środa, 24 lipca 2013

Rozdział 17

usiedliśmy przy jednym z okrągłych stolików. Rozejrzałam się dookoła. To była naprawdę droga restauracja. Ludzie rozmawiali razem z uśmiechami na twarzy. Pili czerwone wino i byli wpatrzeni w siebie nawzajem. Jedli, ale wydawało się, że byli tutaj tylko i wyłącznie dla siebie. Dla mnie to była po prostu restauracja zakochanych. Ludzi naprawdę się kochających. Nie potrafiłam dostrzec w żadnym z tych ludzi choćby grama fałszywości i kłamstwa. W pewnym sensie to było magiczne miejsce. Jak z obrazka. Chętnie usiadłabym za oknem i zaczęła się im wszystkim przyglądać. Nie powinnam siedzieć z tymi ludźmi w jednej sali. Nie powinnam przebywać tam gdzie oni. Kompletnie do nich nie pasowałam. Byłam ich przeciwieństwem. Tulipanem pomiędzy różami.
 Kelnerka podała nam menu, a ja zaczęłam je powoli przeglądać. Kompletnie nie miałam do tego głowy. Myślami byłam gdzie indziej. To wszystko po prostu nie było takie jakie powinno być. Louis powinien siedzieć teraz razem ze swoimi kumplami z zespołu i planować kolejny koncert. Powinien siedzieć tutaj zamiast ze mną, to z jakąś ładną, odpowiednią dla niego dziewczyną. Nie powinno być go tutaj ze mną. Dlaczego ja właściwie tak bardzo się tym przejmuję?
-Wybrali już państwo, co chcą zamówić? -zapytała ciepłym głosem, brunetka. 
Spojrzała to na mnie to na Louis'a, oczekując odpowiedzi.
-Ja jeszcze się zastanawiam. -wypaliłam znienacka. 
Pokiwała twierdząco głową i przeniosła swój wzrok na Louis'a. Absolutnie nie śliniła się na jego widok, co powiem szczerze było dość dużym zaskoczeniem. Raczej zawsze gdy byłam gdzieś z Louis'em, to kobiety strasznie się do niego kleiły. Najchętniej wstałabym z miejsca i zaczęła jej głośno klaskać, krzycząc Brawa dla tej pani. Jedna mądra, która nie ślini się na widok zobaczonego Louis'a. Po czym wręczyłabym jej nagrodę za używanie mózgu. Inne dziewczyny mogłyby się od niej uczyć. 
 Louis zamówił wino po czym zaczął mi się uważnie przyglądać, kiedy ja odwracałam się, to w tą, to w drugą stronę. Sama nie wiem czego szukając. Przez chwilę przeszło mnie przez myśl, że chciałabym mieć dom, z widokiem na tą restaurację. Było w niej coś takiego magicznego... Mogę przyznać szczerze, że cieszę się, że Louis mnie tutaj przyprowadził. 
-Często tu bywasz? -zapytałam po chwili, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. 
-Rzadko. -odpowiedział. 
Siedzieliśmy chwilę nic nie mówiąc. Kelnerka zdążyła już przynieść nam wino, wziąć od nas zamówienie, a i tak nikt z nas się nic nie odezwał i najdziwniejsze było jednak to, że ta cisza jak najbardziej mi odpowiadała. Była taka przyjemna, inna niż wszystkie. 
-Mogę ci zadać jedno pytanie? -zapytałam niepewnie, bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu. 
-Oczywiście. -odpowiedział, posyłając mi delikatny uśmiech.
-Ale tak szczerze. Dlaczego odszedłeś z zespołu? 
Bałam się, że na mnie nakrzyczy, bo tak naprawdę naruszam w pewnym sensie jego prywatność, ale on wcale tak się nie zachował. 
-Molly, tego nie można tak po prostu zrozumieć. To trzeba przeżyć. Zresztą to długa historia. -wyjaśnił. 
Pokiwałam twierdząco głową, robiąc się smutna. Louis wziął głęboki wdech i wypuścił ciężko powietrze. 
-Oj Molly, Molly. W porządku opowiem ci dlaczego to zrobiłem, pod warunkiem, że nie tutaj i ty też odpowiesz na jedno z moich pytań. -wyjaśnił
-Okej. -uśmiechnęłam się do niego. 
-Czy kiedykolwiek kochałaś Tom'a? -zapytał.
Totalnie mnie zatkało. Zachowywał się jakby nigdy nic, ale skąd w ogóle takie pytanie. 
 Otworzyłam usta, ale po chwili znów je zamknęłam. Zawahałam się, nie wiedząc co opowiedzieć. 
-Widzisz, przez pewien czas w moim życiu tak myślałam i sądzę, że się po prostu myliłam. Jeśli kogoś przestaje się kochać, to czy jest możliwe, że kiedykolwiek się go kochało? 
Louis dokładnie wsłuchiwał się w każde moje słowo. On potrafił dobrze słuchać. Nawet jeśli mówiłabym najgłupsze rzeczy. I to było w nim niesamowite. Potrafił tak wiele. Miał coś czego nie miało pół świata i nie chodziło tutaj o coś co można kupić, z tym trzeba się urodzić, a on urodził się wspaniałym człowiekiem. Mówić może każdy, ale słuchać tylko niewiele osób. To umiejętność która wymaga dużo pracy, aby ją nabyć. 
 Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O niczym i o wszystkim. Nigdy nie czułam się z kimś tak dobrze. Nigdy w całym moim życiu nie rozmawiało się tak lekko i przyjemnie. On mówił, ja go słuchałam. Ja mówiłam, on słuchał mnie. Chodź wymienialiśmy ze sobą masę zdań, żadne z nas się ze sobą nie posprzeczało. To było niesamowite, że mieliśmy tak wiele ze sobą wspólnego i to, że byliśmy od siebie tak bardzo różni. Co może coś takiego oznaczać?
----------------------------------------------------------------------------
No Hej! Na początku chciałam powiedzieć, że baaaardzo was kocham! Rozdział zdążyłam napisać i mam nadzieję, że wy też napiszecie dla mnie komentarze. :)
Buziaki! :* Widzimy się za dwa tygodnie. :*** KOCHAM WAS!
PS pytajcie: http://ask.fm/ligusiaaaa
Liczę na komentarz od KAŻDEJ osoby, która przeczytała ten rozdział ;)

