godzin. Prawie wcale go nie widzę. Gdzie on wtedy jest?
 Miałam w głowie tyle pytań, które zaczynały mnie już powoli męczyć. Czułam, że gdy Louis szybko nie wróci do domu, to głowa zaraz mi eksploduje z nadmiaru myśli. Zaczynałam się zastanawiać, co on robi przez ten cały czas? Jakie tajemnice może skrywać zwykły człowiek? Co może mieć do ukrycia?
 Moje przemyślenia przerwał trzask drzwi. Louis wrócił do domu. Aż podskoczyłam na krześle. Nareszcie się na niego doczekałam. Siedziałam i czekałam aż wejdzie do kuchni. Robił to zawsze gdy przychodził do domu, wstawał rano, czy gdzieś wychodził. Zdążyłam to już zauważyć.
 Chłopak wszedł do środka i spojrzał na mnie zdziwiony. Wydawało się, że kompletnie się mnie tutaj nie spodziewał. A przecież mieszkam w tym domu, więc mogłam tutaj być. Co w tym dziwnego?
 Chłopak wyglądał na zmęczonego. Czym mógł się tak zmęczyć? Przez moją głowę po raz kolejny przeszło wiele myśli. Różnych. Tych złych i tych dobrych. Chciałam jak najszybciej się wszystkiego dowiedzieć.
-Cześć piękna. Czemu nie śpisz? -zapytał brunet, wyjmują z lodówki karton z mlekiem.
-Chciałam z tobą porozmawiać. -odparłam, lekko się jąkając.
Właściwie sama nie wiedziałam, od czego miałabym zacząć. Od pytań, czy najpierw powiedzieć, że był u mnie Harry? A może nie powinnam wcale o tym wspominać?
Chłopak zasiadł koło mnie na krześle po długiej ciszy. Spojrzał na mnie pytająco. Zapewne chciał dowiedzieć się, o czym chcę z nim porozmawiać. Tylko, że ja już sama nie wiedziałam czy powinnam. Czy powinnam o cokolwiek go pytać. Przecież to jego życie.
-No, o co chodzi? -zapytał, uważnie mi się przyglądając. -Coś się stało?
Kiwnęłam przecząco głową i podniosłam wzrok do góry. Patrzyłam teraz prosto w jego oczy, w których na chwilę się zatrąciłam.
-Louis, gdzie byłeś? -zapytałam.
Już po chwili dotarło do mnie, że powinnam zadać jakieś inne pytanie. Bardziej sensowne.
 Chłopak spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.
-W pracy. -odparł, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Kłamiesz. -odparłam a chłopak odsunął się ode mnie, patrząc na mnie dziwnie.
Lekko się go przestraszyłam. Był zły. Był bardzo zły.
-Był u mnie dzisiaj w pracy Harry. Powiedział, że ich wszystkich olewasz, że nie przychodzisz na próby. -dodałam po chwili niepewnie.
Chłopak wstał z krzesła, chodząc nerwowo po kuchni. Bawiłam się zdenerwowana swoimi palcami. Może nie powinnam mu tego wszystkiego mówić? No cóż, już za późno.
-Czego on od ciebie chciał? -zapytał zły, kładąc ręce na stole i nachylając się nade mną.
Nasze nosy niemal się stykały. Czułam jego szybki oddech na sobie. Zaczynałam się go bać. Nigdy nie widziałam go, aż tak złego. Nic nie odpowiedziałam, nadal bawiąc się swoimi palcami, które były teraz bardzo interesujące.
-Odpowiedz! Czego on od ciebie chciał?! -krzyknął chłopak, a ja podskoczyłam.
Bałam się go.
-Chciał, aby się od ciebie wyprowadziła i miał racje, powinnam. -odparłam cicho.
Nadal nie potrafiłam na niego spojrzeć. Przerażał mnie.
-Będziesz tutaj mieszkała! -krzyknął, odsuwając się ode mnie.
-Wychodzę! Nigdzie się stąd nie ruszaj!
Po chwili usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi. Wyszedł. Tylko gdzie? Dlaczego on się tym wszystkim tak przejął? Jestem dla niego, aż tak ważna?
 Zrozumiałam, że nie powinnam o tym z nim rozmawiać. Nie powinnam nawet z nim mieszkać. Jestem głupia, że się na to zgodziłam. Wszystko tylko popsułam. To wszystko moja wina.
 Wstałam z krzesła i nadal zdenerwowana, poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy swoją czarną walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie moje rzeczy. Postanowiłam, że zostawię go w spokoju, że dam mu w końcu spokojnie żyć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moje istnienie nie ma żadnego sensu. Wszystkim tylko przeszkadzam. Jestem niepotrzebna.
 Będąc już całkowicie spakowana zeszłam na dół. Na szczęście Louis'a jeszcze nie było. Powiem szczerze, że przestraszył mnie i może właśnie dlatego od niego odchodzę. Po prostu się zmienił, to już nie był Louis z One Direction, tylko zwykły chłopak. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek był inny i nie chciałam się dowiedzieć. Po prostu już nic nie chciałam. Nie chciałam już wiedzieć, o nim nic.
 Napisałam na mu małą karteczkę, którą położyłam na stole w kuchni. Napisałam w niej, że się wyprowadziłam, żeby się nie martwił i że za wszystko mu bardzo dziękuję. To był naprawdę dobry człowiek. Gdyby był zły wcale by mi nie pomógł a to dzięki niemu wyszłam na prostą.

***
Na szczęście John pozwolił mi u niego zamieszkać, do czasu aż znajdę sobie jakieś mieszkanie. Minęło już jakieś 20 minut odkąd wyprowadziłam się od Louis'a a mój telefon był już zawalony nieodebranymi połączeniami od niego i SMS-ami. Miałam dość. Nie chciałam, aż tak bardzo namieszać.
 Siedziałam w kuchni razem z John'em i rozmawiałam o tym wszystkim. Chłopak naprawdę dobrze mnie rozumiałam. Czułam się lepiej wiedząc, że nie zostałam z tym wszystkim sama i wiedząc, że mam na kogo liczyć.
 W pewnym momencie usłyszeliśmy głośne walenie do drzwi. Przestraszałam się. Byłam pewna, że to Louis, tylko skąd on znał adres John'a?
--------------------------------------------------------------------------
Tak więc, macie krótki, beznadziejny rozdział. Bardzo przeprasza, za wszystkie błędy. Jestem po prostu zwykłym człowiekiem i nie napiszę tego wszystkiego perfekcyjnie bo mam dopiero 13 lat.
Chciałam podkreśli, że nikogo tutaj nie trzymam. Jeśli komuś nie podoba się to opowiadanie, to nie widzę, żadnego sensu w czytaniu go.
 Nie mam dzisiaj jakoś wcale humoru, więc proszę nie bądźcie na mnie źli. Po prostu staram się być szczera.

piątek, 17 maja 2013

Imagin ;)


