czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 18

5 komentarzy i kolejny rozdział 

-dwa miesiące później-

Zawsze zastanawiał mnie fakt dlaczego w nocy tęskni się najbardziej. Z jakiego powodu właśnie wtedy jak nigdy przedtem potrzebujemy tej drugiej osoby? Dlaczego akurat o tak późnej porze zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy samotni?
Jedyne co przychodzi mi do głowy to to, że właśnie tak późną porą tęskni się najbardziej dlatego, bo tak naprawdę w ciemności widać najwięcej. Gdy jest się samemu nie widać cieni, jest tylko smętna pustka. Gdy jest się samemu nie ma się do kogo przytulić i trudno jest się czuć bezpiecznie. Nie ma z kim obejrzeć filmu i nie ma komu zaparzyć filiżanki herbaty. Nie ma komu zwierzyć się pod koniec dnia, z pretensjami do świata. Jesteśmy sami i nie jesteśmy w stanie temu zaprzeczyć. Sama przyznaj, że jesteś bardzo smutnym człowiekiem.

Trudno jest mi wymazać z pamięci Louis'a. Cały czas czuję jego zapach. Czasem budzę się w środku nocy ze łzami na moich policzkach. Tęsknię za jego dotykiem, sposobem dobierania słów gdy do mnie mówił. Tęsknię za jego widokiem, za tym gdy dzwonił do mnie każdego dnia. Chciałabym cofnąć czas, ale nie po to by coś naprawić, by zmienić życia bieg. Tylko po to by przeżyć to jeszcze raz. Chciałabym znów go zobaczyć i wiedzieć że w jego oczach jest miłość do mnie. Zrobiłam wszystko tak jak chciał Harry. Rozkochałam w sobie Louis'a, namówiłam go aby wrócił do One Direction i odeszłam na zawsze. Tak po prostu bez słowa go zostawiłam. Nawet przez moment przeszło mi przez myśl, aby jednak nie wyjeżdżać, ale niestety nie miałam wyjścia. Musiałam się ulotnić.
Teraz widzę go tylko w gazetach, w TV. Wydaje się, że jest bardzo szczęśliwy. Jakby w ogóle mnie nie pamiętał, jakby nie tęsknił. Nie jest mi z tego powodu smutno. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Szkoda tylko, że beze mnie. Nawet pojawiły się plotki, że kogoś ma. Nie minęło zbyt wiele czasu od naszego ostatniego spotkania, a on już się kimś nacieszył. To z jednej strony dobrze. Dobrze, że na nowo zaczyna żyć. Dobrze, że wstaje wcześnie rano wiedząc, że ma dla kogo wstać. Dobrze, że nie umiera z samotności. Dobrze, że nie czuje teraz tego co ja.
Siedziałam zupełnie sama w moim dużym domu. Zaparzyłam sobie kawy i usiadłam na drewnianym krześle w kuchni. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Gdy się tu przeprowadziłam nigdy nie wiedziałam co robić w wolne dni. Gdy nie szłam do pracy najczęściej zamulałam w domu. Przypominając sobie wszystkie szczęśliwe chwile, z mojego życia. W końcu postanowiłam wyjść z domu na świeże powietrze, na chwilę przejść. Nałożyłam na nogi buty, ubrałam kurtkę i byłam gotowa by wyjść. Chodziłam uliczkami, omijając ludzi. Nie wiem dlaczego, ale szukałam cię w tłumie. Jakbym miała cię gdzieś spotkać. Chodziłam jakąś godzinę po nieznanych mi drogach i zatrzymałam się dopiero przy małej kawiarni gdzieś w samym środku miasta. Weszłam do środka i usiadłam przy wolnym stoliku. Zamówiłam gorącą herbatę i ciepły jabłecznik. Siedziałam sama, przyglądając się ludziom wchodzącym i wychodzącym z kawiarni. Byli zbyt zabiegani aby na chwilę się zatrzymać. Rozmawiali ze sobą szybko i wyszli stąd prędzej niż tu przyszli. Wyglądałam przez okno i już nawet nie pamiętam na co się tak zaparzyłam ale odleciałam na chwilę. Z transu wyrwał mnie jakiś kobiecy głos.
-Cześć. Mogę się dosiąść? –zapytała Sarash - dziewczyna która mieszkała naprzeciwko mnie.
Zaprzyjaźniłam się z nią. Nie miałam tutaj nikogo a jak każdy człowiek potrzebowałam kogoś do kogo mogłabym się wygadać. Ona była pierwszą osobą która zrobiła krok w moją stronę. Polubiłam ją. Była ciemnowłosą brunetką, z kręconymi włosami do ramion. Jej zielone oczy zwykle świeciły niesamowitą radością. Nie zamartwia się wszystkim tak jak ja, ale nie była też osobą bezproblemową. Ona po prostu odganiała od siebie wszystkie smutki wiedząc, że z czasem będzie lepiej.
-Powinnaś do niego pojechać. Powinnaś wrócić. Chodź na chwilę.- powiedziała biorąc łyk kawy.
Spojrzałam na nią moimi pustymi oczami nie wiedząc o co jej chodzi.
-Pakuj swoje rzeczy i jedź do niego. Chodź by na jeden dzień. -mówiła dalej.
Potrzebowałam chwili by przyjąć do wiadomości to co do mnie mówi. Po chwili wstałam bez żadnego słowa i wyszłam z kawiarni. W najszybszym tempie jakim tylko potrafiłam dostałam się do domu. Wyciągnęłam z pod łóżka walizkę i zaczęłam pakować do niej swoje rzeczy. Ledwo się obejrzałam, a siedziałam już w samolocie lecąc do Londynu. Zaczynałam zastanawiać się co ja w ogóle robię. Po co wracam? Co mu powiem gdy go spotkam? Może on nie chce mnie już znać. Zdając sobie sprawę, że to wszystko nie ma sensu, chciałam wrócić. Ale nie było już możliwości powrotu.
Lot nie trwał wcale długo. Wysiadłam z samolotu i zaczęłam wzrokiem szukać John'a którego zdążyłam już poinformować o moim przyjeździe. John stał z rękami włożonymi do kieszeni, rozglądając się dookoła. Zaraz po tym gdy go zobaczyłam, rzuciłam wszystko i podbiegłam do niego, rzucając mu się w ramiona. Tak bardzo za nim tęskniłam.
***
Rozpakowałam się w moim starym pokoju i zeszłam na dół do kuchni aby opowiedzieć wszystko John'owi zgodnie z jego prośbami. Zaczęłam od tego z jakiego powodu tak naprawdę tutaj się znalazłam, a skończyłam na tym, że przybycie tu dla Louis'a nie miało kompletnie sensu. John słuchał mnie uważnie ze zrozumieniem. Chciałabym znów mieć go przy mnie na co dzień. Zdałam sobie sprawę, że jest dla mnie naprawdę bardzo ważny. Jest moim prawdziwym przyjacielem.
-Co powiesz na spacer? -zapytał, po pewnym czasie.
Pokiwałam głową, twierdząc, że to dobry pomysł. Chodziliśmy razem, ciemnymi ulicami wspominając i śmiejąc się z naszych głupot.
-Nigdy tego nie zapomnę. -stwierdziłam, śmiejąc się głośno.
Jednak mój śmiech ucichł tak szybko, jak się pojawił. To  było niczym nóż wbity w serce. Louis stał z jakąś blond włosom dziewczyną, całując się namiętnie.
--------------------------------------------
Zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział być może nie jest nawet napisany dobrze, ale uwierzcie mi, nie jest tak łatwo powrócić z opowiadaniem. Kompletnie nie wiedziałam jak zacząć pisać kolejny rozdział więc nie gniewajcie się o nic na mnie. Mogę wam obiecać tylko jedno, kolejny rozdział będzie lepszy :)
Przy okazji zapraszam na mój blog także z opowiadaniem: http://iwillneverforget-story.blogspot.com/

wtorek, 5 listopada 2013

Koniec jest dopiero początkiem ...

Cześć wszystkim. Wiem, że minęło sporo czasu odkąd nie dodałam tutaj rozdziału. Bardzo się za wami stęskniłam. Bez was, żyje się naprawdę trudniej. Postanowiłam, że wrócę z tym opowiadaniem, ale pod jednym warunkiem. Musi być pod tym postem  co najmniej pięć komentarzy. 

sobota, 14 września 2013

wtorek, 20 sierpnia 2013

Koniec

Cześć. Właściwie to nie wiem jak zacząć, może od początku? Więc chciałam wam przede wszystkim podziękować za to, że byliście ze mną przez ten długi czas, za to, że czytaliście to co pisałam, po prostu za to, że byliście, bardzo Wam dziękuję. 
 Moja historia z pisaniem zaczęła się zaraz od pierwszego pomysłu. Zaczęłam pisać najpierw w zeszycie, a później postanowiłam założyć blog'a. Skończyło się na tym, że zdałam sobie sprawę, właśnie niedawno, że nie nadaję się do pisania. Żeby pisać trzeba wiedzieć jak. Trzeba wiedzieć jak pisać sercem. Ja nie potrafię napisać czegoś co zostanie kiedyś w pamięci każdego z Was. Są ludzie którzy mają talent, piszą sami nie zdając sobie sprawy, że to jest piękne.
 Po koloniach wiele zmieniło się w moim życiu, naprawdę wiele. Straciłam czas na pisanie i wiarę w to, że w ogóle umiem pisać. Bo nie umiem i nigdy nie umiałam. 
 Mimo wszystko bardzo Wam dziękuję, że ze mną byliście. Może pewnego dnia wrócę z nowym opowiadaniem, z nową historią. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnicie. 
Kocham Was wszystkich bez wyjątku. :)