wtorek, 23 lipca 2013

Hej, Hej, Hej :)

Cześć! Na kolonie jadę dopiero jutro i jakimś cudem udało mi się napisać kolejny rozdział. Postanowiłam, że jeśli będzie dziesięć komentarzy pod tym postem to dodam. :) Tylko od was zależy kiedy to nastąpi. hehe ;) 


poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 16

Wlałam do filiżanki kawy i usiadłam na wolnym krześle, w kuchni. Wciąż nie mogłam uwierzyć w słowa Harry’ego. Po pierwsze skąd on to wszystko wie, a po drugie jakim prawem mnie szantażuje? Był pewien, że się zgodzę. Tylko skąd ta pewność? Mogłam równie dobrze się nie zgodzić. Dlaczego to zrobiłam? Czy tylko dlatego, że nie chciałam aby moja mała tajemnica wyszła na światło dzienne? Chyba był tego jeden, dość duży powód... zależało mi na Louis’ie i nie mogłam pozwolić aby czegokolwiek się dowiedział. Znienawidziłby mnie. Usunąłby mnie ze swojego życia. Raz na zawsze. To bolało by jeszcze bardziej. Lepiej odejść pierwszemu, wiedzą, że nie możemy, lub nie damy rady zatrzymać ludzi na których nam zależy. Widzieć jak odchodzą... to strasznie boli.
 Z każdą sekundą zaczynałam rozumieć, że coś czuję do Louis’a. Bałam się tylko jednego. Co jeśli go kocham? Zranię nie tylko jego, ale i siebie. Wiedziałam co muszę zrobić. Trzy rzeczy które powiedział mi Harry, te trzy punkty, utkwiły mi w pamięci i powtarzały się bez końca. To było takie trudne. Wiedziałam, że go zranię. Chyba nawet nadawałam się tylko do tego.
 Pogrążona w własnych myślach, kompletnie zapomniałam o tym, że za niedługo powinien wrócić John. Prawdę mówiąc, już dawno się z nim nie widziałam, chodź mieszkamy pod jednym dachem. Kiedy ja byłam w domu, jego nie było, a kiedy on był, nie było mnie. Omijaliśmy się wzajemnie i pewnie gdyby tak było dłużej, w końcu każdy z nas zapomniałby o tym, że nie mieszka tu sam. I właśnie w tym momencie przypomniało mi się o tym, że nie powinnam dłużej siedzieć na głowie u John’a. Ale czy to ma w ogóle jakiś sens, skoro za siedem dni mam zostawić to wszystko i zapomnieć o wszystkim co mi się do tej pory przydarzyło?  Niepotrzebne było kupowanie mieszkania na tydzień. To byłoby kompletnie bez sensu. Może John jeszcze wytrzyma ze mną te parę dni? Uśmiechnęłam się w duchu na tą myśl. John wytrzymałby ze mną o wiele więcej dni, co mi sam powiedział. Był prawdziwym przyjacielem i wiedziałam, że bez względu na wszystko mogę na niego liczyć.
 Usłyszałam jak drzwi od domu się otwierają, a po chwili w drzwiach kuchni ujrzałam John’a. Wyglądał na lekko zaskoczonego moim widokiem.
-O Molly, cześć! –powiedział, przyjaźnie się do mnie uśmiechając.
-Hej. –odparłam.
Chłopak podszedł do lodówki i wyjął z niej karton z sokiem pomarańczowym. Wyjął z górnej szafki szklankę i wlał do niej zawartość kartonu.
-Co tam u ciebie słychać? –zapytał radośnie, biorąc łyk soku.
-W porządku. –skłamałam.
Wcale nie było w porządku. Było fatalnie, beznadziejnie. Wszystko się waliło. Gdyby John dowiedział się co miałam zrobić, na pewno uważałby mnie za idiotkę i absolutnie nie chciałby się ze mną przyjaźnić. Nikt by nie chciał.
-Coś widzę, że nie za bardzo. –odparł, podchodząc do mnie i zasiadając na krześle, naprzeciwko mnie.
Tak bardzo chciałam opowiedzieć mu o wczorajszym dniu, o dzisiejszym poranku. Potrzebowałam komuś to powiedzieć, ale nie potrafiłam. Byłam nikim. A przynajmniej kimś takim będę, po tym wszystkim co zrobię.
-Jest naprawdę okej John, dzięki. –powiedziałam wymuszając uśmiech na twarzy. –Muszę już iść spać. Jest późno. –dodałam wstając z krzesła.
-Okej. Dobranoc. –powiedział, uśmiechając się do mnie.
-Dobranoc. –odpowiedziałam, wychodząc z kuchni.
***
-następny dzień-