Niektórzy nazywają to depresją, jak dla mnie to po prostu bezsilność. Nie dajesz już sobie rady żyć. Poddajesz się. Każda minuta życia jest wiecznością. Każde wstawanie rano to okropny wysiłek. Ważna dla ciebie jest tylko śmierć. Koniec który kończąc się tragicznie dla ciebie jest Happy Endem. Przestajesz walczyć o miłość, przyjaźń. Nie istnieje dla ciebie nic obrucz cierpienia. Marzysz aby jutro nie nadeszło. Dziwne jest jednak to, że potrafisz uśmiechać się cały dzień, a w nocy płakać i przeklinać życie. Może dlatego, że nie chcesz aby inni wiedzieli przez co przechodzisz? Zamykasz się w sobie. Każde twoje uczucia są głęboko w tobie. Kują w serce, drażnią duszę. Tego nie da się wytrzymać. To zbyt wielki wysiłek  Wtedy przychodzą ci myśli aby to wszystko zakończyć. Zastanawiasz się czy aby nie skończyć tego teraz. Tu, samemu. Po prostu w końcu nic, kompletnie nic nie czuć. Tylko ci silni wygrywają. Tylko ci którzy dadzą sobie radę żyć. A co jeśli jesteś słaby? A co jeśli to dla ciebie za wiele? Co jeśli jednak zamierzasz się poddać?
 Ashley już nie dawała rady. Na początku myślała, że jest silna, ze da radę. Jednak myliła się. Tak naprawdę była słaba, bezsilna. Postanowiła, że się podda, że nie będzie już walczyć. Nie dawała już po prostu rady.
 Stanęła na krawędzi mostu i spojrzała w dół. Chciała to zrobić. Chciała skoczyć. W końcu poczuć się wolna. Chodź by na te parę sekund. Chciała zakończyć życie i już nic nie czuć. Nie czuła już nawet strachu. Wszystkie uczucia odeszły od niej już bardzo dawno. Została sama jak pusta skorupa ślimaka. Każdy mógł ją zniszczyć, ale to ona niszczyła siebie najbardziej. Zawsze chciała być ptakiem. Być wolna. Uważała, że ptak to najbardziej wolna istota na ziemi. Może wszystko. Może polecieć gdzie chce. Nikt nie każe mu nic robić. Zazdrościła mu. Sądziła, że może w kolejny życiu będzie ptakiem. Jednak była pewna, że nie zasługuje na kolejne życie. Zbyt bardzo nie doceniła tego. Zasługiwała tylko na śmierć i właśnie tego najbardziej pragnęła.
 Oderwała jedną dłoń od kolorowej barierki i rozłożyła rękę. Poczuła wiatr. Jakby już leciała w dół. Chciała tego. Bardzo tego pragnęła. Już miała odrywać kolejną dłoń by w końcu skoczyć. Jednak coś jej przeszkodziło. Ktoś złapał ją za dłoń nie pozwalając by to zrobiła. Poczuła się źle. Jakby znów jej los zależał od innej osoby. Jakby postawili właśnie przed nią ścianę. Zatrzymali ją, by znów cierpiała. Czasami zastanawiała się czy właśnie dla tego nie istnieje. Może istnieje po prostu po to by cierpieć? Miała dość życia. Miała dość tego całego bólu.
 Mimowolnie się odwróciła. Przed sobą ujrzała niewiele starszego od siebie mężczyznę. Chłopak miał burzę lodów na głowie. Jego zielone oczy wpatrywały się w nią. Czuła się jakby krzyczał "Nie rób tego! Złaś w tym momencie! Nie pozwalam ci!" Znów czuła się jakby ktoś decydował za nią. Miała dość. Jeśli będzie chciała to skocz. Nikt nie będzie jej tego zabraniał.
-Dlaczego chcesz to zrobić? -zapytał niepewnie chłopak.
Wydawał się jakby nie był pewny tego co powiedział. Jednak ona poczuła się jakby usłyszała kompletnie co innego. Jakby właśnie zabronił jej tego zrobić.
-Zostaw mnie! Nie będziesz mówić mi co mam robić! -krzyknęła na niego złą.
W jej oczach pojawiły się łzy. Z całej siły próbowała zachować dla siebie swoje uczucia. Próbowała schować to jak bardzo źle się czuła i jak bardzo nie daje sobie rady.
-Nie płacz. -wyszeptał chłopak wycierając z jej policzka pojedynczą łzę.
Była już bezsilna. Chciała rzucić się w jego ramiona. Wypłakać mu się. O mały włos a by to zrobiła. Na szczęście w porę się powstrzymała.
 Kolana się pod nią ugięły a ona usiadła na zimnym betonie, trzymając się mocno poręczy. Zrozumiała, że tego nie chce. Czułą, że od początku wiedziała, że nie chce tego zrobić. Po prostu nie dopuszczała do siebie takiej myśli.
-Chodź. -powiedział do niej chłopak, wyciągając w jej stronę rękę.
-Nic nie jest warte śmierci. To koniec wszystkiego, a nikt nie zasługuje na koniec. Nikt nie zasługuje by to wszystko skończyło się właśnie tak. Nie musisz być silna. Wystarczy, że będziesz. To wszystko. -dodał.
Dziewczyna zawahała się. Przez chwilę zastanawiała się czy jest jakiś sens w dalszym istnieniu, życiu, oddychaniu. Jednak podała mu dłoń. Sama nie rozumiała dlaczego to zrobiła. Zwykły człowiek był w stanie sprawić, że wszystkie jej złe myśli zostały rozwiane? Sama w to nie wierzyła, ale właśnie tak było.
-Może dla jednych jesteś nikim, ale dla innych jesteś całym światem. Chcesz odebrać aż dwa życia, robiąc tylko sobie krzywdę? W końcu znajdziesz osobę, która pokocha cię i sprawi, że nada sens nawet zwykłej wypitej herbacie z rana. Zapewne znajdziesz ja już niedługo. A może on właśnie stoi przed tobą? -chłopak mówił do niej z lekkim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami i przytuliła się do niego bez słowa.
 ---------------------------------------------------
Hehe. No dobra. Co o nim myślicie?
Chciałam podkreślić, że pisałam go na historii bo się strasznie nudziłam, więc może być beznadziejny. :)
Kolejny rozdział opowiadania powinien pojawiać już niedługo. Najprawdopodobniej jutro :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 15 maja 2013

Rozdział 7

W końcu wyszło na to że Louis znów postawił na sowim i nigdzie się od niego nie wyprowadziłam. Czasami zastanawiam się dlaczego to jest dla niego takie ważne. Dlaczego zależy mu tak bardzo bym jednak u niego została i z nim mieszkała. Tak naprawdę to nic o nim nie wiem. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Ja szukam nowej pracy a jego prawie w ogóle nie mam w domu. Przychodzi późnym wieczorem i od razu kładzie się spać. Czuję się u niego szczerze mówiąc jak jakiś intruz. Nie potrzebna nikomu osoba która siedzi mu na głowie. Czasem to że nie ma się z kim zamienić chodź by jednego zdania strasznie boli. Nie wiesz co ze sobą zrobić. Próbujesz wyjść na świat. Chcesz porozmawiać z każdym chodź by zwykłym sprzedawcą w sklepie. Jednak nie możesz nigdzie wyjść. Z każdym dniem zaczynasz zamykać się coraz bardziej. Zaczynasz uciekać od ludzi i zamykasz się w swoim małym świecie w którym już powoli wariujesz i nie dajesz rady żyć. I co zrobić w takiej sytuacji? Jak sobie poradzić? Wtedy sam nie dasz sobie rady. Potrzebujesz wsparcia bliskiej osoby która mimo twojego uparcia i tak ci pomaga i tak pokazuje ci jak ważne jest życie. Życie które nie kręci się tylko na oddychaniu istnieniu. Pokazuje ci że życie to miłość przyjaźń wiara nadzieja to marzenia. To rzeczy których my nie doceniamy. Najczęściej każdy z nas o nich zapomina bo nie można włożyć ich do kieszeni jak telefonu którego gdy go tam nie ma jest nam go brak. Zapominamy o ważnych rzeczach bo przestają dla nas istnieć. A one jednak nadal są i będą zawsze. Tylko że z czasem przestają mieć jakiekolwiek znaczenie bo wygasają razem z nami. Razem z naszymi uczuciami które ma coraz mniej ludzi na tym świecie.