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 17

usiedliśmy przy jednym z okrągłych stolików. Rozejrzałam się dookoła. To była naprawdę droga restauracja. Ludzie rozmawiali razem z uśmiechami na twarzy. Pili czerwone wino i byli wpatrzeni w siebie nawzajem. Jedli, ale wydawało się, że byli tutaj tylko i wyłącznie dla siebie. Dla mnie to była po prostu restauracja zakochanych. Ludzi naprawdę się kochających. Nie potrafiłam dostrzec w żadnym z tych ludzi choćby grama fałszywości i kłamstwa. W pewnym sensie to było magiczne miejsce. Jak z obrazka. Chętnie usiadłabym za oknem i zaczęła się im wszystkim przyglądać. Nie powinnam siedzieć z tymi ludźmi w jednej sali. Nie powinnam przebywać tam gdzie oni. Kompletnie do nich nie pasowałam. Byłam ich przeciwieństwem. Tulipanem pomiędzy różami.
 Kelnerka podała nam menu, a ja zaczęłam je powoli przeglądać. Kompletnie nie miałam do tego głowy. Myślami byłam gdzie indziej. To wszystko po prostu nie było takie jakie powinno być. Louis powinien siedzieć teraz razem ze swoimi kumplami z zespołu i planować kolejny koncert. Powinien siedzieć tutaj zamiast ze mną, to z jakąś ładną, odpowiednią dla niego dziewczyną. Nie powinno być go tutaj ze mną. Dlaczego ja właściwie tak bardzo się tym przejmuję?
-Wybrali już państwo, co chcą zamówić? -zapytała ciepłym głosem, brunetka. 
Spojrzała to na mnie to na Louis'a, oczekując odpowiedzi.
-Ja jeszcze się zastanawiam. -wypaliłam znienacka. 
Pokiwała twierdząco głową i przeniosła swój wzrok na Louis'a. Absolutnie nie śliniła się na jego widok, co powiem szczerze było dość dużym zaskoczeniem. Raczej zawsze gdy byłam gdzieś z Louis'em, to kobiety strasznie się do niego kleiły. Najchętniej wstałabym z miejsca i zaczęła jej głośno klaskać, krzycząc Brawa dla tej pani. Jedna mądra, która nie ślini się na widok zobaczonego Louis'a. Po czym wręczyłabym jej nagrodę za używanie mózgu. Inne dziewczyny mogłyby się od niej uczyć. 
 Louis zamówił wino po czym zaczął mi się uważnie przyglądać, kiedy ja odwracałam się, to w tą, to w drugą stronę. Sama nie wiem czego szukając. Przez chwilę przeszło mnie przez myśl, że chciałabym mieć dom, z widokiem na tą restaurację. Było w niej coś takiego magicznego... Mogę przyznać szczerze, że cieszę się, że Louis mnie tutaj przyprowadził. 
-Często tu bywasz? -zapytałam po chwili, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. 
-Rzadko. -odpowiedział. 
Siedzieliśmy chwilę nic nie mówiąc. Kelnerka zdążyła już przynieść nam wino, wziąć od nas zamówienie, a i tak nikt z nas się nic nie odezwał i najdziwniejsze było jednak to, że ta cisza jak najbardziej mi odpowiadała. Była taka przyjemna, inna niż wszystkie. 
-Mogę ci zadać jedno pytanie? -zapytałam niepewnie, bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu. 
-Oczywiście. -odpowiedział, posyłając mi delikatny uśmiech.
-Ale tak szczerze. Dlaczego odszedłeś z zespołu? 
Bałam się, że na mnie nakrzyczy, bo tak naprawdę naruszam w pewnym sensie jego prywatność, ale on wcale tak się nie zachował. 
-Molly, tego nie można tak po prostu zrozumieć. To trzeba przeżyć. Zresztą to długa historia. -wyjaśnił. 
Pokiwałam twierdząco głową, robiąc się smutna. Louis wziął głęboki wdech i wypuścił ciężko powietrze. 
-Oj Molly, Molly. W porządku opowiem ci dlaczego to zrobiłem, pod warunkiem, że nie tutaj i ty też odpowiesz na jedno z moich pytań. -wyjaśnił
-Okej. -uśmiechnęłam się do niego. 
-Czy kiedykolwiek kochałaś Tom'a? -zapytał.
Totalnie mnie zatkało. Zachowywał się jakby nigdy nic, ale skąd w ogóle takie pytanie. 
 Otworzyłam usta, ale po chwili znów je zamknęłam. Zawahałam się, nie wiedząc co opowiedzieć. 
-Widzisz, przez pewien czas w moim życiu tak myślałam i sądzę, że się po prostu myliłam. Jeśli kogoś przestaje się kochać, to czy jest możliwe, że kiedykolwiek się go kochało? 
Louis dokładnie wsłuchiwał się w każde moje słowo. On potrafił dobrze słuchać. Nawet jeśli mówiłabym najgłupsze rzeczy. I to było w nim niesamowite. Potrafił tak wiele. Miał coś czego nie miało pół świata i nie chodziło tutaj o coś co można kupić, z tym trzeba się urodzić, a on urodził się wspaniałym człowiekiem. Mówić może każdy, ale słuchać tylko niewiele osób. To umiejętność która wymaga dużo pracy, aby ją nabyć. 
 Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O niczym i o wszystkim. Nigdy nie czułam się z kimś tak dobrze. Nigdy w całym moim życiu nie rozmawiało się tak lekko i przyjemnie. On mówił, ja go słuchałam. Ja mówiłam, on słuchał mnie. Chodź wymienialiśmy ze sobą masę zdań, żadne z nas się ze sobą nie posprzeczało. To było niesamowite, że mieliśmy tak wiele ze sobą wspólnego i to, że byliśmy od siebie tak bardzo różni. Co może coś takiego oznaczać?
----------------------------------------------------------------------------
No Hej! Na początku chciałam powiedzieć, że baaaardzo was kocham! Rozdział zdążyłam napisać i mam nadzieję, że wy też napiszecie dla mnie komentarze. :)
Buziaki! :* Widzimy się za dwa tygodnie. :*** KOCHAM WAS!
PS pytajcie: http://ask.fm/ligusiaaaa
Liczę na komentarz od KAŻDEJ osoby, która przeczytała ten rozdział ;)

wtorek, 23 lipca 2013

Hej, Hej, Hej :)

Cześć! Na kolonie jadę dopiero jutro i jakimś cudem udało mi się napisać kolejny rozdział. Postanowiłam, że jeśli będzie dziesięć komentarzy pod tym postem to dodam. :) Tylko od was zależy kiedy to nastąpi. hehe ;) 


poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 16

Wlałam do filiżanki kawy i usiadłam na wolnym krześle, w kuchni. Wciąż nie mogłam uwierzyć w słowa Harry’ego. Po pierwsze skąd on to wszystko wie, a po drugie jakim prawem mnie szantażuje? Był pewien, że się zgodzę. Tylko skąd ta pewność? Mogłam równie dobrze się nie zgodzić. Dlaczego to zrobiłam? Czy tylko dlatego, że nie chciałam aby moja mała tajemnica wyszła na światło dzienne? Chyba był tego jeden, dość duży powód... zależało mi na Louis’ie i nie mogłam pozwolić aby czegokolwiek się dowiedział. Znienawidziłby mnie. Usunąłby mnie ze swojego życia. Raz na zawsze. To bolało by jeszcze bardziej. Lepiej odejść pierwszemu, wiedzą, że nie możemy, lub nie damy rady zatrzymać ludzi na których nam zależy. Widzieć jak odchodzą... to strasznie boli.
 Z każdą sekundą zaczynałam rozumieć, że coś czuję do Louis’a. Bałam się tylko jednego. Co jeśli go kocham? Zranię nie tylko jego, ale i siebie. Wiedziałam co muszę zrobić. Trzy rzeczy które powiedział mi Harry, te trzy punkty, utkwiły mi w pamięci i powtarzały się bez końca. To było takie trudne. Wiedziałam, że go zranię. Chyba nawet nadawałam się tylko do tego.
 Pogrążona w własnych myślach, kompletnie zapomniałam o tym, że za niedługo powinien wrócić John. Prawdę mówiąc, już dawno się z nim nie widziałam, chodź mieszkamy pod jednym dachem. Kiedy ja byłam w domu, jego nie było, a kiedy on był, nie było mnie. Omijaliśmy się wzajemnie i pewnie gdyby tak było dłużej, w końcu każdy z nas zapomniałby o tym, że nie mieszka tu sam. I właśnie w tym momencie przypomniało mi się o tym, że nie powinnam dłużej siedzieć na głowie u John’a. Ale czy to ma w ogóle jakiś sens, skoro za siedem dni mam zostawić to wszystko i zapomnieć o wszystkim co mi się do tej pory przydarzyło?  Niepotrzebne było kupowanie mieszkania na tydzień. To byłoby kompletnie bez sensu. Może John jeszcze wytrzyma ze mną te parę dni? Uśmiechnęłam się w duchu na tą myśl. John wytrzymałby ze mną o wiele więcej dni, co mi sam powiedział. Był prawdziwym przyjacielem i wiedziałam, że bez względu na wszystko mogę na niego liczyć.
 Usłyszałam jak drzwi od domu się otwierają, a po chwili w drzwiach kuchni ujrzałam John’a. Wyglądał na lekko zaskoczonego moim widokiem.
-O Molly, cześć! –powiedział, przyjaźnie się do mnie uśmiechając.
-Hej. –odparłam.
Chłopak podszedł do lodówki i wyjął z niej karton z sokiem pomarańczowym. Wyjął z górnej szafki szklankę i wlał do niej zawartość kartonu.
-Co tam u ciebie słychać? –zapytał radośnie, biorąc łyk soku.
-W porządku. –skłamałam.
Wcale nie było w porządku. Było fatalnie, beznadziejnie. Wszystko się waliło. Gdyby John dowiedział się co miałam zrobić, na pewno uważałby mnie za idiotkę i absolutnie nie chciałby się ze mną przyjaźnić. Nikt by nie chciał.
-Coś widzę, że nie za bardzo. –odparł, podchodząc do mnie i zasiadając na krześle, naprzeciwko mnie.
Tak bardzo chciałam opowiedzieć mu o wczorajszym dniu, o dzisiejszym poranku. Potrzebowałam komuś to powiedzieć, ale nie potrafiłam. Byłam nikim. A przynajmniej kimś takim będę, po tym wszystkim co zrobię.
-Jest naprawdę okej John, dzięki. –powiedziałam wymuszając uśmiech na twarzy. –Muszę już iść spać. Jest późno. –dodałam wstając z krzesła.
-Okej. Dobranoc. –powiedział, uśmiechając się do mnie.
-Dobranoc. –odpowiedziałam, wychodząc z kuchni.
***
-następny dzień-

