czwartek, 23 października 2014

Rozdział 20

-Mogę wejść? -zapytał.
Kiwnęłam twierdząco głową i otworzyłam szerzej drzwi. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. On tu naprawdę jest!
 Weszliśmy do kuchni. Louis usiadł na krześle przy stole, a ja stałam koło drzwi, opierając się o ścianę. Miałam w głowie tyle myśli, że nie byłam w stanie nawet powiedzieć cokolwiek. Czułam, że świat koło mnie wiruje i nie wiedziałam, czy to dlatego, że jestem szczęśliwa, czy po prostu okropnie smutna. Może lepiej by było jakby już wyszedł?
 -Wróciłaś... -zaczął, zmierzając mnie od stup do głów.
 Kiwnęłam głową, bawiąc się swoimi palcami.
 -Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego się mną bawiłaś? -zapytał, łamiącym się głosem.
 Czułam uścisk w gardle i łzy napływające mi do oczu.
 -To nie była zabawa Louis. -sama słabo się słyszałam.
 -Tak?! A niby co to twoim zdaniem było?! HM?! -krzyczał, wstając z krzesła i zmierzając w moją stronę.
 Ta chwila wydawała się trwać wiecznie. Czułam krew na swoich wargach, przez przygryzanie ich moimi zębami. Czułam, że już za chwilę nie wytrzymam i wybuchnę. Rozpłaczę się i skulę się na podłodze. Tak bardzo nie chciałam go skrzywdzić.
 -Powinieneś już iść. -powiedziałam najszybciej jak tylko mogłam.
 Chłopak był wściekły. Te jego oczy... Wiedziałam już, że nigdy mi nie wybaczy. Sama sobie tego, już nigdy nie wybaczę.
 -Naprawdę proszę cię wyjdź. -nie reagował. -LOUIS! WYNOCHA! -krzyknęłam z całych sił.
 Louis przeszedł koło mnie, lecz na chwilę się zatrzymał. Odwrócił głowę w moją stronę i pokręcił przecząco głową.
 -Mogłem od razu posłuchać Harry'ego. On miał rację. Ty nie umiesz kochać. -i wyszedł.
 Osunęłam się o szafkę w kuchni i zaczęłam płakać. Zaczęłam wyć. Skuliłam się w kącie i płakałam, co trochę wymawiając jego imię. Chciałam żeby wyszedł, ale teraz najbardziej w świecie chciałam żeby wrócił. Żeby mnie przytulił, pogłaskał po głowie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Chciałam, żeby mnie uratował, bo czuję, że spadam na dno, na samo dno.
 ***
-oczami Louis'a-
 Nie wiem co sobie wyobrażałem idąc do niej. Że co? Że będziemy razem? Że sobie wszystko wyjaśnimy i będzie ten pierdolony happy and, jak na tych wszystkich filmach? Przecież to już nie wróci. Nigdy. 
 Wsiadłem do auta i zacząłem jechać. Jechałem prosto przed siebie, byle gdzie, oby tylko jak najdalej od niej. Zatrzymałem się w jakiejś ciemnej uliczce. Wyciągnąłem z szafki papierosa i odpaliłem go. Miałem w głowie tyle myśli, krzyków, słów i wspomnień, że chciałem je jak najszybciej czymś uciszyć. Czymkolwiek. 
 Rozejrzałem się dookoła, zatrzymując swój wzrok na starych magazynach. Uśmiechnąłem się sam do siebie. To jest to. To było moje prawdziwe życie. Moje. 
 Wysiadłem z auta i zacząłem iść w kierunku tych magazynów. Czułem pojedyncze krople deszczu na moim ciele. Powoli zaczynało padać. Wszedłem do środka magazynu i zacząłem się rozglądać. Szukałem wzrokiem gdzieś Black'a. Chciałem dzisiaj zagrać. 
-----------------------------------------------------------------------------
Nie będę zła, jeśli nikt nie przeczyta tego rozdziału. Wcześniej obiecałem, że wrócę i nie dotrzymałam słowa.
Co do tego rozdziału, dawno nie pisałam i powoli zapominam jak powinno się to robić. Proszę o s z c z e r e komentarze, jeśli ktoś w ogóle to przeczyta oczywiście ;) 

Obserwatorzy