 Włożyłam do swoje czarnej torby klucze i wyszłam z domu. Pogoda wyjątkowo dopisywała. Zresztą mój nastrój również. Wczoraj w końcu zobaczyłam się z John'em którego nie widziałam już dość sporo czasu. Chłopak tak naprawdę wcale się nie zmienił. Wciąż był taki sam. Wciąż był małym dzieckiem z piaskownicy z poczuciem humoru. Nie wiedziałam go jakiś miesiąc a widząc go czułam się jakbyśmy się nie widzieli całe życie. Opowiedziałam mu wszystko co wydarzyło się do tej pory. Potrzebowałam się wygadać. Czułam że w końcu mogę z kimś normalnie na ten temat porozmawiać. Nie miałam z kim. Do tej pory nie miałam z kim o tym porozmawiać. Louis nie chciał nie było na to czasu i tak naprawdę ja także nie chciałam. Mogłam o tym porozmawiać z każdym tylko nie z nim. Z nim nie umiałam rozmawiać o niczym a co dopiero o tym co przeżyłam. Z John'em jest zupełnie inaczej. Chłopak mówi tym samym językiem co ja. Potrafimy się dogadać. To że z nim jestem przebywam już mi w jakiś dziwny sposób pomaga. To że jest to połowa sukcesu. Przyjaciel przecież jest z nami zawsze. Co z tego że nasz kontakt jakimś dziwnym trafem urwał się na miesiąc? I tak jesteśmy przyjaciółmi i jestem pewna że mogę mu w stu procentach ufać. To tak jakby mój anioł stróż. Zawsze przy mnie. Może nie zawsze jest koło mnie ale duszą jest. Znalazł sobie miejsce w moim sercu gdzie na zawsze zamieszkał.
 Szłam na przód kołysając ręką. Czułam że to mój szczęśliwy dzień. Ja czułam się szczęśliwa. Dostałam pracę. W końcu. Szczerze mówiąc liczyłam na coś więcej niż jakaś tam zwykła praca w kawiarni no ale cóż.   Podobno żadna praca nie hańbi. Oczywiście mogłam szukać dalej. Miałam przecież pieniądze no i moja ostatni praca była dość dobra. Teraz każdy raczej powinien mnie przyjąć. Jednak pomyślałam a raczej poczułam że potrzebna mi jest zmiana. Zmiana która oddzieli moje tamte życie od tego dużą grubą kreską. Jeśli miało się to wiązać z tym że będę pracować w zwykłej kawiarni to nic się nie stało. Właściwie to zawsze chciałam tam pracować. Przyjmować zamówienia podawać ludziom kawę i sprzątać po nich. To przecież praca moich marzeń. Chodź szczerze mówiąc nie chciałam tam pracować to wmawiałam sobie że będzie super że polubię tą pracę i czułam że właśnie tak będzie. Miałam już dość siedzenia w czterech ścianach i nic nie robienia. To kompletnie nie jest do mnie podobne. Ja nie potrafię wytrzymać pięciu minut nic nie robiąc a co dopiero parę dni. Więc właśnie tak postanowiłam że każda praca jest dobra.
 Po jakiś trzydziestu minutach byłam już na miejscu. Szczerze mówiąc myślałam że zajmie mi to co najwyżej piętnaście minut. Na szczęście wyszłam z domu wcześniej i zdążyłam na czas.
 Stanęłam przed dość małym budynkiem. Pierwsze wrażenie? Zwykła mała kawiarnia. Takie miejsce gdzie można spokojnie usiąść i przeczytać książkę. Okrągłe stoliki poustawiane na zewnątrz a koło nich parę krzeseł. Wyglądało na to że to miłe przytulne miejsce.
***
Wcale się nie myliłam. Pomysł z tą pracą był bardzo dobry. Ludzie uśmiechali się do mnie gdy podchodziłam do nich przyjmując zamówienia lub podając coś do stolika. Już bardzo dawno nie wiedziałam na raz tylu uśmiechniętych ludzi. Szef także wydał się w porządku. Był ode mnie starszy jakieś pięć cztery lata. Atmosfera w tym miejscu była magiczna i zarażała mnie swoim optymizmem. To było tak jakby miejsce w którym znikają wszystkie smutki. Nie ma nic obrucz otaczających cie uśmiechniętych ludzi. Coś niesamowitego.
 Wytarłam właśnie kolejny stolik mokrą szmatką. Zaraz powinnam kończyć pracę. W kawiarni nie było już żadnej żywej duszy. Nikogo obrucz mnie i Aaron'a który był na zapleczu. Tak Aaron to mój szef.
 Słysząc otwierające się drzwi kawiarni odwróciłam się. Własnym oczom nie wierzyłam kiedy przed sobą dostrzegłam Harry'ego. On był ostatnią osobą którą chciałam wiedzieć no i w dodatku w tak wspaniałym dniu jak ten. Harry mnie nie lubił a raczej nawet nienawidził. Chciałam teraz jak najszybciej gdzie uciec schować się. Będąc z Harry'm w jednym pomieszczeniu czułam się strasznie dziwnie. Jak taka banka mydlana która sięga już zmieni i wie że za chwilę się rozbije.
 Brunet rozejrzał się po kawiarni jakby czegoś szukał. Zastygłam w miejscu. On naprawdę tutaj był. Chłopak gdy mnie dostrzegł zrobił zdziwioną minę. Wyglądało na to że on także nie spodziewał się mojego widoku. W głębi duszy miałam nadzieję że zaraz sobie pójdzie jednak ten zaczął się do mnie zbliżać pewnym krokiem. Wyglądało na to że dobrze wie co robi. Jakby przez tą strasznie krótką chwilę zaplanował sobie wszystko co się teraz wydarzy. Jakby zapisał sobie w głowie scenariusz tego zdarzenia.
 Przez skórę przeszły mnie dreszcze gdy zatrzymał się naprzeciwko mnie. Na chwilę wstrzymałam oddech gdy chłopak otworzył usta by coś powiedzieć. Czułam się jakby ktoś za chwilę miał postawić mi karę śmierci lub ocalić mnie całą. Chodź ta druga opcja w tym momencie mogła być tylko wtedy gdy ucieknę. W głębi swojej duszy krzyczałam "Uciekaj!" Chciałam znaleźć się jak najdalej od lokatego.
-Kawę. -powiedział pewnie zasiadając na drewnianym krześle naprzeciwko mnie.
Zatkało mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Raczej myślałam że powie coś innego sama właściwie nie wiem czego się tak naprawdę spodziewałam.
-Kawy. -powiedział oschle chłopak.
Stałam przecież jakieś parę minut bez ruchu przyglądając mu się. No tak to musiało dziwnie wyglądać. Gdy się ocknęłam odeszłam od niego bez słowa.
 Wzięłam do ręki filiżankę i wlałam do niej kawy. Czułam się tak niepewnie. Byłam prawie pewna że to nie koniec naszej 'rozmowy'. Czułam że za chwilę coś od siebie doda. Że powie parę rzeczy o których kompletnie nie chcę słyszeć.
 Podałam chłopakowi filiżankę kawy i już miałam odchodzić gdy usłyszałam jego głos.
-Zaczekaj. -powiedział.
Wiedziałam. Wiedziałam. Byłam tego pewna. Zaraz mnie obrazi albo jeszcze gorzej. Zła odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
-Muszę wracać do pracy. -odparłam i ponownie się od niego odwróciłam.
-Zaczekaj. -powiedział poważnie.
Mimowolnie odwróciłam się i zasiadłam na krześle koło niego.
-Mamy problemy. Coś złego dzieje się z Louis'em. On już nie jest sobą. To kompletnie inna osoba. Nie przychodzi na próby. Olewa nas wszystkich i ma jakieś dziwne tajemnice. Dobrze wiem że to przez ciebie. Odkąd się zjawiłaś mamy same problemy. Zmieniłaś Louis'a. W właściwie to go od nas zabrałaś. Odebrałaś nam go. Przynosisz same kłopoty. Jesteś zwykłą szmatą i nie zasługujesz na Louis'a. Dla twojego dobra powinnaś zostawić go w spokoju. Dobrze ci radzę odejść z jego życia i nigdy nie wracaj. -powiedział strasznie poważnie po czym wstał i bez słowa wyszedł.
-----------------------------------------------------------
Co myślicie o tym rozdziale? Mam nadzieję że wam się podoba. ;) Kocham was wszystkich kochani! Dziękuję że ze mną jesteście i czytacie.
Liczę na długie komentarze. ;)