Mimo wszystko musiałabym komuś o tym wszystkim opowiedzieć. Gdybym nadal dusiła to w sobie... mogłabym sama nie dać rady. To wszystko mnie przerastało. Byłam bezsilna, bezradna. Wszystkie emocje były we mnie skryte, a ja nie wiedziałam komu i jak to komuś opowiedzieć. Poddałam się, wiedząc że nie mogę tego dłużej w sobie dusić.
 Powiedziałam Kayli. Opowiedziałam jej wszystko od początku do końca. Bałam się jej reakcji. Bałam się tego co powie. Bałam się, że mnie nie zrozumie. Jednak ona całkowicie mnie zrozumiała, a przynajmniej próbowała i się jej udało. Zaczęła mi na początku tłumaczyć, że powinnam opowiedzieć o tym Louis’ie. Zaczęłam protestować. Byłam w pewnym sensie wściekła. Nie chciałam absolutnie dopuścić do siebie takiej myśli. Nie mogłam o niczym powiedzieć ani słowa Louis’owi.  On nie mógł się dowiedzieć niczego. Gdyby wiedział co powiedział mi Harry, w końcu dowiedziałby się o mojej tajemnicy, o której nie mam zielonego pojęcia jak dowiedział się Harry. Ten chłopak nie mógł tak po prostu usłyszeć tego. Musiał dowiedzieć się od kogoś... od kogoś takiego jak Tom.
 Kayla w końcu się poddała i powiedziała abym się nie martwiła, że zawsze ze mną będzie, nawet wtedy gdyby wszystko zaczęło się walić, a ona nie miałaby mi jak pomóc. Była więcej niż najlepszą przyjaciółką, była jak anioł stąpający po ziemi. Takich ludzi jak ona jest naprawdę niewiele. Nie! Stop. Oczywiście John także jest wspaniałym przyjacielem, ale nie miałam gwarancji, że zareaguje tak jak Kayla. Ona na pewno rozumie mnie lepiej, niż on by się starał. Postanowiłam, że kiedyś mu o tym wszystkim powiem. Musi wiedzieć, albo po prostu to jak czułabym się lepiej, gdyby wiedział.
 Przetarłam mokrą ściereczką okrągły stolik i podeszłam do Kayli. Dziewczyna siedziała na krześle i pisała coś na swoim telefonie. Tak była tym pochłonięta, że nawet nie zauważyła, że się jej przyglądam. Odchrząknęłam, a Kayla podskoczyła na krześle.
-Zapraszam do pracy. –powiedziałam, udając głos szefa.
Niby facet był w porządku, ale był strasznie wymagający.
 Kayla zaśmiała się. W kawiarni nie było już nikogo. Mogłyśmy spokojnie sobie usiąść i odpocząć. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek mojego telefonu i przeniosłam na niego wzrok. Na wyświetlaczu pojawił mi się napis ‘Louis’. Zawahałam się. Nie wiedziałam czy odebrać, ale wiedziałam jedno- Musiałam. Musiałam odebrać bo musiałam zrobić to co kazał mi Harry. W pewnym sensie podziwiałam samą siebie. Tak bardzo się go słuchałam. Robiłam wszystko co mi kazał bo miał coś na mnie, przez moment przeszła mnie myśl, że może nie musiałabym tego wszystkiego robić, gdybym ja też coś na niego miała. Szybko jednak wyrzuciłam tą myśl z głowy. Nie będę taka jak on! Nigdy!
 Odebrałam telefon, przykładając go do ucha.
-Halo? –zapytałam niepewnie.
-Cześć Molly! Co u ciebie słychać? –usłyszałam radosny głos Louis’a.
-Cześć Louis. Wszystko w porządku, a u ciebie?
-Tak samo. Pomyślałem, że może poszłabyś dzisiaj ze mną na kolacje?
-Yy, tak chętnie.
-W takim razie będę u ciebie o siódmej. Do zobaczenia. –powiedział i się rozłączył.
Pewnie cieszyłabym się kolejnym spotkaniem z Louis’em, ale nie tym razem . W pewnym sensie wolałabym go już nie wiedzieć.
***
Nałożyłam na siebie swoją ulubioną czarną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Włosy rozpuściłam i delikatnie się pomalowałam. Stanęłam na przeciwko swojego dużego lustra, w pokoju i przejrzałam się w nim. Wyglądałam naprawdę dobrze, nawet więcej niż dobrze. Jednak niestety, wcale się tak nie czułam. Postanowiłam sobie, że zapomnę o tym wszystkim i będę zachowywała się jakby nic się nie stało. Nie mogłam pozwolić aby to wszystko całkowicie mnie pochłonęło i zaczęło wyniszczać mnie od środka. Dam radę chodź by nie wiem co się stało. Jestem na tyle silna, by przetrwać ten czas w stu procentach jako ja, a nie ktoś inny.
 Usłyszałam dzwonek do drzwi. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i zaczęłam iść w stronę drzwi. John'a jeszcze nie było, co mnie trochę zdziwiło. Zwykle bywał o tej porze w domu, a może tylko tak mi się wydawało?
 Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powoli powietrze. Nacisnęłam prawdę ręką na klamkę od drzwi i je powoli otworzyłam. Przede mną stał Louis, z uśmiechem na twarzy. W ręce trzymał czerwoną różę, którą podał mi do ręki. Chwyciłam ją, delikatnie się rumieniąc.
-Wejdź. -powiedziałam, otwierając szerzej drzwi.
Chłopak wszedł do środka i rozejrzał się dookoła.
-Zaraz wrócę. -powiedziałam, zmierzając w stronę kuchni.
Chodziło mi raczej o to, żeby na mnie poczekał, jednak ten poszedł za mną. Stanął, opierając się o framugę drzwi. Uważnie przyglądał się każdego mojego ruchu, gdy ja wlewałam wodę do wysokiego wazonu.
-Chcesz się napić? -zapytałam niepewnie, ostrożnie stawiając wazon na stole.
-Nie dziękuję. Napijemy się czegoś w restauracji. -odpowiedział.
-Ach tak. -odparłam
Zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych, a Louis szedł za mną. Nadal uważnie mi się przyglądał, co powiem szczerze, zaczynało mnie już denerwować. Nie jestem jakąś małpą w zoo, na wystawie.
-Panie przodem. -powiedział, gdy chciałam przepuścić go pierwszego przez drzwi.
Przewróciłam oczami i wyszłam pierwsza.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak, możliwe, że rozdział jest nudny, ale mam nadzieję, że aż tak bardzo was nie zanudziłam. Chciałam powiedzieć, że kolejny rozdział powinien pojawić się dopiero za dwa tygodnie. Niestety jadę na kolonie. O wszystko możecie pytać TUTAJ  (Ps. pytania do głównych bohaterów też możecie zadawać)