Mimo wszystko musiałabym komuś o tym wszystkim opowiedzieć. Gdybym nadal dusiła to w sobie... mogłabym sama nie dać rady. To wszystko mnie przerastało. Byłam bezsilna, bezradna. Wszystkie emocje były we mnie skryte, a ja nie wiedziałam komu i jak to komuś opowiedzieć. Poddałam się, wiedząc że nie mogę tego dłużej w sobie dusić.
 Powiedziałam Kayli. Opowiedziałam jej wszystko od początku do końca. Bałam się jej reakcji. Bałam się tego co powie. Bałam się, że mnie nie zrozumie. Jednak ona całkowicie mnie zrozumiała, a przynajmniej próbowała i się jej udało. Zaczęła mi na początku tłumaczyć, że powinnam opowiedzieć o tym Louis’ie. Zaczęłam protestować. Byłam w pewnym sensie wściekła. Nie chciałam absolutnie dopuścić do siebie takiej myśli. Nie mogłam o niczym powiedzieć ani słowa Louis’owi.  On nie mógł się dowiedzieć niczego. Gdyby wiedział co powiedział mi Harry, w końcu dowiedziałby się o mojej tajemnicy, o której nie mam zielonego pojęcia jak dowiedział się Harry. Ten chłopak nie mógł tak po prostu usłyszeć tego. Musiał dowiedzieć się od kogoś... od kogoś takiego jak Tom.
 Kayla w końcu się poddała i powiedziała abym się nie martwiła, że zawsze ze mną będzie, nawet wtedy gdyby wszystko zaczęło się walić, a ona nie miałaby mi jak pomóc. Była więcej niż najlepszą przyjaciółką, była jak anioł stąpający po ziemi. Takich ludzi jak ona jest naprawdę niewiele. Nie! Stop. Oczywiście John także jest wspaniałym przyjacielem, ale nie miałam gwarancji, że zareaguje tak jak Kayla. Ona na pewno rozumie mnie lepiej, niż on by się starał. Postanowiłam, że kiedyś mu o tym wszystkim powiem. Musi wiedzieć, albo po prostu to jak czułabym się lepiej, gdyby wiedział.
 Przetarłam mokrą ściereczką okrągły stolik i podeszłam do Kayli. Dziewczyna siedziała na krześle i pisała coś na swoim telefonie. Tak była tym pochłonięta, że nawet nie zauważyła, że się jej przyglądam. Odchrząknęłam, a Kayla podskoczyła na krześle.
-Zapraszam do pracy. –powiedziałam, udając głos szefa.
Niby facet był w porządku, ale był strasznie wymagający.
 Kayla zaśmiała się. W kawiarni nie było już nikogo. Mogłyśmy spokojnie sobie usiąść i odpocząć. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek mojego telefonu i przeniosłam na niego wzrok. Na wyświetlaczu pojawił mi się napis ‘Louis’. Zawahałam się. Nie wiedziałam czy odebrać, ale wiedziałam jedno- Musiałam. Musiałam odebrać bo musiałam zrobić to co kazał mi Harry. W pewnym sensie podziwiałam samą siebie. Tak bardzo się go słuchałam. Robiłam wszystko co mi kazał bo miał coś na mnie, przez moment przeszła mnie myśl, że może nie musiałabym tego wszystkiego robić, gdybym ja też coś na niego miała. Szybko jednak wyrzuciłam tą myśl z głowy. Nie będę taka jak on! Nigdy!
 Odebrałam telefon, przykładając go do ucha.
-Halo? –zapytałam niepewnie.
-Cześć Molly! Co u ciebie słychać? –usłyszałam radosny głos Louis’a.
-Cześć Louis. Wszystko w porządku, a u ciebie?
-Tak samo. Pomyślałem, że może poszłabyś dzisiaj ze mną na kolacje?
-Yy, tak chętnie.
-W takim razie będę u ciebie o siódmej. Do zobaczenia. –powiedział i się rozłączył.
Pewnie cieszyłabym się kolejnym spotkaniem z Louis’em, ale nie tym razem . W pewnym sensie wolałabym go już nie wiedzieć.
***
Nałożyłam na siebie swoją ulubioną czarną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Włosy rozpuściłam i delikatnie się pomalowałam. Stanęłam na przeciwko swojego dużego lustra, w pokoju i przejrzałam się w nim. Wyglądałam naprawdę dobrze, nawet więcej niż dobrze. Jednak niestety, wcale się tak nie czułam. Postanowiłam sobie, że zapomnę o tym wszystkim i będę zachowywała się jakby nic się nie stało. Nie mogłam pozwolić aby to wszystko całkowicie mnie pochłonęło i zaczęło wyniszczać mnie od środka. Dam radę chodź by nie wiem co się stało. Jestem na tyle silna, by przetrwać ten czas w stu procentach jako ja, a nie ktoś inny.
 Usłyszałam dzwonek do drzwi. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i zaczęłam iść w stronę drzwi. John'a jeszcze nie było, co mnie trochę zdziwiło. Zwykle bywał o tej porze w domu, a może tylko tak mi się wydawało?
 Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powoli powietrze. Nacisnęłam prawdę ręką na klamkę od drzwi i je powoli otworzyłam. Przede mną stał Louis, z uśmiechem na twarzy. W ręce trzymał czerwoną różę, którą podał mi do ręki. Chwyciłam ją, delikatnie się rumieniąc.
-Wejdź. -powiedziałam, otwierając szerzej drzwi.
Chłopak wszedł do środka i rozejrzał się dookoła.
-Zaraz wrócę. -powiedziałam, zmierzając w stronę kuchni.
Chodziło mi raczej o to, żeby na mnie poczekał, jednak ten poszedł za mną. Stanął, opierając się o framugę drzwi. Uważnie przyglądał się każdego mojego ruchu, gdy ja wlewałam wodę do wysokiego wazonu.
-Chcesz się napić? -zapytałam niepewnie, ostrożnie stawiając wazon na stole.
-Nie dziękuję. Napijemy się czegoś w restauracji. -odpowiedział.
-Ach tak. -odparłam
Zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych, a Louis szedł za mną. Nadal uważnie mi się przyglądał, co powiem szczerze, zaczynało mnie już denerwować. Nie jestem jakąś małpą w zoo, na wystawie.
-Panie przodem. -powiedział, gdy chciałam przepuścić go pierwszego przez drzwi.
Przewróciłam oczami i wyszłam pierwsza.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak, możliwe, że rozdział jest nudny, ale mam nadzieję, że aż tak bardzo was nie zanudziłam. Chciałam powiedzieć, że kolejny rozdział powinien pojawić się dopiero za dwa tygodnie. Niestety jadę na kolonie. O wszystko możecie pytać TUTAJ  (Ps. pytania do głównych bohaterów też możecie zadawać)