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 6

~cztery dni później~
-Zrobić ci herbaty? -zapytałam całego zmoczonego bruneta który właśnie przyszedł do domu.
Chłopak tylko pokiwał twierdząco głową po czym poszedł na górę. Na dworze było bardzo zimno no i do tego strasznie padało. Zimne krople deszczu obijały się o okna. Wyjęłam z górnej półki dwa kolorowe kupki. Gdy woda na herbatę się gotowała do drzwi ktoś zadzwonił. Odstawiłam na miejsce cukier który właśnie wsypywałam do kubka. Zdziwiona powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Nie wiedziałam czy powinnam otwierać. Przecież to na pewno do Louis'a. Zresztą my mamy rzadko gości a właściwie to prawie wcale. Niepewnie otworzyłam drzwi naciskając na zimną metalową klamkę. Własnym oczom nie wierzyłam kiedy przede mną ujrzałam Tom'a. Chłopak spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Zamarłam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jak się zachować. Nie spodziewałam się tego że tutaj przyjdzie.
-Witaj. -powiedział uśmiechając się się do mnie.
Ocknęłam się. Chciałam zamknąć drzwi jednak chłopak mi w tym przeszkodził. Nie mogłam ich zamknąć. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Czego on w ogóle chciał?
 Chłopak wepchnął się do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się po pomieszczeniu jakby czegoś szukał. Swój wzrok zatrzymał na mnie. Zrobił krok w przód i złapał mnie za mój nadgarstek. Chciałam uciec. Gdzieś się schować. Jednak nie mogłam. Nie mogłam nic zrobić. Byłam zbyt bardzo zdenerwowana. Nigdy nie pomyślałabym że tutaj przyjdzie.
-To widzę że jesteśmy sami. -powiedział z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
Chciałam uciec. Z całej siły próbowałam wyciągnąć z jego uścisku swoją dłoń jednak na marne. Chłopak był ode mnie o wiele silniejszy.
-Co tu się dzieje? -usłyszałam głos Louis'a.
Równie z Tom'em odwróciłam się w stronę chłopaka który schodził po schodach. Przyspieszył widząc mnie i Tom'a. Kompletnie zapomniałam że Louis jest w domu. Na szczęście był i w porę się zjawił.
-Puść ją! -krzyknął stanowczo w stronę Tom'a.
Chłopak zaśmiał się i złapał mnie tak że byłam teraz bardzo blisko niego.
-Puść ją! -powtórzył Louis.
Tom zaśmiał się jeszcze bardziej.
-Odejdź albo ją zabiję. -powiedział Tom szukając czegoś w swoje prawej kieszeni.
Przestraszyłam się. Tom mógł zrobić wszystko.
-Powiedziałem puść ją gnoju! -krzyknął Louis będąc coraz bliżej nas.
-A co mi zrobisz? -brunet zaśmiał się kpiąc z chłopaka.
-Zabiję cię. -wysyczał przez zęby.
-No dobrze dobrze. -powiedział Tom i popchnął mnie tak że upadłam obijając się o ścianę w przedpokoju.
Nie spodziewałam się tego że mnie puści. Chłopak zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Nachylił się nade mną.
-Suka. -wyszeptał i uderzył mnie z pięści w twarz.
Zły Louis podszedł do Tom'a i go uderzył. Chłopcy zaczęli się bić. Wyraźnie było widać przewagę Louis'a. Nikt z nich nie chciał odpuścić a powinni przestać się bić. Nie chciałam żeby skończyło się to jakąś katastrofą. Dalej siedziałam w koncie. Niespodziewanie do domu wszedł... Harry? Nie rozumiałam co on tutaj robi. Widziałam go tu tylko raz jak podwoził Louis'a do domu. Zdziwiony chłopak podszedł szybkim krokiem do bijącego się Tom'a i Louis'a. Odsunął ich od siebie po dość długim czasie. W końcu Tom opuścił dom Louis'a. Dalej byłam w szoku. Co on tutaj robił? Nie docierało to do mnie że mógł tutaj przyjść.
 Louis podszedł do mnie gdy trochę ochłonął. Kucnął przede mną i podniósł mój podbródek do góry zmuszając mnie przy tym bym na niego spojrzała. Nie chciałam tego. Nie chciałam na niego patrzeć. Byłam na siebie zła. Nie powinnam mieszkać tutaj u Louis'a. Sprowadzam na niego same problemy. Bił się z Tom'em bo mnie bronił a nie powinno być tak. Nie powinien mnie bronić. Nawet nie powinien znać mojego imienia. Co ja w ogóle robiłam w jego życiu?
-Wszystko dobrze? -zapytał patrząc mi prosto w oczy.
Nic nie odpowiedziałam. Nie ufałam swoim słowom. Miałam w głowie teraz tyle myśli. Nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć.
-To wszystko jej wina. Nie powinna u ciebie mieszkać. Nawet jej nie znasz. Zaraz cię okradnie albo jeszcze gorzej. Kim ty jesteś? Jakąś pomocą dla potrzebujących? -wtrącił się do tej pory cichy Harry.
Louis spojrzał na mnie go zły wstając z miejsca.
-To zwykła szmata. -dodał pokazując na mnie ręką.
Coś w środku mnie zakuło. Poczułam się bardzo źle. Jak on mógł coś takiego w ogóle powiedzieć skoro wcale mnie nie znał?
-Spierdalaj. -powiedział zły Louis.
Harry spojrzał na niego zdziwiony. Najprawdopodobniej nie spodziewał się takiej reakcji bruneta. Zresztą ja także.
-Spierdalaj powiedziałem! -krzyknął zły chłopak pokazując na drzwi.
Harry zdziwiony podszedł do drzwi i nacisnął na klamkę.
-Zastanów się nad tym co robić. Zobacz co ta dziewczyna z tobą zrobiła. -powiedział wychodząc z domu.
Czułam się źle. Byłam strasznie zła na siebie. Wstałam z miejsca i bez słowa pobiegłam do mojego tymczasowego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i opadłam na łóżku ze łzami w oczach. Płakałam. Płakałam uwalniając się przy tym od wszystkich emocji które mi do tej pory towarzyszyły. Miałam dość. Dość tego mojego beznadziejnego życia. Miałam dość wszystkiego. Powinnam się teraz spakować i wyprowadzić od Louis'a. Wyjęłam z szafy swoją czarną torbę i zaczęłam pakować do niej wszystkie moje rzeczy. Wrzucałam wszystko do środka. Po moich policzkach płynęła niekontrolowana ilość łez rozmazując przy tym cały mój makijaż. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi. Nie wątpliwie był to Louis. Czułam się dobija się tak dobre pare minut.
-Molly otwórz! -krzyknął uderzając pięścią o drzwi.
Nie chciałam by się dalej denerwował. Wstałam z miejsca i podeszłam do drewnianych drzwi. Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Louis stał zdziwiony patrząc na mnie. Odeszłam do drzwi i podeszłam do szafy. Kontynuowałam moje pakowanie się. Louis podszedł do mnie przykucając koło mnie. Złapał za mój podbródek i odwrócił moją twarz w jego stronę. Spojrzał na mnie ze współczuciem. Otarł opuszkami palców łzy cieknące po moich policzkach. Spojrzałam na niego i tak po prostu się do niego przytuliłam. Chłopak nie spodziewał się zapewne takiej reakcji z mojej strony jednak po chwili sam się do mnie przytulając.
--------------------------------------------------------
Przepraszam, że czekaliście tak długo. No i w dodatku dodałam tak krótki rozdział. Naprawdę przepraszam. Wile osób chciało bym dodała dzisiaj więc wzięłam się za pisanie i wyszedł mi taki krótki.
Mam dla was propozycję: 6 długich komentarzy = kolejny długi rozdział.
Co wy na to? :)