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 15

Poczułam straszny ból głowy, przeszywający mnie całą. Jęknęłam z bólu, przewracając się na drugi bok. Momentalnie, światło przedostające się do pokoju, zaczęło razić mnie w oczy. Zerwałam się na równe nogi, przypominając sobie o pracy, jednak opadłam znów na łóżko,gdy ból głowy znów się odezwał. Jakie to szczęście, że pracowałam dzisiaj na popołudniu. Wczoraj nieźle zabalowałam. Powoli zaczynałam sobie przypominać wszystkie, a może prawie wszystkie wydarzenia, z poprzedniego dnia. Rozszerzyłam szeroko oczy, rozglądając się dookoła. W stu procentach to nie był mój pokój. Moja podświadomość zaczynała panikować, wymyślając sobie jakieś czarne scenariusze.
 Potrząsnęłam głową i mimo bólu wstałam z łóżka. Byłam w samej bieliźnie. No pięknie. Zamknęłam oczy i w myślach nieźle się ochrzaniłam. Przecież powinnam wiedzieć gdzie jestem. Już więcej nie będę piła żadnego alkoholu. Nigdy.
 Moja sukienka leżała na krześle, koło dużego łóżka. Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się dokładnie pokoju, w którym się aktualnie znajdowałam. Był biały z odcieniami beżu. Zadbany, w dobrym stylu, wcale nie było bałaganu. Na środku pokoju było łóżko, stojąco pod ścianą. Na przeciwko była duża, ładna szafa. Przez chwilę przeszło mnie przez myślę, że mogłabym tak zajrzeć, dowiedziałabym się przez to w kogo pokoju jestem. Szybko odgoniłam od siebie takie myśli. Co jak co, ale nikomu nie będę grzebać w rzeczach.
 W pewnym momencie usłyszałam jakiś hałas z dołu. Momentalnie podskoczyłam, a moje serce zaczęło mocniej bić. Nie, że myślałam, że nikogo nie ma. Po prostu przestraszyła mnie myśl, że nie wiem kto tam jest. Nie wiem nawet gdzie ja jestem.
 Zamknęłam oczu i walczyłam sama ze sobą, w środku. Przecież nic mi się nie stanie. Będę musiała kiedyś przecież tam zejść. W końcu dowiem się u kogo jestem w domu, a przy tym może co się stało wczoraj. Powinnam zejść na dół. Teraz. W końcu nacisnęłam na klamkę od drzwi i lekko je uchyliłam. Poczułam zimny powiem wiatru, na swoim ciele. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Przecież nie miałam na sobie swojej sukienki i byłam tylko w bieliźnie. Wróciłam z powrotem do pokoju i włożyłam na siebie swoją sukienkę. Otworzyłam drzwi i niepewnym krokiem zaczęłam iść w stronę schodów. Dom był naprawdę duży i było tutaj masę drzwi. Gdybym ja tutaj mieszkała, na pewno bym się zgubiła. Usłyszałam znów jakiś odgłos, schodząc po schodach. Przynajmniej wiedziałam, w którą stronę mam iść.
 Zatrzymałam się na chwilę, biorąc głęboki oddech. Zrobiłam krok w przód i znalazłam się w kuchni. Tak, to zdecydowanie była kuchnia. Była ładna, bardzo duża. Dokładnie obejrzałam całą kuchnię, w końcu zatrzymując wzrok na...
-Harry? -zapytałam momentalnie.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Ojć, nie chciałam mówić tego na głos.
-Molly, miło że już wstałaś -uśmiechnął się do mnie. -Siadaj. Zjedzmy razem śniadanie. -powiedział, pokazując na stół, na środku kuchni.
Posłusznie zasiadłam na jednym z drewnianych krzeseł. Nadal nie mogłam uwierzyć, że jestem w domu Harry'ego. Oczywiście odetchnęłam z ulgą. Dobrze, że nie jest to jakiś nieznajomy psychopata, czy jakoś tak. Tylko... Harry mnie uratował. Wczoraj uratował mnie ten Harry. Ten, który tak mnie nienawidzi. Dlaczego? Dlaczego to zrobił?
 Harry ustawił przede mną talerz z świeżo usmażonymi naleśnikami. Sam zasiadł na przeciwko mnie i zaczął jeść.
-Nie rozumiem... -zaczęłam.
-Czego? -przerwał mi.
-No bo wczoraj.. -nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć.
-Ach tak. No byłoby miło usłyszeć podziękowania.
-Dziękuję. -odparłam niepewnie.
-Nie ma sprawy. Pewnie zastanawiasz się co tutaj robisz, więc od razu uprzedzę twoje pytanie. Zasnęłam u mnie w aucie kiedy odwoziłem cię do domu, a nie wiedziałam gdzie mieszkasz, więc musiałem przywieźć cię tutaj. -wyjaśnił. -Jedz -dodał po chwili.
Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam po woli jeść. Przyznam szczerze, Harry był bardzo dobrym kucharzem, chodź to wcale nie zmieniało mojego zdania o nim. Szczerze go nienawidziłam i nie miałam zamiaru tego zmieniać. Przecież tyle razy mnie obraził. Był po prostu świnią. A może się zmienił. Przecież  nie zrobił by tyle rzeczy dla kogoś kogo nienawidzi, prawda?
-Chciałbym porozmawiać z tobą o Louis'ie. Ty jako jedna masz teraz z nim kontakt. Nikt z nas nie potrafi do niego dotrzeć. Odszedł z zespołu i nie ukrywam, że to przez ciebie i właśnie dlatego chciałbym prosić cię o pomoc. -urwał na chwilę. -Chciałbym abyś namówiła go by wrócił do zespołu. Widziałem jak na ciebie patrzy, jak cię broni. Chyba się w tobie zakochał i nie wiem co było jego większym błędem. Miłość do ciebie czy decyzja odejścia z zespołu. -Ach, jednak ludzie się nie zmieniają.
Jeśli to była prawda. To co mówił Harry. Jeśli to przeze mnie. Dobrze wiedziałam, że tego musiał być jakiś wielki powód. Właściwie to nie miałam nic wspólnego z jego decyzją. A może miałam? Mimo wszystko czułam się winna. Winna tego wszystkiego. Powinnam zostawić go w spokoju. To był błąd, zaprzyjaźnienia się z nim. To on popełnił błąd przyjaźniąc się ze mną.
-Chciałbym abyśmy zawarli umowę. -zaczął poważnie.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Chciałbym abyś zrobiła trzy rzeczy.
-Jakie? -zapytałam lekceważąco.
Jakim prawem mam niby robić cokolwiek dla niego?
-Masz rozkochać w sobie Louis'a, namówić go powrotu do zespołu i rtak po prostu odejść z jego życia. Rozumiesz? -spojrzał na mnie poważnie.
Czy on sobie ze mnie żartuje?
-Mam rozkochać w sobie Louis'a? A to niby po co? -zapytałam kpiąco.
-Po to, że gdy od niego odejdziesz. On dowie się jaka naprawdę jesteś i nie będzie chciał cię już znać. Masz na to siedem dni. Tylko tyle. Jeśli ci się nie uda zrobić tego w takim czasie, Louis dowie się. Dowie się o tym, jak naprawdę poznałaś Tom'a. Tą prawdziwą historię. -wyjaśnił.
-Jaką prawdziwą historię? -zapytałam, drżącym głosem.
-Andigawen. Mówi ci to coś? -zapytał, śmiejąc się.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Więc, rozumiem, że w to wchodzisz? -zapytał, wyraźnie wyglądając na zniecierpliwionego.
Kiwnęłam głową potwierdzająco. Nie miałam innego wyjścia, jak się tylko zgodzić.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, wiem rozdział krótki. Mogę wam jednak obiecać, że kolejne rozdziały, chodź będą dodawane żadko, to będą dwa razy dłuższe.
Kocham was wszystkich bez wyjątku. Dziękuję że czytacie. :*
Coś mi się wydaje, że to opowiadanie jest strasznie pogmatwane czy jakoś tak... ;) Jednak, mam nadzieję, że teraz jakoś to się wszystko wyrówna i będzie już takie bardziej logiczne i łatwiejsze do ogarnięcia. :)
Ps. Macie już jakieś przypuszczenia co do prawdziwej historii, jak Molly poznała Tom'a? :)
Liczę na długie komentarze.
Ps. Macie jakieś pytania: ASK

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 14

Rozdział z dedykacją dla Agi. Aga I Love You! <3 :*
Moja podświadomość chciała powstrzymać mnie od pójścia na imprezę. Chyba nie powinnam dzisiaj iść, skoro byłam wczoraj, no i do tego jutro muszę iść do pracy. Nie powinnam tak często imprezować. Powinnam zostać w domu i nigdzie nie wychodzić.
 Potrząsając głową z nadzieją, że zaraz odpłyną ode mnie wszystkie te myśli, spojrzałam na Kaylę. Siedziała na fotelu wiercąc się. Co chwila coś mówiła, co obijało mi się o uszy. To nie było tak, że nie chciałam jej słuchać,po prostu myślami byłam gdzie indziej. Gdybym tylko mogła tak po prostu wrócić do domu, nie urażając jej przy tym, chętnie bym wróciła. Po prostu czułam w sobie coś takiego, co odpychało mnie od tego całego pomysłu. Nie miałam zielonego pojęcia co to było. Może po prostu byłam zmęczona i stąd ta niechęć?
 W końcu auto się zatrzymało, a my znalazłyśmy się przed klubem.Odetchnęłam ciężko i otworzyłam drzwi samochodu. Wyszłam na zewnątrz, rozglądając się dookoła, cierpliwie czekając na Kaylę. Głośną muzykę dochodzącą z pomieszczania, było słychać nawet tutaj. Po chwili Kayla znalazła się koło mnie, z wielkim uśmiechem na twarzy. Była zdecydowanie bardzo podekscytowana dzisiejszym wieczorem. Czułam się, źle wiedząc że była szczęśliwa a ja tak naprawdę przyszłam tu niechętnie. Pod żadnym pozorem nie chciałam jej urazić i dlatego nadal tu jestem.
 Od parkingu do klubu nie dzieliła długa droga. Chodź nie było jeszcze późno to ludzie stojący przed budynkiem byli już totalnie pijani. Czułam niesmak w ustach, przechodząc koło nich. Te ich miny, zapach alkoholu. Ciarki przeszły mi po plecach, widząc jak się na nas patrzyli.
 Gdy w końcu dotarłyśmy do środka, Kayla od razu pociągnęła mnie w stronę baru. Usiadłyśmy i zamówiłyśmy drinki. Barman postawił przed nami szklanki, jednak ja nie miałam ochoty pić.
-Napij się czegoś! Jesteś dzisiaj jakaś dziwna! Zabawmy się trochę! -krzyknęła mi do ucha, próbując przekrzyczeć muzykę.
Posłuchałam jej i wzięłam alkohol do ust. Może powinnam się czegoś napić i w końcu przestać myśleć. To myślenie już sprawiało, że wariowałam.
 Kayla odstawiła szklankę na blat baru i poszła w głąb ludzi tańczących na parkiecie. Ja wolałam tutaj zostać. Piłam już nie wiem jak długo, ale byłam już zdecydowanie pijana. Wstałam z krzesła i zaczęła przepychać się przez ludzi, szukając Kayli.
-Hej kochanie. -odwróciłam się szybko i zobaczyłam człowieka o głowę wyższego ode mnie. Jego niebieskie oczy były przepite.
-Cześć. -odpowiedziałam grzecznie i odwróciłam się, nadal szukając swojej przyjaciółki, ale pijany chłopak pchnął mnie na ścianę i pocałował w usta.
Jego ohydne usta smakowały alkoholem. Odwróciłam głowę, przerywając pocałunek.
-Zostaw mnie! -warknęłam, ale ten rozbawiony pokręcił głową.
-Nie chcesz się zabawić?
-Nie. -jęknęłam, ale on to zignorował.
Jego ręka przeniosła się nad mój obojczyk. Ponownie rozejrzałam się za Kaylą. Gdzie ona może być? Czułam jak całuje moją szyję i róg mojej szczęki. Następnie jego ręka chwyciła mój nadgarstek. Pociągnął mnie na zewnątrz. Próbowałam się wyrwał, jednak bez skutku. Zatrzymaliśmy się dopiero za budynkiem klubu. Było ciemno. Nawet bardzo ciemno. Słyszałam ciężkie sapanie i kroki w moim kierunku.
-Jesteś gotowa na przygodę swojego życia, kochanie?
Pokręciłam głową, robiąc krok do tyłu. Chciałam odsunąć się jeszcze dalej gdy zaczął zbliżać się w moją stronę, ale wpadłam na ścianę. Rozejrzałam się dookoła panikując. Nie wiedziałam nikogo. Byłam sama. Chciałam uciec, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
 Zauważyłam jego twarz. Jego niebieskie oczy były pełne pożądania. Jego ręka wylądowała na moim udzie i zaczął przesuwać ją w górę. Wzdrygnęłam się, odpychając go swoimi drobnymi rękami, ale na marne, ani drgnął.
-W porządku kochanie, to nie potrwa długo.
Facet zszedł mnie od tyłu i odpiął moją sukienkę.
-Nie! -krzyknęłam.
Wygramoliłam się z jego uścisku i zaczęłam uciekać. Nie uszłam daleko, gdy poczułam jak ciągnie mnie do tyłu za włosy. Zawyłam z bólu.
-Bądź grzeczna kochanie. Chyba chcesz, żeby było miło?
Jego palce zsunęły się z lini mojej szczęki do ucha. Zamknęłam oczy, a kiedy otworzyłam je ponownie, usłyszałam kroki w naszą stronę. Poczułam jak ktoś odpycha ode mnie mężczyznę, powalając go na ziemię. Nie mogłam przyjrzeć się osobie która mnie uratowała, przez ciemność która tu panowała. Niebieskooki mężczyzna został uderzony kilka razy, gdy w końcu zwijał się z bólu, leżąc na ziemi.
-Mollly, wszystko w porządku? -usłyszałam znajomy głos.
Chłopak zbliżył się do mnie. Zlustrował mnie od stóp do głów, z troską w oczach. Nie wiedziałam co było większym szokiem. To, że przed paroma sekundami o mało co mnie nie zgwałcono, czy to, że uratował mnie właśnie Harry.
--------------------------------------------------------------------------------
Tadan! I mamy kolejny rozdział. I jak wam się podoba?