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 15

Poczułam straszny ból głowy, przeszywający mnie całą. Jęknęłam z bólu, przewracając się na drugi bok. Momentalnie, światło przedostające się do pokoju, zaczęło razić mnie w oczy. Zerwałam się na równe nogi, przypominając sobie o pracy, jednak opadłam znów na łóżko,gdy ból głowy znów się odezwał. Jakie to szczęście, że pracowałam dzisiaj na popołudniu. Wczoraj nieźle zabalowałam. Powoli zaczynałam sobie przypominać wszystkie, a może prawie wszystkie wydarzenia, z poprzedniego dnia. Rozszerzyłam szeroko oczy, rozglądając się dookoła. W stu procentach to nie był mój pokój. Moja podświadomość zaczynała panikować, wymyślając sobie jakieś czarne scenariusze.
 Potrząsnęłam głową i mimo bólu wstałam z łóżka. Byłam w samej bieliźnie. No pięknie. Zamknęłam oczy i w myślach nieźle się ochrzaniłam. Przecież powinnam wiedzieć gdzie jestem. Już więcej nie będę piła żadnego alkoholu. Nigdy.
 Moja sukienka leżała na krześle, koło dużego łóżka. Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się dokładnie pokoju, w którym się aktualnie znajdowałam. Był biały z odcieniami beżu. Zadbany, w dobrym stylu, wcale nie było bałaganu. Na środku pokoju było łóżko, stojąco pod ścianą. Na przeciwko była duża, ładna szafa. Przez chwilę przeszło mnie przez myślę, że mogłabym tak zajrzeć, dowiedziałabym się przez to w kogo pokoju jestem. Szybko odgoniłam od siebie takie myśli. Co jak co, ale nikomu nie będę grzebać w rzeczach.
 W pewnym momencie usłyszałam jakiś hałas z dołu. Momentalnie podskoczyłam, a moje serce zaczęło mocniej bić. Nie, że myślałam, że nikogo nie ma. Po prostu przestraszyła mnie myśl, że nie wiem kto tam jest. Nie wiem nawet gdzie ja jestem.
 Zamknęłam oczu i walczyłam sama ze sobą, w środku. Przecież nic mi się nie stanie. Będę musiała kiedyś przecież tam zejść. W końcu dowiem się u kogo jestem w domu, a przy tym może co się stało wczoraj. Powinnam zejść na dół. Teraz. W końcu nacisnęłam na klamkę od drzwi i lekko je uchyliłam. Poczułam zimny powiem wiatru, na swoim ciele. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Przecież nie miałam na sobie swojej sukienki i byłam tylko w bieliźnie. Wróciłam z powrotem do pokoju i włożyłam na siebie swoją sukienkę. Otworzyłam drzwi i niepewnym krokiem zaczęłam iść w stronę schodów. Dom był naprawdę duży i było tutaj masę drzwi. Gdybym ja tutaj mieszkała, na pewno bym się zgubiła. Usłyszałam znów jakiś odgłos, schodząc po schodach. Przynajmniej wiedziałam, w którą stronę mam iść.
 Zatrzymałam się na chwilę, biorąc głęboki oddech. Zrobiłam krok w przód i znalazłam się w kuchni. Tak, to zdecydowanie była kuchnia. Była ładna, bardzo duża. Dokładnie obejrzałam całą kuchnię, w końcu zatrzymując wzrok na...
-Harry? -zapytałam momentalnie.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Ojć, nie chciałam mówić tego na głos.
-Molly, miło że już wstałaś -uśmiechnął się do mnie. -Siadaj. Zjedzmy razem śniadanie. -powiedział, pokazując na stół, na środku kuchni.
Posłusznie zasiadłam na jednym z drewnianych krzeseł. Nadal nie mogłam uwierzyć, że jestem w domu Harry'ego. Oczywiście odetchnęłam z ulgą. Dobrze, że nie jest to jakiś nieznajomy psychopata, czy jakoś tak. Tylko... Harry mnie uratował. Wczoraj uratował mnie ten Harry. Ten, który tak mnie nienawidzi. Dlaczego? Dlaczego to zrobił?
 Harry ustawił przede mną talerz z świeżo usmażonymi naleśnikami. Sam zasiadł na przeciwko mnie i zaczął jeść.