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 5

Kompletnie nie mogłam zasnąć. Nie wiem czy było to spowodowane moimi myślami którymi zaczynałam się już po woli męczyć czy tą burzą której się bałam. Louis pożyczył mi swoją błękitną koszulę która sięgała mi do połowy ud. Nie miałam przecież tu niczego. Ani telefonu ani pieniędzy po prostu nie miałam nic co wiązało się z tym że jednak będę musiała wrócić do domu po rzeczy. Nie chciałam tego. Nie chciałam tam wracać a przecież będę musiała. Może jakoś uda mi się tam przyjść gdy nie będzie Tom'a. Miałam taką nadzieję.
 Słysząc kolejny głośny grzmot wstałam z łóżka. Już miałam tak w swojej naturze że strasznie bałam się burz. Tak było i tym razem. Po woli wyszłam z ciemnego pokoju. Wychodząc na korytarz na chwilę się zatrzymałam. Najchętniej obudziłabym teraz Louis'a by nie czuć się taka samotna i by się tak już nie bać. Jednak postanowiłam że go nie będę budzić. Siedzę mu na głowie i jeszcze mam go po nocach budzić. Nie co to to nie. Aż taka zła to nie jestem.
 Zeszłam lekko skrzypiącymi schodami na dół. Stojąc przed drzwiami kuchni rozejrzałam się dookoła odkręcając się wokół własnej osi. Wszędzie było bardzo ciemno. Dom wydawał się dwa razy większy niż w dzień. Powolnym krokiem weszłam do kuchni. Odwróciłam się i o mało zawału nie dostałam. Moim pierwszym wrażeniem było to że ktoś się włamał jednak był to tylko Louis. Chłopak lekko przestraszony podniósł głowę do góry słysząc mój krzyk. Jego twarz oświetlona lekkim światłem wydostającym się z lampki była lekko zdziwiona gdy mnie zobaczył. Wyglądało na to że chłopak też nie mógł spać. Poczułam się lekko lepiej wiedząc że nie tylko ja nie śpię.
 Stałam chwilę jak słup wpatrując się w chłopaka. Nie zwracałam w ogóle na to uwagi do póki chłopak nie odchrząknął. Otrząsnęłam się i powolnym krokiem podeszłam do lodówki. Wyjęłam z niej mleko i wlałam je sobie do wysokiej przezroczystej szklanki którą wyjęłam z górnej półki znajdującej się nade mną. Chłopak dokładnie śledził każdy mój ruch. Napiłam się stojąc nadal tyłem do niego. Odwróciłam się i zasiadłam koło niego na krześle.
-Też nie możesz spać? -zapytałam niepewnie.
Chłopak tylko kiwnął głową. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Błądziłam wzrokiem po kuchni byle by tylko nie spojrzeć na bruneta który uważnie mi się przyglądał. Czułam się przez to trochę niezręcznie. Podskoczyłam na krześle słysząc kolejny grzmot. Usłyszałam cichy śmiech bruneta. Odwróciłam się w jego stronę patrząc na niego zła.
-Bardzo śmieszne. -powiedziałam nadal zła.
Chłopak nie mógł opanować swojego śmiechu. Wstałam z krzesła by za chwilę wyjść jednak chłopak złapał mnie za rękę.
-Siadaj. -powiedział już się nie śmiejąc.
Rozejrzałam się dookoła po czym ponownie zasiadłam na drewnianym krześle. Znów siedzieliśmy w ciszy. Zaczynałam mieć już jej dość. Mieć już dość tej ciszy która panowała między nami. Za każdym razem gdy się widzimy jest cisza. Parę razy coś powiemy a później cisza. Zaczynało mnie to już denerwować. No i jeszcze Louis cały czas mi się przyglądał. Nie rozumiałam dlaczego.
-Dlaczego cały czas mi się przyglądasz? -zapytałam lekko oburzona.
Chłopak spuścił głowę patrząc tępo w stół. Wyglądał na speszonego. Poczułam się trochę źle bo lekko na niego nakrzyczałam.
-Przepraszam. -wyszeptałam cicho z poczuciem winy.
-Nie masz za co przepraszać. To ja przepraszam że tak się ci przyglądam. -powiedział. -Sam nie wiem dlaczego to robię. -dodał cicho jakby mówił raczej do siebie niż do mnie.
-Dlaczego jesteś inny? -zapytałam niepewnie po dłuższym czasie.
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie. Zapewne nie wiedział o czym mówię.
-Inny niż widzą cię inni. -dodałam trochę bardziej pewnie.
Chłopak nic nie odpowiedział. Wydawało się że zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie chciałam na niego naciskać więc też nic nie mówiłam. Napiłam się mleka i odstawiłam szklankę na drewnianym stole z lekkim hałasem.
-Bo mam dość bycia kimś innym. Chcę w końcu być sobą. -powiedział.
Na początku nie rozumiałam o co mu chodzi jednak po chwili dotarło do mnie że chłopak odpowiada na pytanie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Muszę wrócić do domu po rzeczy. -powiedziałam patrząc przed siebie.
-Pójdę z tobą. -powiedział stanowczo.
Nie chciałam zaprzeczać. Ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić to pójść tam sama. Cieszyłam się w głębi duszy że Louis to zaproponował. Nie byłabym na tyle dzielna by go o to sama poprosić.
-Będę musiała odejść z pracy. -powiedziałam raczej sama do siebie niż do Louis'a.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Może nawet lubię tą pracę mam dobre zarobki i w ogóle jest fajna ale męcząca i głupia. Mam głupią szefową i kamerzystę. -powiedziałam z grymasem na twarzy.