Ps. Jedna z scen, chodź została zmieniona, to została skopiowana w pewnym sensie, z: Dark Liam Payne.. 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 13

Zadrżałam słysząc znajomy głos. Tom. Byłam pewna, że to on, tylko nie rozumiałam co on tutaj robił. Dlaczego musiałam akurat być w tym samym miejscu, w tym samym czasie akurat co on? Nie mógł być to ktoś inny? Ktokolwiek.
 Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy się od niego uwolniłam i zaczęłam uciekać. Przepychając się pomiędzy nieznajomych mi ludzi, w końcu go zgubiłam, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Czego on ode mnie chciał? Nie mógł mnie po prostu zostawić w spokoju? Moje życie jest już dość popaprane bez niego. Nie potrzebuję kogoś kto to jeszcze bardziej skomplikuje.
 Biegłam na przód, na chwilę odwracając się do tyłu, by zobaczyć czy czasem mnie nie goni. W pewnym momencie przez przypadek na kogoś wpadłam. Odwracając się dostrzegłam Louis'a. Na szczęście właśnie jego.
-Co się stało? -zapytał, uważnie mi się przyglądając.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po co mówić, że uciekałam przed Tom'em? Nie sądzę aby było to ważne.
-Nic. -odparłam niepewnie.
-Biegłaś.
-Yy..bo.. po prostu, nie ważne. -powiedziałam z nadzieją, że da sobie spokój.
Nadal mi się uważnie przyglądał, jakby chciał wyczytać z moich oczu dlaczego uciekałam. To było oczywiste, że nie miałam zamiaru mu powiedzieć dlaczego. To nie była jego sprawa, tylko moja. On nie miał z tym nic wspólnego.
-Chcę już wracać. -powiedziałam niepewnie.
Louis skinął głową, po czym złapał mnie za rękę. Zaczęliśmy iść w stronę stolika, przy którym wcześniej siedzieliśmy. Gdy w końcu pożegnaliśmy się z Billy'm, Dave'm i Katrin, wyszliśmy z klubu. Na dworze było zimno, o wiele bardziej zimno niż wcześniej. Założyłam na siebie swoją czarną kurtkę i zaczęłam iść prosto za brunetem. Chłopak otworzył mi drzwi od auta, a ja weszłam do środka. Po chwili sam także wszedł. Gdy jechaliśmy czułam się niezręcznie. Nikt z nas nic nie mówił. Była cisza. Czułam się źle, że musiał wracać tylko dlatego, że ja chciałam. Mogłam przecież zamówić sobie taksówkę.
 Odwróciłam się w stronę okna, w głowie nucąc jakąś melodię. Zastanawiałam się o czym teraz myśli. Dlaczego prawie nic nie mówi? Chciałabym aby coś powiedział. Cokolwiek. To dziwne uczucie siedzieć w ciszy z Louis'em. Ta cisza była inna niż wszystkie pozostałe. Zaczynałam ją powoli lubić i może właśnie dlatego chciałam aby ja przerwano?
 W pewnym momencie mój telefon zadzwonić. Podskoczyłam na jego dźwięk. Niezdarnie wyjmując telefon z torebki, przyłożyłam go do ucha.
-Halo? -zapytałam.
Cisza. Nikt się nie odzywał. Rozłączyłam się z powrotem chowając swój telefon. Spojrzałam w stronę Louis'a. Był taki skupiony na jeździe. Wydawało się, że o czymś myśli. Jakby nad czym intensywnie rozważał. PRzyglądając mu się dość długo, mój telefon po raz kolejny zadzwonił. Podskoczyłam na krześle i wyjęłam go z torebki, ignorując wzrok Louis'a.
-Halo? -zapytałam, bawiąc się swoimi palcami.
-Halo? -powtórzyłam, gdy znów nikt nic nie mówił.
Rozłączyłam się i dyskretnie spojrzałam w stronę bruneta. Widziałam jak otwiera swoje usta, by zapewne o coś zapytać, ale mu przerwałam.
-Nic nie mów. -powiedziałam.
Nie miałam ochoty na jego pytania. Kto dzwonił? Co to za numer? Albo coś w tym stylu. Chciałam jedynie wrócić do domu i wziąć gorącą kąpiel.
 Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, niezręcznie się czując, zaczęłam kręcić się na krześle. Chciałam coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałam jak. W pewnym sensie czułam się dziwnie. Miło spędziłam dzisiejszy wieczór z Louis'em. Oczywiście mogło być lepiej. Na przykład jakbym nie spotkała Tom'a, ale nie bardzo się tym przejmowałam. Wiedziałam, a raczej miałam taką nadzieję, że da sobie spokój. Chodź on tak szybko nie odpuszcza, to przecież nie będzie mnie prześladował, prawda? Zastanawiałam się, dlaczego dzisiaj tak po prostu odpuścił? Dlaczego pozwolił mi uciec? Jak udało mi się wydostać z jego uścisku? To wszystko było dziwne. Bardzo dziwne.
 Nawet nie zauważyłam kiedy się zamyśliłam i przestałam kontaktować, do czasu gdy Louis zaczął wymachiwać swoją ręką przed moją twarzą.
-Zostajesz tutaj czy wracasz do domu? -zapytał, lekko się śmiejąc.
Zarumieniłam się delikatnie. Odkąd się zatrzymaliśmy minęło parę minut, nawet więcej niż parę.
-Dziękuję. -powiedziałam uśmiechając się i odpinając swój pas bezpieczeństwa.
-Dziękujesz? Za co? -zapytał, lekko zdziwiony.
-Za dzisiaj. Naprawdę świetnie się bawiłam. -odparłam, bawiąc się swoimi palcami.
-Ja też. -powiedział, uśmiechając się do mnie.
***
John jest naprawdę czasami strasznie denerwujący. Nie dość, że mnie parszywie obudził, a była niedziela, to jeszcze postanowił włączyć głośną muzykę, nie dając mi spać. Znam go już dość długo i wiem, że lubi wcześnie wstawać, ale do jasnej cholery powinien też uszanować to, że ja chcę spać. Dobra, wiem to jego dom i może robić w nim co chce, ale przecież jest niedziela. Ludzie jeszcze o tej godzinie śpią.
 Zła wstałam z łóżka, kierując się w stronę drzwi. Miałam ochotę go zamordować. Nienawidzę gdy ktoś mnie budzi, w dodatku wczoraj poszłam późno spać.
 Schodząc po schodach na dół, planowałam zemstę. Obiecuję mu, że dzisiaj tak szybko nie zaśnie. Odechce mu się już wstawania wcześnie rano.
 John stał przy blacie w kuchni, tyłem do mnie. Coś gotował.
-John, wyłącz to! -krzyknęłam mu do ucha.
Chłopak zaskoczony moim widokiem w końcu wyłączył muzykę. Nareszcie.
-Obudziłeś mnie. -powiedziałam, jak pięciolatka krzyżując ręce na piersi i tupiąc nogą.
-Przepraszam... -zaczął, na chwilę przerywając i spoglądając w stronę gdzie gotował. -Zrobiłem twoje ulubione naleśniki. -dokończył, uśmiechając się.
Uśmiechnęłam się szeroko, zapominając o moim dość nieprzyjemnym poranku. Kochałam John'a jak własnego brata i nie mogłam się na niego długo gniewać, przecież i tak musiałabym w końcu wstać.
***
Cały dzień spędziłam na oglądaniu nudnych filmów i obżeraniu się chipsami. Byłam sama. Niestety John musiał gdzieś wyjść, zaraz po tym gdy ktoś do niego zadzwonił. Powiedział, że opowie mi wszystko później. W pewnym sensie cieszyłam się, że z nim mieszkam. Gdybym mieszkała sama, czułabym się o wiele bardziej samotna, siedząc w domu.
 Mój telefon zaczął dzwonić, zaraz po tym, gdy wygodnie usiadłam na kanapie. Sięgnęłam po niego ręką. Biorąc go do dłoni odebrałam, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Halo? -zapytałam.
-Cześć, Moll! Jak się masz? -usłyszałam radosny głos Kayly.
-Cześć Kayla. W porządku, a ty?
Cieszyłam się, że do mnie zadzwoniła. Poczułam się tak jakoś lepiej, żywiej.
-Ja też. Chciałam się ciebie o coś zapytać.
-Taak?
-Czy poszłabyś dzisiaj ze mną na imprezę?
Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Z jednej strony nie miałam dzisiaj ochoty by gdzieś wychodzić, a z drugiej strony nie chciałam zostawać w domu. W ostateczności się zgodziłam.
-To wspaniale! Przyjadę do ciebie o dziewiętnastej! Będzie naprawdę fajnie! Już nie mogę się doczekać! Do  zobaczenia! -mówiła tak szybko, że ledwo ją rozumiałam.
-Do zobaczenia. -odpowiedziałam, śmiejąc się.
Ona była naprawdę osobą lubiącą zabawę i szaloną. Chodź krótko ją znałam, nawet bardzo krótko, to polubiłam ją. Wiedziałam, że można jej ufać. To raczej typ osoby zawsze uśmiechniętej.
 Wstałam z wygodnej kanapy i żywnym krokiem poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam przeszukiwać szafę w poszukiwaniu czegoś w co mogłabym się ubrać. W końcu znalazłam odpowiednią sukienkę i poszłam w stronę łazienki.
-----------------------------------------------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam WAS mocno. Po pierwsze za to, że tak rzadko ostatnio dodaję rozdziały, a po drugie za ten rozdział. Tak wiem, nie wyszedł mi. Totalne dno. Niestety, ale nie umiałam napisać czegoś lepszego, a tak dokładniej to mi się raczej nie chciało. Ostatnio wydaje mi się, że pisanie nie jest dla mnie i chyba naprawdę się nie mylę. 
Jeśli będzie dziesięć długich komentarzy, to kolejny rozdział pojawi się w środę. ;)