-Nie rozumiem... -zaczęłam.
-Czego? -przerwał mi.
-No bo wczoraj.. -nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć.
-Ach tak. No byłoby miło usłyszeć podziękowania.
-Dziękuję. -odparłam niepewnie.
-Nie ma sprawy. Pewnie zastanawiasz się co tutaj robisz, więc od razu uprzedzę twoje pytanie. Zasnęłam u mnie w aucie kiedy odwoziłem cię do domu, a nie wiedziałam gdzie mieszkasz, więc musiałem przywieźć cię tutaj. -wyjaśnił. -Jedz -dodał po chwili.
Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam po woli jeść. Przyznam szczerze, Harry był bardzo dobrym kucharzem, chodź to wcale nie zmieniało mojego zdania o nim. Szczerze go nienawidziłam i nie miałam zamiaru tego zmieniać. Przecież tyle razy mnie obraził. Był po prostu świnią. A może się zmienił. Przecież  nie zrobił by tyle rzeczy dla kogoś kogo nienawidzi, prawda?
-Chciałbym porozmawiać z tobą o Louis'ie. Ty jako jedna masz teraz z nim kontakt. Nikt z nas nie potrafi do niego dotrzeć. Odszedł z zespołu i nie ukrywam, że to przez ciebie i właśnie dlatego chciałbym prosić cię o pomoc. -urwał na chwilę. -Chciałbym abyś namówiła go by wrócił do zespołu. Widziałem jak na ciebie patrzy, jak cię broni. Chyba się w tobie zakochał i nie wiem co było jego większym błędem. Miłość do ciebie czy decyzja odejścia z zespołu. -Ach, jednak ludzie się nie zmieniają.
Jeśli to była prawda. To co mówił Harry. Jeśli to przeze mnie. Dobrze wiedziałam, że tego musiał być jakiś wielki powód. Właściwie to nie miałam nic wspólnego z jego decyzją. A może miałam? Mimo wszystko czułam się winna. Winna tego wszystkiego. Powinnam zostawić go w spokoju. To był błąd, zaprzyjaźnienia się z nim. To on popełnił błąd przyjaźniąc się ze mną.
-Chciałbym abyśmy zawarli umowę. -zaczął poważnie.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Chciałbym abyś zrobiła trzy rzeczy.
-Jakie? -zapytałam lekceważąco.
Jakim prawem mam niby robić cokolwiek dla niego?
-Masz rozkochać w sobie Louis'a, namówić go powrotu do zespołu i rtak po prostu odejść z jego życia. Rozumiesz? -spojrzał na mnie poważnie.
Czy on sobie ze mnie żartuje?
-Mam rozkochać w sobie Louis'a? A to niby po co? -zapytałam kpiąco.
-Po to, że gdy od niego odejdziesz. On dowie się jaka naprawdę jesteś i nie będzie chciał cię już znać. Masz na to siedem dni. Tylko tyle. Jeśli ci się nie uda zrobić tego w takim czasie, Louis dowie się. Dowie się o tym, jak naprawdę poznałaś Tom'a. Tą prawdziwą historię. -wyjaśnił.
-Jaką prawdziwą historię? -zapytałam, drżącym głosem.
-Andigawen. Mówi ci to coś? -zapytał, śmiejąc się.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Więc, rozumiem, że w to wchodzisz? -zapytał, wyraźnie wyglądając na zniecierpliwionego.
Kiwnęłam głową potwierdzająco. Nie miałam innego wyjścia, jak się tylko zgodzić.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, wiem rozdział krótki. Mogę wam jednak obiecać, że kolejne rozdziały, chodź będą dodawane żadko, to będą dwa razy dłuższe.
Kocham was wszystkich bez wyjątku. Dziękuję że czytacie. :*
Coś mi się wydaje, że to opowiadanie jest strasznie pogmatwane czy jakoś tak... ;) Jednak, mam nadzieję, że teraz jakoś to się wszystko wyrówna i będzie już takie bardziej logiczne i łatwiejsze do ogarnięcia. :)
Ps. Macie już jakieś przypuszczenia co do prawdziwej historii, jak Molly poznała Tom'a? :)
Liczę na długie komentarze.
Ps. Macie jakieś pytania: ASK