Chłopak zaśmiał się. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy tak chyba z jakieś dwie godziny. Polubiłam Louis'a. Wydawał się być bardzo fajnym facetem. Opowiadał mi o sobie o swojej pracy o swoim życiu a ja mu o sobie o tym co przeżyłam prawie całą swoją historię. Brunet uparł się że u niego zamieszkam przynajmniej do czasu gdy nie znajdę sobie jakiegoś mieszkania. Musiałam się zgodzić. Chłopak tak naprawdę zadecydował za mnie. Postanowiłam że jutro przyniosę do racy wymówienie. Miałam już jej dość. Sama nie wiem dlaczego. Przecież ją lubiłam. No tak dopiero teraz zrozumiała że to beznadziejna męcząca praca. Ach czasami trudno mnie zrozumieć.
***
Obudziły mnie promienie słoneczne przedostające się do pokoju przez lekko uchylone okno. Otwarłam zaspane oczy i lekko podniosłam się do góry jednak o chwili znów opadłam na miękki materac. Chciałam znów zapaść w sen. Przykryłam głowę poduszką odwracając się tak że leżałam teraz na brzuchu. Moje lenistwo przekraczało już wszelkie granice. Nigdy nie byłam leniem. Nigdy nie miałam problemu ze wstawaniem wcześnie rano. To ja zawsze byłam tym porannym ptaszkiem który o siódmej rano był gotowy do życia. Jak oparzona wstałam z łóżka gdy w końcu dotarło do mnie że przecież powinnam pójść do pracy. Lekko się uspokoiłam no bo przecież mam złożyć wymówienie. Jednak nadal byłam na siebie zła. Jak mogłam zachować się tak nieodpowiedzialnie. Tak nie powinnam się zachować. Nie powinnam tak po prostu olewać pracy. Przecież jeszcze nikogo nie powiadomiłam o tym że się dzisiaj nie zjawię i że mam zamiar odejść z pracy.
 Zapewne normalnie bym się teraz przebrała ale nie miałam przy sobie żadnych swoich rzeczy obrucz tych wczorajszych a Louis uparł się że wrzuci je do prania ze swoimi. Stałam w pokoju Louis'a a przecież nie przypominam sobie żebym tu wczoraj wieczorem wracała. A może mi się to przyśniło  A może przyśniła mi się ta wieczorna rozmowa z Louis'em. W głębi duszy miałam jednak nadzieję że nic mi się nie przyśniło.
 Wyszłam powolnym krokiem z pokoju. Bosymi stopami stąpałam po drewnianej podłodze. Schody lekko skrzypiały. Już w połowie drogi można było poczuć jajecznicę. Wyjrzałam zza drzwi. W kuchni tyłem do mnie stał Louis. Chodził gdzieś w tą i z powrotem. Wyglądał dość zabawnie. Zapewne chciał coś ugotować. Nie no przecież on już gotował. Po całym pomieszczeniu było czuć jajecznicę. Niepewnie zrobiłam krok do przodu poprawiając koszulę którą miałam na sobie. Po chwili Louis się odwrócił. Spojrzał na mnie. Zmierzył mnie dokładnie od stup do głów. Uśmiechnął się do mnie widząc moją dość dziwną minę. Nie wiedziałam co teraz mam zrobić. Usiąść przy stole czy może nadal tu stać a może sobie stąd pójść?
-No nareszcie wstałaś śpiochu. -powiedział śmiejąc się Lou.
Uśmiechnęłam się niepewnie do niego.
-Siadaj. Zrobiłem jajecznicę. Mam nadzieję że da się ją zjeść. -powiedział po czym odwrócił się w stronę patelni.
Niepewnie zasiadłam na drewnianym krześle przy prostokątnym stole. Uważnie przyglądałam się wszystkim ruchom Louis'a. Chyba wiedział że się mu przyglądam. Chodź stał tyłem byłam prawie pewna że się uśmiecha.
***
-Już idę! -krzyknęłam zza drzwi łazienki słysząc głos Louis'a który cały czas mnie poganiał.
Louis pożyczył mi jedną z sukienek Eleanor. No właśnie jego dziewczyny. Nie przypominam sobie by kiedykolwiek o niej wspominał. Wczoraj wieczorem opowiadał mi o sobie. Co prawda nie za wiele ale ani razu nie wspomniał o El. Nawet razem nie mieszkają. A przecież chyba powinni. Raczej nie zachowywali się jak para. Właściwe to ja przecież ani razu ich razem nie widziałam. A gazety piszą że są w sobie tak bardzo zakochani. Że nie mogą bez siebie żyć i że nie widzą po za sobą świata. Chodź pytanie o Eleanor mnie dręczyło to nie byłam na tyle odważna by się go o nią zapytać. Jakby chciał sam by o niej wspomniał.
 Wyszłam z łazienki będąc już gotowa. Szczerze mówiąc nie przepadam za sukienkami. Zakładam je tylko wtedy gdy powinno się je założyć. A nie tak po prostu. Jednak Louis nie mógł nic innego znaleźć. Wydawał się być nawet zadowolony z tego powodu.
 Zeszłam drewnianymi schodami na dół gdzie czekał już na mnie niecierpliwie Lou. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął.
-Ślicznie wyglądasz. -powiedział.
Spojrzałam na niego dziwnie. Wyglądałam... dziwnie. Po prostu dziwnie. Chodź miałam na sobie ładną sukienkę dobrze uczesane włosy to moje buty wyglądały jakby były kompletnie od czegoś innego. Trampki i sukienka. Szczerze mogłam powiedzieć że nigdzie bym tak nie wyszła. Niestety ale musiałam. Przecież musiałam pojechać do domu po rzeczy. Po drodze raczej nikt nie powinien mnie widzieć.
 Wsiadłam do samochodu chłopaka i zapięłam pasy. Niebo było pochmurne i zapowiadało się na deszcz. Zresztą jak to w Londynie chodź przez parę dni była bardzo ładna pogoda. Od domu Louis'a do domu Tom'a było dość daleko. Już w połowie drogi się rozpadało. Deszcz obijał się o szyby samochodu. Siedziałam odwrócona w stronę okna. Lubiłam taką pogodę. Lubiłam zapach deszczu. Lubiłam mokre ulice. O wiele bardziej lubię deszcz od słońca.
-Jesteśmy. -powiedział Louis zatrzymując auto.
-----------------------------------------------
Tak więc jest rozdział 5. Mam nadzieję że się wam podoba. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
Spamujcie pytaniami: http://ask.fm/ligusiaaaa