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 12 część 2

Wchodząc do klubu od razu uderzył w moje nozdrza zapach alkoholu i spoconych ludzi. To nie była przyjemna mieszanka. Mocno trzymałam dłoń Louis'a, gdy próbowaliśmy przedostać się przez masę ludzi. Gdy w końcu znaleźliśmy się koło baru, puściłam dłoń chłopaka. Nie wyglądał z tego powodu na zadowolonego, ale zignorowałam to, jakbym wcale tego nie zauważyła. Zamówiliśmy drinki i po chwili zaczęliśmy je powoli sączyć. Było tak cicho między nami. Oczywiście chodzi mi o to, że nikt z nas nic nie mówił, bo zdecydowanie było głośno. Muzyka brzęczała mi w uszach, a ja próbowałam patrzeć wszędzie, tylko nie na Louis'a. Czułam jego wzrok na sobie, jakby chciał niemal przebić mnie nim na wylot.
-Wyglądasz ślicznie. -poczułam niemal jego oddech, kiedy mówił mi do ucha.
Zarumieniłam się na jego słowa, nie wiedząc co odpowiedzieć. Chowając twarz we włosach, odwróciłam się w stronę tańczących ludzi. Jakieś trzy minuty później podeszli do nas dwaj mężczyźni i jedna dziewczyna. Wysoka blondynka była mniej więcej w moim wieku, a pozostali dwaj chłopacy niewiele ode mnie starsi, a przynajmniej tak wydawało się być.
 Louis przywitał się ze wszystkimi, wstając z krzesła.
-To Molly. -przedstawił mnie całej trójce, pokazując na mnie ręką.
-Billy. -powiedział jeden, całując zewnętrzną stronę mojej dłoni.
Uśmiechnęłam się delikatnie na to.
-Dave. -przywitał się drugi, robiąc to samo co poprzedni.
-Skąd ty wytrzasnąłeś taką piękność? -Dave zwrócił się do Louis'a.
Louis już miał coś mówić kiedy długowłosa się odezwała.
-Jestem Katrin. -przywitała się ze mną, wyciągając w moją stronę dłoń.
Blondynka od razu nie przypadła mi do gustu. Było w niej coś takiego, co sprawiało, że nienawidziłam jej od pierwszego wejrzenia.
 Uśmiechnęłam się do niej sztucznie, ściskając jej dłoń. 
***
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, piliśmy, tańczyliśmy. Naprawdę świetnie się bawiłam. Dokładnie obserwowałam zachowanie Katrin. Chodziła za Louis'em krok w krok. Tak się do niego kleiła, że wydawało się, jakby najchętniej już by się z nim przespała. Skłamałabym mówiąc, że to mnie ani trochę nie ruszyło. Byłam zła i z obrzydzeniem patrzyłam na jej zachowanie. Na szczęście Louis nie był nią wcale zainteresowany. Zachowywał się tak jakby jej tutaj w ogóle nie było. Na szczęście. 
Nie.
Zaraz, zaraz.
Czy ja byłam...?
Nie, to niemożliwe.
A może?
Czy ja byłam... zazdrosna?
 Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się dookoła. Siedzieliśmy wszyscy w piątkę przy jednym, okrągłym stoliku. Chłopcy rozmawiali o czym, a Katrin udawała, że ją także to interesuje. Zaśmiałam się sama do siebie. Może była ładna, ale nie potrafiła udawać, że interesuje ją to o czym rozmawiają. Wstałam z miejsca, chcąc iść do łazienki, ale momentalnie wszystkie osiem gałek ocznych było skierowanych na mnie. Louis spojrzał na mnie pytająco, chcąc wiedzieć gdzie idę. 
-Idę do łazienki. Zaraz wrócę. -odparłam niechętnie. 
Louis kiwnął głową, ale nadal uważnie mi się przyglądał. Odwróciłam się i przewróciłam oczami, zaczynając iść. Przez cały czas czułam na sobie wzrok bruneta. Jakbym miała się gdzieś tutaj zgubić. 
 Gdy w końcu znalazłam się koło toalety, weszłam do środka. Podeszłam do umywalki i umyłam twarz zimną wodą. Byłam już nieco zmęczona, chodź wcale nie chciałam wracać do domu. Wyszłam z łazienki i wzrokiem rozejrzałam się dookoła, szukając Louis'a. Gdy w końcu go znalazłam, już miałam iść w jego stronę, gdy poczułam jakieś ręce oplatujące moją talię. Już miałam krzyknąć, gdy moje usta zostały zatkane dłonią. 
-Więc, widzimy się po raz kolejny. -usłyszałam znajomy głos. 
-------------------------------------------------------------------------------------------
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! UDAŁO SIĘ! W końcu przypomniałam sobie jaki mam e-mail do bloga.  ;)
Kolejne rozdziały będą dodawane już tutaj. ;) 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 12 część 1

Kompletnie nie miałem ochoty na rozmowę z chłopakami. Oni nic nie rozumieją. Nie potrafią pojąc dlaczego podjąłem taką decyzję i odszedłem z One Direction. Jaki był tego powód? To dość proste. Miałem dość bycia kimś kim nie jestem. Miałem dość uśmiechania się wtedy gdy byłem smutny. Miałem dość fanów. Miałem dość koncertów. To wszystko stawało się pomału męczące. Nie było tak jak wydawało się być, a przynajmniej od jakiegoś czasu. Ja byłem już kompletnie inną osobą, niż na początku. Może dojrzałem? A może po prostu stałem się niedojrzały? Kariera mnie niszczyła. Stawałem się kimś, kim nigdy nie chciałem być. W dodatku ten udawany związek z Eleanor. Przecież to nie ma sensu. Po co mamy udawać, że jesteśmy razem? Eleanor była nawet w porządku. Może byśmy się nawet zaprzyjaźnili, gdyby nie ta cała szopka. Nienawidziłem El, przez to całą udawanie. Czułem się jakbym był uwięziony w klatce. Od początku mojej kariery wszyscy mówili mi co mam robić. W końcu się zbuntowałem. Przestałem się na to zgadzać. Przestałem być uśmiechniętym, z poczuciem humoru, wiecznym dzieciakiem, Louis'em Tomlinsonem z One Direction, a stałem się po prostu sobą. Na początku to mi wystarczyło. Wszyscy zastanawiali się co się ze mną dzieje. Próbowali sprawić aby wrócił dawny Louis. Bawiło mnie to. Byłem nieugięty. Nie chciałem abym znów odszedł. Abym stracił swój charakter, swoją osobowość. Siebie. Jednak nikt mnie nie rozumiał. Wszyscy tak bardzo chcieli mnie zniszczyć. Chcieli abym był ich marionetką. Ja jednak jestem człowiekiem. Silnym człowiekiem. Gdy poznałem Molly, dużo się zmieniło. Postanowiłem odejść z zespołu i oddzielić moją przeszłość grubą kreską. Molly sprawiła, że zaczęłam coś do niej czuć. W pewnym sensie czułem się za nią odpowiedzialny. Sam nie wiem dlaczego. Dużo przeszła, a nadal potrafiła ciszyć się życiem. Miała wile marzeń, których nie bała się spełniać. Była silna. Potrafiła żyć. To ona miała nad życiem kontrolę, a nie ono nad nią... a może po prostu tak wydawało się być?
 W końcu dojechałem na miejsce. Wysiadłem z auta i zacząłem iść w stronę drzwi. Bez pukania wszedłem do środka. Bywałem tutaj tak często, że pukanie byłoby kompletnie bez sensu. Był to taki mój drugi dom. Dawniej. Wtedy gdy One Direction liczyło też mnie. Chciałem to zakończyć raz na zawsze. Jeśli nie porozmawiam z chłopakami, nie zakończę tego. Chodź nie miałem ochoty na tą rozmowę, wiedziałem, że kiedyś będzie musiało to nastąpić, a czym wcześniej tym lepiej.
-Louis, cholera! Możesz mi powiedzieć co ty wyrabiasz?! -usłyszałem głos Zayn'a i już wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa.
***
~oczami Molly~
Obudził mnie mój budzik. Przewróciłam się na drugi bok, przykrywając głowę poduszką, próbując zapobiec dostawania się do moich uszu, wkurzającej muzyki. To nic nie dało. Złą wstałam z łóżka i przetarłam zaspane oczy. Rozejrzałam się po pokoju. Zaraz. Ja wcale nie pamiętam, abym tu wczoraj wracała. Jak się tu znalazłam? Po chwili przypomniałam sobie, że byłam bardzo senna w samochodzie. Musiałam zasnąć. Tylko dlaczego Louis mnie nie obudził?
 Spojrzałam na zegar wiszący w pokoju. 6:45. Pora się zbierać. Podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne rurki i biały t-shirt z nadrukiem kawiarki, w której pracowałam. Westchnęłam udając się w stronę łazienki.
***
Obsługiwanie w kółko ludzi, stawało się już bardzo męczące. Byłam już bardzo zmęczona, całym dniem pracy. Chciałam się już znaleźć w domu. Chciałam odpocząć.
 Na samą myśl o wczorajszym spotkaniu z Louis'em, pojawiał się na mojej twarzy niekontrolowany uśmiech. Polubiłam go. Nawet bardzo. Wiedziałam, że mogę mu ufać. Był w pewnym sensie moim przyjacielem.. Kimś na kogo wiedziałam, że mogę liczyć. Polubiłam go. Jego charakter, osobowość. Nikogo nie próbował udawać. Był po prostu sobą. Miał jednak w sobie jakąś tajemnicę. Jakby coś skrywał i to przyciągało mnie do niego jeszcze bardziej. Tak, coś mnie do niego przyciągało. Jakaś nieznana mi siła. Lubiłam z nim spędzać czas, rozmawiać, po prostu przebywać.
 Wycierałam mokrą szmatką, okrągły stolik. Jeszcze tylko godzina. Godzina pracy i do domu. W końcu będę mogła usiąść na wygodnym fotelu i odpocząć. A tego najbardziej teraz pragnęłam. Odpoczynku.
 Podchodziłam do stolików i obsługiwałam ludzi. Z uśmiechem na twarzy ich witałam i żegnałam. Zdążyłam się już zaprzyjaźnić z Kaylą - dziewczyną, która także była tutaj kelnerką. Miała kręcone, brązowe włosy, do ramion, duże zielone oczy oraz długie nogi. Była dość przejma i miła. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Była naprawdę w porządku.
 Wychodząc w końcu z kawiarni, wyjęłam swój telefon z torebki. Spojrzałam na wyświetlacz. Jedna nieodebrana wiadomość.
Uśmiechnęłam się do ekranu i szybko odpisałam. 
W między czasie zapisałam sobie jego numer, tylko skąd on miał mój? Nie przypominam sobie abym mu go podawała. 