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 14

Rozdział z dedykacją dla Agi. Aga I Love You! <3 :*
Moja podświadomość chciała powstrzymać mnie od pójścia na imprezę. Chyba nie powinnam dzisiaj iść, skoro byłam wczoraj, no i do tego jutro muszę iść do pracy. Nie powinnam tak często imprezować. Powinnam zostać w domu i nigdzie nie wychodzić.
 Potrząsając głową z nadzieją, że zaraz odpłyną ode mnie wszystkie te myśli, spojrzałam na Kaylę. Siedziała na fotelu wiercąc się. Co chwila coś mówiła, co obijało mi się o uszy. To nie było tak, że nie chciałam jej słuchać,po prostu myślami byłam gdzie indziej. Gdybym tylko mogła tak po prostu wrócić do domu, nie urażając jej przy tym, chętnie bym wróciła. Po prostu czułam w sobie coś takiego, co odpychało mnie od tego całego pomysłu. Nie miałam zielonego pojęcia co to było. Może po prostu byłam zmęczona i stąd ta niechęć?
 W końcu auto się zatrzymało, a my znalazłyśmy się przed klubem.Odetchnęłam ciężko i otworzyłam drzwi samochodu. Wyszłam na zewnątrz, rozglądając się dookoła, cierpliwie czekając na Kaylę. Głośną muzykę dochodzącą z pomieszczania, było słychać nawet tutaj. Po chwili Kayla znalazła się koło mnie, z wielkim uśmiechem na twarzy. Była zdecydowanie bardzo podekscytowana dzisiejszym wieczorem. Czułam się, źle wiedząc że była szczęśliwa a ja tak naprawdę przyszłam tu niechętnie. Pod żadnym pozorem nie chciałam jej urazić i dlatego nadal tu jestem.
 Od parkingu do klubu nie dzieliła długa droga. Chodź nie było jeszcze późno to ludzie stojący przed budynkiem byli już totalnie pijani. Czułam niesmak w ustach, przechodząc koło nich. Te ich miny, zapach alkoholu. Ciarki przeszły mi po plecach, widząc jak się na nas patrzyli.
 Gdy w końcu dotarłyśmy do środka, Kayla od razu pociągnęła mnie w stronę baru. Usiadłyśmy i zamówiłyśmy drinki. Barman postawił przed nami szklanki, jednak ja nie miałam ochoty pić.
-Napij się czegoś! Jesteś dzisiaj jakaś dziwna! Zabawmy się trochę! -krzyknęła mi do ucha, próbując przekrzyczeć muzykę.
Posłuchałam jej i wzięłam alkohol do ust. Może powinnam się czegoś napić i w końcu przestać myśleć. To myślenie już sprawiało, że wariowałam.
 Kayla odstawiła szklankę na blat baru i poszła w głąb ludzi tańczących na parkiecie. Ja wolałam tutaj zostać. Piłam już nie wiem jak długo, ale byłam już zdecydowanie pijana. Wstałam z krzesła i zaczęła przepychać się przez ludzi, szukając Kayli.
-Hej kochanie. -odwróciłam się szybko i zobaczyłam człowieka o głowę wyższego ode mnie. Jego niebieskie oczy były przepite.
-Cześć. -odpowiedziałam grzecznie i odwróciłam się, nadal szukając swojej przyjaciółki, ale pijany chłopak pchnął mnie na ścianę i pocałował w usta.
Jego ohydne usta smakowały alkoholem. Odwróciłam głowę, przerywając pocałunek.
-Zostaw mnie! -warknęłam, ale ten rozbawiony pokręcił głową.
-Nie chcesz się zabawić?
-Nie. -jęknęłam, ale on to zignorował.
Jego ręka przeniosła się nad mój obojczyk. Ponownie rozejrzałam się za Kaylą. Gdzie ona może być? Czułam jak całuje moją szyję i róg mojej szczęki. Następnie jego ręka chwyciła mój nadgarstek. Pociągnął mnie na zewnątrz. Próbowałam się wyrwał, jednak bez skutku. Zatrzymaliśmy się dopiero za budynkiem klubu. Było ciemno. Nawet bardzo ciemno. Słyszałam ciężkie sapanie i kroki w moim kierunku.
-Jesteś gotowa na przygodę swojego życia, kochanie?
Pokręciłam głową, robiąc krok do tyłu. Chciałam odsunąć się jeszcze dalej gdy zaczął zbliżać się w moją stronę, ale wpadłam na ścianę. Rozejrzałam się dookoła panikując. Nie wiedziałam nikogo. Byłam sama. Chciałam uciec, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
 Zauważyłam jego twarz. Jego niebieskie oczy były pełne pożądania. Jego ręka wylądowała na moim udzie i zaczął przesuwać ją w górę. Wzdrygnęłam się, odpychając go swoimi drobnymi rękami, ale na marne, ani drgnął.
-W porządku kochanie, to nie potrwa długo.
Facet zszedł mnie od tyłu i odpiął moją sukienkę.
-Nie! -krzyknęłam.
Wygramoliłam się z jego uścisku i zaczęłam uciekać. Nie uszłam daleko, gdy poczułam jak ciągnie mnie do tyłu za włosy. Zawyłam z bólu.
-Bądź grzeczna kochanie. Chyba chcesz, żeby było miło?
Jego palce zsunęły się z lini mojej szczęki do ucha. Zamknęłam oczy, a kiedy otworzyłam je ponownie, usłyszałam kroki w naszą stronę. Poczułam jak ktoś odpycha ode mnie mężczyznę, powalając go na ziemię. Nie mogłam przyjrzeć się osobie która mnie uratowała, przez ciemność która tu panowała. Niebieskooki mężczyzna został uderzony kilka razy, gdy w końcu zwijał się z bólu, leżąc na ziemi.
-Mollly, wszystko w porządku? -usłyszałam znajomy głos.
Chłopak zbliżył się do mnie. Zlustrował mnie od stóp do głów, z troską w oczach. Nie wiedziałam co było większym szokiem. To, że przed paroma sekundami o mało co mnie nie zgwałcono, czy to, że uratował mnie właśnie Harry.
--------------------------------------------------------------------------------
Tadan! I mamy kolejny rozdział. I jak wam się podoba?