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 4

Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Nikt z nas nic nie mówił. W głowie miałam tyle pytań które chciałam zadać brunetowi. Jednak wciąż siedziałam cicho. Czym dłużej trwała cisza tym trudniej było ją zakończyć i chyba właśnie dlatego nikt z nas nadal nic nie mówił. Najbardziej chyba ciekawiło mnie to co Louis tutaj robił. Zaczynałam zastanawiać się czemu tak często na siebie wpadamy. Gdziekolwiek jestem tam też jest i on. Najpierw przez przypadek na niego wpadłam a później to już cały czas na siebie wpadamy. Może mnie śledzi? Nie no. Co ja mówię? Louis nie wygląda na kogoś kto mógłby kogoś śledzić. Raczej wyglądał na taką niewinną cicho osobę. No właśnie cichą. Cichą a podobno taki nie jest. Wręcz przeciwnie. Głośny wygadany zabawny szalony. Tak widzą go inni. Dlaczego jest inny niż wydaje się być? Nic z tego nie rozumiałam. Czym dłużej się nad tym zastanawiałam tym miałam coraz to bardziej głupsze myśli. Postanowiłam więc że zostawię tą sprawę w spokoju. Odwróciłam się w stronę okna. Miałam zamiar raczej zająć się krajobrazem za oknem ale przez tą wielką ciemność nic nie widziałam. Zrezygnowana spojrzałam na bruneta. Dlaczego nic nie mówił? Mógł powiedzieć cokolwiek a czułabym się lepiej. Jednak wciąż każdy z nas był cicho. Cisza sprawiała że czułam się trochę dziwnie.
-To tutaj. -pokazałam na mój dom.
-Tak wiem. -powiedział lekko się śmiejąc.
Auto zatrzymało się.
-Dziękuję że mnie podwiozłeś. -powiedziałam otwierając ciemne drzwi. -Do zobaczenia. -dodałam.
Żywym krokiem zmierzałam w stronę drzwi od domu. Louis dziwnie się mi przyglądał przez cały ten czas. Zapewne chciał mieć pewność że dotarłam do domu. No ale co mogło by mi się stać przez tak krótki czas? Przez cały czas czułam wzrok bruneta na sobie. Chciałam się odwrócić i jeszcze raz na niego spojrzeć jednak jakoś się opanowałam. Wyjęłam ze swojej torebki klucz i powoli wsadziłam go do zamka. Otworzyłam drzwi i odwróciłam się w stronę Louis'a. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do środka. Ledwo się odwróciłam a przede mną stał strasznie zły Tom. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Jednak dawno nie widziałam go aż tak złego. Przestraszona spojrzałam na niego.
-Gdzie byłaś? -krzyknął.
-Yy... ja byłam... ja byłam w kawiarni... -odparłam jąkając się.
-Nie kłam! -krzyknął. -Widziałam jak jakiś facet cię tu przywiózł!
Tom był strasznie zły. Zrobiłam krok w tył by się od niego oddalić ale ten złapał mnie za nadgarstki. Jego ręce z całej siły ściskały moje. Nie mogłam tego wytrzymać.
-Puść mnie. -powiedziałam próbując wydostać się z jego uścisku.
-Jak śmiałaś mnie zdradzać. -powiedział w końcu mnie puszczając.
Popchnął mnie do tyłu a ja upadłam na podłogę.
-Nie zdradziłam cię. -powiedziałam a chłopak podszedł do mnie i z całej siły kopnął mnie w brzuch.
Ból był przerażający. Nie mogłam tego wytrzymać. Zwijałam się z bólu leżąc na podłodze.
-Kłamiesz! -krzyknął.
-Nie. -powiedziałam przez łzy.
Szybko pożałowałam swoich słów. Chłopak po raz kolejny mnie kopnął. Zwijałam się z bólu. Najprawdopodobniej naszą kłótnię było już słychać wszędzie a tym bardziej moje jęki z bólu. Nie rozumiałam skąd w ogóle przyszło mu coś takiego do głowy że ja go niby zdradzałam...  Był o mnie zazdrosny? On zdradzał mnie za każdym razem kiedy miał okazję a ja... a ja dzielnie znosiłam jego zachowanie.
-Jak śmiesz kłamać mi prosto w twarz?! -krzyknął chodząc w tą i z powrotem.
-Ja nie kłamię. -powiedziałam.
Chłopak spojrzał na mnie zły i zaczął zmierzać w moją stronę. Wiedziałam do czego to zmierza. Znów ma zamiar mnie uderzyć. Podkuliłam się przygotowując na kolejny cios. W pewnym momencie usłyszałam jak drzwi od domu się otwierają a ktoś wchodzi do środka. Nie byłam jednak wstanie rozpoznać kto to jest. Widziałam tylko buty które szybkim krokiem zmierzały w moją stronę.
-Molly nic ci nie jest? -usłyszałam znajomy mi głos.
Chłopak podniósł mój podbródek do góry patrząc na mnie z troską. Nie rozumiałam co on tu robi. Jednak w tym przypadku wcale się tym nie przejmowałam.
-Co ty tu robisz? -usłyszałam zły głos Tom'a.
Louis odwrócił się i wstał z miejsca. Bałam się że Tom może coś mu zrobić.
-Jak śmiałeś ją uderzyć?! -krzyknął Louis.
Chciałam podnieść się z ziemi jednak nie byłam na tyle silna. Widziałam tylko buty chłopaków i słyszałam ich krzyki.
-Nie wtrącaj się! Zasłużyła sobie na to! -krzyknął Tom.

Widziałam zbliżające się kroki w stronę Tom'a. Louis go uderzył a ten nie spodziewając się że zostanie zaatakowany upadł na podłogę. Louis podszedł do niego i uderzył go jeszcze raz. Z nosa Tom'a zaczęła sączyć się krew. Chciałam jakoś ich powstrzymać. Chciałam powstrzymać Louis’a by przestał bić Tom’a. Sama nie wiem dlaczego. Przecież sobie na to zasłużył... może miałam za dobre serce? Za dobre by znieść czyjąś krzywdę? Możliwe. No cóż taka już jestem.
 Tom bezradnie leżąc na podłodze dokładnie przyglądał się Louis’owi. Nie był wstanie wstać z podłogi. Zdziwiłam się. Tom nigdy nie był tym słabym. Zawsze wygrywał wszystkie bójki w których uczestniczył. Nie rozumiałam czym to było spowodowane że tym razem jednak przegrał. Może przez zaskoczenie. Przez to że nie spodziewał się że zostanie zaatakowany przez bruneta. A może po prostu Louis był dla niego zbyt silny.
Louis podszedł do mnie i kucnął przede mną.
-Chodź. –powiedział cicho i pomógł mi wstać.
Złapałam się za bolący brzuch ledwo trzymając się na nogach. Chłopak pomógł mi iść.
-Zemszczę się. Zabiję ją... i ciebie. –krzyknął Tom gdy wychodziliśmy z domu.
Louis ostrożnie zaprowadził mnie w stronę auta. Pomógł mi wejść do środka po chwili sam wsiadając na miejscu kierowcy.
-Wszystko w porządku? Zawieść cię do szpitala? –zapytał troskliwie.
-Wszystko okej. –powiedziałam posyłając mu sztuczny uśmiech.
Chłopak chwilę mi się przypatrywał. Po niedługiej chwili w końcu ruszyliśmy z miejsca. Jechaliśmy dosyć długo sama nie wiem gdzie. Nie bałam się jednak że Louis może mi coś zrobić wywieźć nie wiadomo gdzie czy coś w tym stylu. Mimo to że tak naprawdę wcale go nie znałam to ufałam mu. Nie bałam się go. Zapewne normalnie opierałabym się przy tym by zostać w domu i że nigdzie z nim nie pojadę ale w tym przypadku było to jak dla mnie lepiej że z nim pojechałam. Nie wyobrażam sobie co stało by się gdybym teraz została sama w domu z Tom’em. Jeszcze w tedy gdy mi zagroził że mnie zabije... Tom nigdy nie rzuca słów na wiatr. Wiedziałam że prędzej czy później mnie dopadnie więc jak najprędzej chciałam stąd uciec schować się gdzieś by nigdy nie mógł mnie znaleźć. Bałam się jednak o Louis’a. Jemu także groził. Co jeśli co mu się stanie? Przeze mnie. Bo to ja wpakowałam go w taką sytuację... Może było by inaczej gdybym nie zgodziła się na to żeby Louis jednak podwiózł mnie do domu. Może nie byłoby wcale ten awantury... Rany co ja mówię? ‘Nie byłoby tej awantury’? Na pewno by była. Tom potrafi zrobić awanturę z byle powodu. Dla niego dzień bez kłótni jest dniem straconym. Z jednej strony cieszyłam się. Może w końcu się od niego uwolnię. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
 Po dość długiej jeździe w końcu dotarliśmy na miejsce. A przynajmniej tak mi się wydawało bo auto się zatrzymało. Louis wyszedł z środka po chwili pomagając mi wysiąść. Czułam się teraz trochę lepiej. Brzuch tak bardzo nie bolał chodź wciąż czułam ból. Chłopak pomógł mi iść. Zatrzymaliśmy się przed dość dużym domem. Kolor domu był siwy. Przed domem był niewielki ogród który nie był zadbany. Wyglądało na to że po prostu nie miał kto o niego zadbać. Wyglądało na to że znaleźliśmy się przed domem Louis’a. Szczerze mówiąc wyobrażałam sobie go kompletnie inaczej. Ogromny luksusowy dom na bogatej dzielnicy. Po prostu przeciwieństwo tego co widzę właśnie teraz. Powiem szczerze ucieszyłam się że dom był jednak inny. To pokazywało że nie jest tą rozpieszczoną gwiazdunią tylko zwykłym człowiekiem.