Nie dostałam już żadnej odpowiedzi. Co miał na myśli pisząc już masz? Nic z tego nie rozumiałam. Dlaczego nie odpisał?
 Gdy w końcu dotarłam do domu, wyjęłam ze swojej torebki klucz i wsadziłam go do zamka. Wchodząc do środka, rozejrzałam się dookoła. John'a jeszcze nie było. Właściwie to dobrze. Chciałam w spokoju poszukać w internecie jakiegoś mieszkania. Musiałam wyprowadzić się od John'a. Nikomu nie chciałam siedzieć na głowie, nawet jeśli uważał, że wcale mu to nie przeszkadza, że z nim mieszkam. 
 Włączyłam laptopa i ostrożnie napiłam się gorącej herbaty. Powoli przeszukiwałam strony, szukając czegoś odpowiedniego dla mnie. Minęły dwie godziny, a ja nadal niczego nie mogłam znaleźć. Nigdy nie pomyślałabym, że to jest aż takie trudne i męczące. 
 Poddając się, wyłączyłam laptopa i opadłam zmęczona na kanapę. Jak na złość nie był mi pisany spokój. Mój telefon zawirował, informując o ty, że dostałam jakąś wiadomość. Niechętnie po niego sięgnęłam, zerkając na ekran. 
Spojrzałam zdziwiona jeszcze raz na wyświetlacz. Nic nie rozumiałam. 

Szczerze? Nie miałam dzisiaj ochoty na imprezę. Wolałabym zostać w domu, ale na samą myśl o spotkaniu z Louis'em, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Chciałam się z nim spotkać. Skąd to się bierze? 
 Za dziesięć minut miał być? Czy on zwariował? Nie dam rady przyszykować się w dziesięć minut. To niewykonalne. Nikt by nie dał rady. 
 Wstałam z wygodnej, czerwonej kanapy i niemalże, aż pobiegłam na górę, do pokoju. Szybko zaczęłam przeszukiwać wszystkie swoje ubrania w poszukiwaniu czegoś w co mogłabym się ubrać. W końcu znalazłam czarną sukienkę, bez ramiączek. Potykając się o własne nogi, w końcu znalazłam się w łazience. Musiałam wziąć prysznic, a właściwie to bardziej chciałam. Niech czeka, skoro poinformował mnie o tym tak późno. To jego wina, a nie moja. Ściągnęłam z siebie swoje ubrania i weszłam pod prysznic.
*** 
Jakieś czterdzieści minut później byłam już gotowa. Tak. Czterdzieści minut później. W głębi duszy miałam jednak nadzieję,że Louis nie będzie się gniewał. Szczerze mówiąc, to i tak był to dobry czas. 
 Zeszłam ze schodów, w wielkim pośpiechu. Gdy byłam już na dole, usłyszałam odgłosy dochodzące z telewizora. Zapomniałam go wyłączyć? Ale przecież ja wcale go nie włączałam. 
 Niepewnym, powolnym krokiem weszłam do salonu. Zdziwiona rozejrzałam się dookoła, zatrzymując swój wzrok na kanapie, na której spokojnie siedział... Louis? Co on tutaj robił? Tak sobie po prostu wszedł i zasiadł na kanapie oglądając TV? To... dziwne. Po prostu dziwne. 
-Cześć piękna. -powitał mnie z uśmiechem na twarzy, jakby nigdy nic. 
-Jak.. ty... tu...-zaczęłam się jąkać. 
-Dzwoniłem, ale nikt nie otwierał. Drzwi były otwarte, więc wszedłem do środka. Naprawdę powinnaś je zamykać. -powiedział poważnie. 
Nic nie odpowiedziałam, tylko przytaknęłam głową. 
-To, idziemy? -zapytałam niepewnie. 
--------------------------------------
Przepraszam za błędy, już nie chciało mi się sprawdzać. 
Jeśli macie jakieś pytania: Link

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 11

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Zdziwiona postawiłam, że nie będę zadawać więcej pytań. Nie chciałam już nic więcej wiedzieć. To było zdecydowanie za dużo. Dlaczego zostawił coś na co tak długo pracował? To było jego życia i wydawało się, że je lubi. To było jego marzenie, spełniło się a on je tak po prostu odrzuca? Musiał być jakiś duży powód, skoro podjął taką decyzje. Tylko jaki?
 Już więcej nikt z nas nic nie mówił. Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Wpatrywałam się uważnie w chłopaka, zastanawiając się o czym myśli. Louis to naprawdę tajemniczy mężczyzna. Właściwie to niewiele o nim wiem. Nie mówi zbytnio o sobie. Wszystkie emocje chowa głęboko w sobie, jakby bał się, że ktokolwiek dowie się, że czuje. Jesteśmy tylko ludźmi. Bez uczuć bylibyśmy nic nie warci. Więc dlaczego niektórzy starają się je odrzucić? Bez tego są puści. Zostaje z nich tylko bezwartościowa skorupa. Uczucia są ważne.
 Z moich rozmyśleń przerwał mnie głos chłopaka, informujący o tym że jesteśmy już na miejscu. Nawet nie zauważyłam, kiedy się zatrzymaliśmy. Rozejrzałam się dookoła, zatrzymując swój wzrok na Louis'ie. Chłopak akurat wychodził z auta. Szybko zrobiłam to samo co on. Byliśmy tak jakby na jakimś wzgórzu, na wysokiej skale. Widok był niesamowity. Można było zobaczyć stąd wszystko. Rzeka płynąca na dole, którą  było słuchać. Ptaki latające u góry, które ładnie śpiewały. Szum liści, drzew. To było niesamowite. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po Louis'ie. No właśnie, gdzie on jest? Lekko przestraszona, że nie ma go w pobliżu, zaczęłam się rozglądać. Chłopak był niedaleko mnie. Siedział ze spuszczonymi nogami w dół, gdzieś na końcu wzgórza, a raczej skały. Właściwie to sama nie wiem jak to nazwać. To był po prostu niesamowity widok. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Podeszłam do chłopaka i usiadłam obok niego. Patrzył gdzieś naprzeciwko siebie, nad czymś myśląc.
-I jak? -zapytał po pewnym czasie.
Rozejrzałam się dookoła, uśmiechając się.
-To jest niesamowite. -odpowiedziałam.
Louis uśmiechnął się, przytakując kiwnięciem głowy.
-Jak znalazłeś takie miejsce? -zapytałam ciekawa.
-Ugh, to długa historia. Nie chcę o tym rozmawiać. -odparł.
Odpuściłam, widząc jak bardzo chłopak nie chce o tym wspominać. Złe wspomnienia z przeszłości? I od razu przypomniała mi się rozmowa w aucie, kiedy mówił, że odszedł z zespołu. Miałam straszną ochotę zapytać się go o co chodzi, dlaczego to zrobił, ale nie zebrałam się na odwagę. Jeśli będzie chciał o tym rozmawiać, to powie. Po prostu potrzebuje czasu.
-Chciałabym być ptakiem. -powiedziałam rozkładając ręce.
-Ptakiem? -zapytał, śmiejąc się.
Zrobiło mi się cieplej, gdzieś tam w środku widząc jego uśmiech. Tak dawno go nie widziałam.
-Ptakiem. Co w tym dziwnego? -zapytałam zła, z tego że chłopak się ze mnie śmieje.
Chciałabym być ptakiem. Mogłabym wtedy polecieć gdzie chcę. Ptak nie ma takich problemów jak my, ludzie. Chciałabym mieć skrzydła. Poczuć się lekka, wolna. W końcu poczuć, że mogę wszystko. Gdybym umiała latać, nigdy już nie dotknęłabym ziemi. Ciągle byłabym w powietrzu. Unosiłabym się ponad chmury. To byłoby w stu procentach fajne uczucie. Takie, którego mi brakuje.
-No wiesz, właściwie to nic. -odparł, nadal się śmiejąc.
Zła wstałam z miejsca i stanęłam prosto, rozkładając ręce. Zamknęłam oczy, czując ciepły wiatr.
-Chciałabym być ptakiem. -krzyknęłam.
Słyszałam śmiech chłopaka.
-Okej, okej. Będziesz ptakiem. -powiedział przez śmiech.
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Skoro ty będziesz ptakiem, to kim będę ja? -zapytał, rozbawiony.
-Hm... -udałam zamyśloną. -Ty będziesz moim przyjacielem ptakiem. -odparłam ucieszona.
-Przyjacielem? Wolałbym być kimś więcej. -odparł, nadal się uśmiechając.
***
Wracaliśmy do domu, w bardzo dobrych humorach. Tak naprawdę wracałam stamtąd niechętnie. Mogłabym zostać tam na stałe. To miejsce było niesamowite. Po prostu niesamowite. 
 Było już ciemno. Bardzo ciemno. Wyglądałam przez szybę, chodź i tak nie mogłam nic dostrzec, oprócz nielicznych świateł samochodów. Zastanawiałam się nad tym wszystkim. Nad pocałunkiem z Louis'em, nad tym kiedy powiedział, że wolałbym być kimś więcej. Ja po prostu nie chciałam dawać mu żadnej nadziei. Nie wierzyłam w miłość i to wszystko nie miało dla mnie sensu. Niby takie wspaniałe uczucie, a tak naprawdę strasznie rani. Sprawia, że tracimy chęć bycia. Zaczynamy zastanawiać się po co jesteśmy? Wydaje się nam, że bez tej drugiej osoby nie mamy po co istnieć, a wcale tak nie jest. Z nią czy bez niej i tak życie nie ma sensu. Sensu, którego nie potrafiłam odnaleźć. Nie chciałam by Louis myślał, że coś z tego może być. Nigdy nie będzie. Nigdy nie chcę czuć miłości. Cierpienie przez nią nie ma sensu. Wolę cierpieć z samotności, z tego jak bardzo życie mnie zraniło. Ze wszystkiego, tylko nie miłości.
 Byłam już bardzo zmęczona, a moje powieki zaczynały stawać się coraz cięższe. Chodź z całych sił próbowałam nie usnąć, to jakoś wcale mi się nie udało. Odpłynęłam. 
~oczami Louis'a~
Już miałem powiedzieć, że jesteśmy na miejscu, kiedy w porę zdałem sobie sprawę, że Molly zasnęła. Wyglądała tak niewinnie kiedy spała. Przez chwilę się jej przyglądałem. Nie chciałem jej budzić, nie byłbym wstanie tego zrobić. Wyglądała jak anioł. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałem się jak wyglądał anioł, teraz dostałem odpowiedź. Ma niebieskie oczy, kasztanowe włosy i najpiękniejszy uśmiech na świecie. Molly jest aniołem. Niewinnym stworzeniem. Czułem coś do niej. Byłem tego pewny. Jednak nie potrafiłem tego nazwać, bo nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego do drugiej osoby.
***
Położyłem Molly na jej łóżku, po czym okryłem ją kocem i zeszedłem na dół. John stał koło drzwi, czekając aż wyjdę. Ten chłopak jest strasznie irytujący. Szczerze mnie nie lubił, czego ani trochę nie ukrywał. Zresztą ja także. Gdybym mógł zabrać stąd Molly, już dawno bym to zrobił. Jednak nie sądzę, by dziewczyna się zgodziła. Ani trochę nie ufałem John'owi, jednak w tej sytuacji nie mogłem nic zrobić.
 Wyszedłem z domu, idąc prosto w stronę swojego auta. Wszedłem do środka, zapiąłem pasy i odjechałem. Telefon po raz setny zaczął wirować. Powoli sięgnąłem do kieszeni swoich spodni. Nie patrząc kto dzwoni odebrałem.
-Halo? -zapytałem, przykładając telefon do ucha.
-Louis? W końcu odebrałeś. Musimy porozmawiać. Teraz. -usłyszałem poważny głos Zayn'a.
-------------------------------------------------------------------------------------
Bez komentarza. Jestem kompletnie niezadowolona z tego rozdziału. Bardzo przepraszam, że go tak bardzo zepsułam. ;(
http://believingindreams-story.blogspot.com/p/informowani.html