Ps. Jedna z scen, chodź została zmieniona, to została skopiowana w pewnym sensie, z: Dark Liam Payne.. 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 13

Zadrżałam słysząc znajomy głos. Tom. Byłam pewna, że to on, tylko nie rozumiałam co on tutaj robił. Dlaczego musiałam akurat być w tym samym miejscu, w tym samym czasie akurat co on? Nie mógł być to ktoś inny? Ktokolwiek.
 Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy się od niego uwolniłam i zaczęłam uciekać. Przepychając się pomiędzy nieznajomych mi ludzi, w końcu go zgubiłam, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Czego on ode mnie chciał? Nie mógł mnie po prostu zostawić w spokoju? Moje życie jest już dość popaprane bez niego. Nie potrzebuję kogoś kto to jeszcze bardziej skomplikuje.
 Biegłam na przód, na chwilę odwracając się do tyłu, by zobaczyć czy czasem mnie nie goni. W pewnym momencie przez przypadek na kogoś wpadłam. Odwracając się dostrzegłam Louis'a. Na szczęście właśnie jego.
-Co się stało? -zapytał, uważnie mi się przyglądając.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po co mówić, że uciekałam przed Tom'em? Nie sądzę aby było to ważne.
-Nic. -odparłam niepewnie.
-Biegłaś.
-Yy..bo.. po prostu, nie ważne. -powiedziałam z nadzieją, że da sobie spokój.
Nadal mi się uważnie przyglądał, jakby chciał wyczytać z moich oczu dlaczego uciekałam. To było oczywiste, że nie miałam zamiaru mu powiedzieć dlaczego. To nie była jego sprawa, tylko moja. On nie miał z tym nic wspólnego.
-Chcę już wracać. -powiedziałam niepewnie.
Louis skinął głową, po czym złapał mnie za rękę. Zaczęliśmy iść w stronę stolika, przy którym wcześniej siedzieliśmy. Gdy w końcu pożegnaliśmy się z Billy'm, Dave'm i Katrin, wyszliśmy z klubu. Na dworze było zimno, o wiele bardziej zimno niż wcześniej. Założyłam na siebie swoją czarną kurtkę i zaczęłam iść prosto za brunetem. Chłopak otworzył mi drzwi od auta, a ja weszłam do środka. Po chwili sam także wszedł. Gdy jechaliśmy czułam się niezręcznie. Nikt z nas nic nie mówił. Była cisza. Czułam się źle, że musiał wracać tylko dlatego, że ja chciałam. Mogłam przecież zamówić sobie taksówkę.
 Odwróciłam się w stronę okna, w głowie nucąc jakąś melodię. Zastanawiałam się o czym teraz myśli. Dlaczego prawie nic nie mówi? Chciałabym aby coś powiedział. Cokolwiek. To dziwne uczucie siedzieć w ciszy z Louis'em. Ta cisza była inna niż wszystkie pozostałe. Zaczynałam ją powoli lubić i może właśnie dlatego chciałam aby ja przerwano?
 W pewnym momencie mój telefon zadzwonić. Podskoczyłam na jego dźwięk. Niezdarnie wyjmując telefon z torebki, przyłożyłam go do ucha.
-Halo? -zapytałam.
Cisza. Nikt się nie odzywał. Rozłączyłam się z powrotem chowając swój telefon. Spojrzałam w stronę Louis'a. Był taki skupiony na jeździe. Wydawało się, że o czymś myśli. Jakby nad czym intensywnie rozważał. PRzyglądając mu się dość długo, mój telefon po raz kolejny zadzwonił. Podskoczyłam na krześle i wyjęłam go z torebki, ignorując wzrok Louis'a.
-Halo? -zapytałam, bawiąc się swoimi palcami.
-Halo? -powtórzyłam, gdy znów nikt nic nie mówił.
Rozłączyłam się i dyskretnie spojrzałam w stronę bruneta. Widziałam jak otwiera swoje usta, by zapewne o coś zapytać, ale mu przerwałam.
-Nic nie mów. -powiedziałam.
Nie miałam ochoty na jego pytania. Kto dzwonił? Co to za numer? Albo coś w tym stylu. Chciałam jedynie wrócić do domu i wziąć gorącą kąpiel.
 Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, niezręcznie się czując, zaczęłam kręcić się na krześle. Chciałam coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałam jak. W pewnym sensie czułam się dziwnie. Miło spędziłam dzisiejszy wieczór z Louis'em. Oczywiście mogło być lepiej. Na przykład jakbym nie spotkała Tom'a, ale nie bardzo się tym przejmowałam. Wiedziałam, a raczej miałam taką nadzieję, że da sobie spokój. Chodź on tak szybko nie odpuszcza, to przecież nie będzie mnie prześladował, prawda? Zastanawiałam się, dlaczego dzisiaj tak po prostu odpuścił? Dlaczego pozwolił mi uciec? Jak udało mi się wydostać z jego uścisku? To wszystko było dziwne. Bardzo dziwne.