***
-Louis? –zapytałam wchodząc do kuchni w której właśnie znajdywał się chłopak.
Siedział przy drewnianym stole coś pijąc. Spojrzał na mnie pytająco. Po woli zbliżyłam się do niego.
-Dziękuję. –wyszeptałam.
Chłopak dobrze wiedział o co mi chodzi. Przecież mi pomógł. Możliwe że uratował mi życie bo Bóg wie jak mogło się to wszystko skończyć gdyby nie Louis. W głębi duszy dziękowałam Bogu że właśnie w tym momencie wszedł do mieszkania. Chodź nie wiem co on tam wtedy robił i po co wszedł to Bogu dziękuję że właśnie się tam znalazł.
-Nie masz za co dziękować. –odparł biorące ze szklanki spory łyk soku.
-Mam. –powiedziałam siadając koło niego na krześle.
Chłopak wstał z miejsca i poszedł w stronę lodówki. Wyjął z niej karton i wlał jego zawartość do wysokiej przezroczystej szklanki. Po chwili odwrócił się do mnie i postawił szklankę naprzeciwko mnie.
-Napij się. -powiedział zasiadając na krześle.
Niepewnie sięgnęłam ręką po szklankę po czym napiłam się soku pomarańczowego.
-Louis? -zapytałam niepewnie patrząc na chłopaka.
Brunet spojrzał na mnie czekając aż powiem mu o co mi chodzi.
-Jutro zejdę ci z drogi. Dziękuję że pozwoliłeś mi dzisiaj u siebie nocować. Jutro przenocuję u kogoś i zejdę ci z drogi. -powiedziałam niepewnie.
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie. Przez chwilę nic nie mówiąc.
-Nie masz po co u kogoś innego nocować. Mam w domu wolny pokój. -powiedział wstając z krzesła i idąc w stronę drzwi.
-Nie chcę siedzieć ci na głowie... no i przecież wcale się nie znamy. -powiedziałam cicho.
Chłopak bez słowa wyszedł z pomieszczenia. U kogo ja właściwie miałabym nocować? Przecież nie miałam żadnej przyjaciółki jak to większość kobiet. Byłam raczej samotną osobą. Uciekając z domu zostawiłam wszystkich swoich znajomych w tym dwie wspaniałe przyjaciółki. Nikogo tutaj nie miałam. Przyszła mi do głowy Kate ale ja jej prawie wcale nie znałam. Pracowałyśmy razem parę razy widywałyśmy się po za pracą tylko tyle. Nie chciałam nikomu tłumaczyć się z tego co mi się stało. Dlaczego nie mieszkam już z Tom'em. Nie chciałam by ktokolwiek wiedział o tym co przeżyłam. Siedziałam i zastanawiałam się do kogo mogłabym pójść. Jednak nikt nie przychodził mi do głowy. Jednak... jednak w pewnym momencie przypomniał mi się John. Nie wiedziałam go jakiś miesiąc ale jest moim najlepszym no i jedynym przyjacielem. Na pewno by mi pomógł. No ale przecież nie widzieliśmy się tak długo. Jednak dalej miałam nadzieję że zgodzi mi się pomóc. Niby czemu miałby odmówić? Odkąd go znam zawsze mogłam na niego liczyć. Przecież razem uciekliśmy. On zostawiając rodzinę i ja zostawiając swoją rodzinę. Gdy zamieszkałam z Tom'em nadal miałam kontakt z John'em. To on cały czas odradzał mi mieszkania z Tom'em. Gdy zaczął mnie bić stał w mojej obronie. Po prostu ja miałam dużo pracy on miał dużo pracy i nasz kontakt się urwał. Miałam nadzieję że nadal jednak jesteśmy przyjaciółmi.
-Przygotowałem ci łóżko na górze. -z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos bruneta.
Aż podskoczyłam na krześle. Bardzo mnie wystraszył. Odwróciłam się w jego stronę. Chłopak stał opierając się o futrynę drzwi coś trzymając w ręce. Przeglądał mi się z zaciekawieniem. W pewnym momencie podszedł do mnie i przykucnął przede mną.
-Na pewno wszystko w porządku? -zapytał łapiąc mnie za mój podbródek.
Mimowolnie na niego spojrzałam. Nie chciałam na niego patrzeć. Czułam się dziwnie. Czułam się upokorzona tym co widział. Tom mnie bił. Czułam się jak ten śmieć. Nie chciałam by chłopak by ktokolwiek o tym wiedział. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy jednak musiałam. Kiwnęłam  głową potwierdzając że wszystko w porządku.
-Boli cię brzuch? -zapytał jakby sam znał odpowiedź.
Nic nie odpowiedziałam. Brzuch przecież nadal mnie bolał. Chłopak wstał z miejsca i gdzieś poszedł zostawiając mnie samą. Po chwili wrócił trzymając w ręce jakieś tabletki.
-Weź to. To ci pomoże. -powiedział kładąc na stole tabletki i wodę mineralną.
Przez chwilę wpatrywałam się w nie dziwnie. Dlaczego miałabym brać jakieś tabletki wcale nie wiedząc na co one są. Co jeśli mnie otruje. Sama w to wątpiłam jednak po głowie krążyło mi wiele myśli.
-Przecież nie chcę cię otruć. -powiedział śmiejąc się jakby słyszał moje myśli.
Niepewnie sięgnęłam po tabletkę i wzięłam ją do ust popijając wodą.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Hm... co do rozdziału to za bardzo nie wiem co powiedzieć. Nie dzieje się to wszystko czasem za szybko? Takie mam mieszane uczucia. Do tego czy mi wyszedł to raczej uważam że nie. Zastanawiałam się czy może napisać od początku być może lepiej ale ze mnie jest straszny leń. ;)
Macie jakieś pytania: http://ask.fm/ligusiaaaa

Obserwatorzy