 Nawet nie zauważyłam kiedy się zamyśliłam i przestałam kontaktować, do czasu gdy Louis zaczął wymachiwać swoją ręką przed moją twarzą.
-Zostajesz tutaj czy wracasz do domu? -zapytał, lekko się śmiejąc.
Zarumieniłam się delikatnie. Odkąd się zatrzymaliśmy minęło parę minut, nawet więcej niż parę.
-Dziękuję. -powiedziałam uśmiechając się i odpinając swój pas bezpieczeństwa.
-Dziękujesz? Za co? -zapytał, lekko zdziwiony.
-Za dzisiaj. Naprawdę świetnie się bawiłam. -odparłam, bawiąc się swoimi palcami.
-Ja też. -powiedział, uśmiechając się do mnie.
***
John jest naprawdę czasami strasznie denerwujący. Nie dość, że mnie parszywie obudził, a była niedziela, to jeszcze postanowił włączyć głośną muzykę, nie dając mi spać. Znam go już dość długo i wiem, że lubi wcześnie wstawać, ale do jasnej cholery powinien też uszanować to, że ja chcę spać. Dobra, wiem to jego dom i może robić w nim co chce, ale przecież jest niedziela. Ludzie jeszcze o tej godzinie śpią.
 Zła wstałam z łóżka, kierując się w stronę drzwi. Miałam ochotę go zamordować. Nienawidzę gdy ktoś mnie budzi, w dodatku wczoraj poszłam późno spać.
 Schodząc po schodach na dół, planowałam zemstę. Obiecuję mu, że dzisiaj tak szybko nie zaśnie. Odechce mu się już wstawania wcześnie rano.
 John stał przy blacie w kuchni, tyłem do mnie. Coś gotował.
-John, wyłącz to! -krzyknęłam mu do ucha.
Chłopak zaskoczony moim widokiem w końcu wyłączył muzykę. Nareszcie.
-Obudziłeś mnie. -powiedziałam, jak pięciolatka krzyżując ręce na piersi i tupiąc nogą.
-Przepraszam... -zaczął, na chwilę przerywając i spoglądając w stronę gdzie gotował. -Zrobiłem twoje ulubione naleśniki. -dokończył, uśmiechając się.
Uśmiechnęłam się szeroko, zapominając o moim dość nieprzyjemnym poranku. Kochałam John'a jak własnego brata i nie mogłam się na niego długo gniewać, przecież i tak musiałabym w końcu wstać.
***
Cały dzień spędziłam na oglądaniu nudnych filmów i obżeraniu się chipsami. Byłam sama. Niestety John musiał gdzieś wyjść, zaraz po tym gdy ktoś do niego zadzwonił. Powiedział, że opowie mi wszystko później. W pewnym sensie cieszyłam się, że z nim mieszkam. Gdybym mieszkała sama, czułabym się o wiele bardziej samotna, siedząc w domu.
 Mój telefon zaczął dzwonić, zaraz po tym, gdy wygodnie usiadłam na kanapie. Sięgnęłam po niego ręką. Biorąc go do dłoni odebrałam, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Halo? -zapytałam.
-Cześć, Moll! Jak się masz? -usłyszałam radosny głos Kayly.
-Cześć Kayla. W porządku, a ty?
Cieszyłam się, że do mnie zadzwoniła. Poczułam się tak jakoś lepiej, żywiej.
-Ja też. Chciałam się ciebie o coś zapytać.
-Taak?
-Czy poszłabyś dzisiaj ze mną na imprezę?
Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Z jednej strony nie miałam dzisiaj ochoty by gdzieś wychodzić, a z drugiej strony nie chciałam zostawać w domu. W ostateczności się zgodziłam.
-To wspaniale! Przyjadę do ciebie o dziewiętnastej! Będzie naprawdę fajnie! Już nie mogę się doczekać! Do  zobaczenia! -mówiła tak szybko, że ledwo ją rozumiałam.
-Do zobaczenia. -odpowiedziałam, śmiejąc się.
Ona była naprawdę osobą lubiącą zabawę i szaloną. Chodź krótko ją znałam, nawet bardzo krótko, to polubiłam ją. Wiedziałam, że można jej ufać. To raczej typ osoby zawsze uśmiechniętej.
 Wstałam z wygodnej kanapy i żywnym krokiem poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam przeszukiwać szafę w poszukiwaniu czegoś w co mogłabym się ubrać. W końcu znalazłam odpowiednią sukienkę i poszłam w stronę łazienki.
-----------------------------------------------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam WAS mocno. Po pierwsze za to, że tak rzadko ostatnio dodaję rozdziały, a po drugie za ten rozdział. Tak wiem, nie wyszedł mi. Totalne dno. Niestety, ale nie umiałam napisać czegoś lepszego, a tak dokładniej to mi się raczej nie chciało. Ostatnio wydaje mi się, że pisanie nie jest dla mnie i chyba naprawdę się nie mylę. 
Jeśli będzie dziesięć długich komentarzy, to kolejny rozdział pojawi się w środę. ;)

Obserwatorzy