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 10

Przez całą noc myślałam nad tym wszystkim. Czasami chce się nie tylko zamknąć oczy, ale też myśli i to był taki moment. Moja głowa zaczynała już wariować, a ja chciałam jak najszybciej zasnąć, co mi kompletnie nie wychodziło.
-Molly, wstawaj! -usłyszałam głos John'a, zza drzwi.
Przewróciłam się na drugi bok i przykryłam głowę poduszką. Ja chciałam spać.
-Molly, wstawaj! Spóźnisz się do pracy! -chłopak nadal krzyczał.
Próbowałam nie zwracać uwagi na jego krzyki i ponownie zapaść w głęboki sen. Prawie całą noc nie spałam. Chłopak jednak nie dawał za wygraną i wszedł do pokoju ściągając ze mnie kołdrę. Od razu uderzyło w moje drobne ciało, zimne powietrze. Nie poddając się, skuliłam się i przycisnęłam głowę do poduszki.
-Musisz iść do pracy. -powiedział spokojnie.
-Nie. Ja nie chcę. -odparłam jak pięcioletnie dziecko.
Chciałam tylko zostać w ciepłym łóżku i nigdzie się stąd nie ruszać.
-Molly.. -zaczął zły, jednak przerwałam mu podnosząc ręce w obronie.
Poddałam się. Dobrze wiedziałam, że muszę już wstawać.

***
To był chyba najnudniejszy dzień w moim życiu. Nadal strasznie chciało mi się spać. Chodziłam od jednego stolika do drugiego. Byłam strasznie zmęczona. Aaron najwyraźniej to zauważył, ale przymknął na to oko. Wyglądałam tego dnia, jakbym całą noc nie spała, będąc na jakiejś imprezie.
 Wracałam już do domu, po całym ciężkim dniu w pracy, gdy przechodząc przez ciemną uliczkę dostrzegłam auto, które byłam pewna, że należało do Louis'a. Tylko co on tutaj mógł robić? To nie była dzielnica... odpowiednia dla niego? Może w pewnym sensie. Raczej chodziło mi o to, że to miejsce było mroczne. Błąkało się tu pełno zbirów, a na samo pomyślenie o tym miejscu, miałam ciarki na ciele. Więc, co tu mógł robić Louis? Moja ciekawość wzięła górę i zaczynałam się rozglądać, zastanawiając się gdzie mógł teraz być. W pewnym momencie usłyszałam ostrą kłótnię. Obróciłam się w okół własnej osi. Nigdzie nie widziałam skąd pochodzą te odgłosy. Zastygłam, widząc dwójkę bijących się mężczyzn. Przyjrzałam im się bliżej... Co się tutaj dzieje?
-Jeszcze się zobaczymy. -odparł, jeden mężczyzna i odszedł od tego drugiego, który akurat zwijał się z bólu.
Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Uciec? Schować się? Brunet zbliżał się, a z każdym krokiem był coraz bliżej mnie. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Dlaczego? Dlaczego w takim momencie jak ten, nie mogłam zachowywać się racjonalnie?
Gdy chłopak mnie zauważył, zatrzymał się na chwilę, zdziwiony. Najwyraźniej nie mógł uwierzyć w to, że mnie widzi. Zresztą ja także. To był zdecydowanie dziwny i nieodpowiedni moment.
-Molly? Co ty tu robisz? -zapytał.
Nawet nie zauważyłam kiedy się zbliżył. Był tak blisko mnie, a ja nadal nie potrafiłam się poruszyć.
-J-ja przechodziłam, wracałam z pracy i... -nie dokończyłam.
Chłopak kiwnął głową rozumiejąc, po czym wyjął z kieszeni swoich spodni kluczyki od auta.
-Chodź. -powiedział otwierając drzwi.
Przygryzłam dolną wargę, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie byłam pewna co do tego, czy powinnam wsiadać do jego samochodu. Jeszcze przed paroma minutami byłam świadkiem, dość poważnej bójki między nim a jakimś mężczyzną. Mimo wszystko jednak mu ufałam.... jak nikomu innemu. Skąd to się bierze?
 Weszłam do środka i zapięłam pasy. Uważnie przyglądałam się, jak chłopak robi to samo co ja. Ruszyliśmy, jadąc w kompletnie nie znane mi miejsce. Próbowałam nic nie mówić, nie zadając zbędnych pytań, a może po prostu nie chciałam wiedzieć? Nie chciałam wiedzieć gdzie jedziemy?
 Wydawało się, że trwało to już dość sporo czasu. Może jakąś godzinę, pół? Gdzieś około tego. Nie wytrzymując już tej ciszy odezwałam się.
-Gdzie jedziemy?
Gdy chłopak nie odzywał się przez dość długi czas, ignorując moje pytanie, lekko się zdenerwowałam.
-Louis...
Brunet odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie pytającym wzrokiem.
-O co chodzi?
-Gdzie jedziemy? -zapytałam ponownie.
-Ugh, więc, chciałem ci coś pokazać. -odparł, wpatrując się uważnie w jezdnię.
-Co takiego? -zapytałam znów, ciekawa.
-Zobaczysz.
-Ale, Louis..
-Zobaczysz.
Nie mogłam wytrzymać. Byłam bardzo ciekawa. Siedzenie tak długi czas nic nie robiąc, zaczynało być strasznie męczące. Chciałam o coś zapytać, ale jakoś nie zebrałam się na odwagę, by przerwać panującą między nami ciszę. Byłam strasznie ciekawa o co chodziło, gdy się bił z tamtym mężczyzną.
 Zaczynałam się wiercić. Przygryzłam wargę, wpatrując się uważnie w chłopaka. Powinnam zapytać, czy nie? Powinnam, czy nie? Zaczęłam uważnie rozważać wszystkie za i przeciw. Chodź byłam pewna, że nie powinnam wtrącać się w jego sprawy, to słowa wyszły z moich ust niekontrolowanie.
-O co poszło z tamtym mężczyzną?
Skrzywiłam się na samą myśl, jak to głupio zabrzmiało. Odwróciłam się w stronę okna z nadzieją, że chłopak zignoruje moje pytanie, tak jakbym wcale się nie odzywała.
-Biznes. -odpowiedział krótko.
Potrząsnęłam głową. Ugryzłam się w język, przed zadaniem kolejnego pytania. Nadal nic z tego nie rozumiałam. Biznes?
 Nadal panowała między nami cisza. Nie wiedziałam jak ją przerwać, a bardzo chciałam. Niepewnie spojrzałam w stronę radia. Może Louis nie będzie miał nic przeciwko jeśli je włączę? Zaryzykowałam i je włączyłam. Ucieszona, że cisza została czymś zagłuszona, nawet jeśli chodziło tu o zwykłe radio, usiadłam wygodnie. Chłopak spojrzał na mnie, po chwili znów odwracając wzrok w stronę jezdni. Gdy piosenka się zakończyła, po niej puścili piosenką One Direction. Świetne wyczucie czas. Nie ma co. Louis gdy tylko ją usłyszał, zacisnął szczękę i wyłączył radio. Chodź czułam się dziwnie słuchając jego i jego całego zespołu, przy nim, to włączyłam z powrotem radio. Chłopak spojrzał na mnie zły i po chwili znów je wyłączył. Zła, już miałam znów je włączać, gdy chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Molly...
-Okej, okej. -odparłam, podnosząc ręce w obronie. -Dlaczego nie chcesz słuchać swoich piosenek? -zapytałam, po pewnym czasie.
-Bo to przeszłość, Molly. -odparł.
-Nie rozumiem. -spojrzałam na niego dziwnie.
O co mu chodziło mówiąc, to przeszłość?
-Bo już nie ma mnie w One Direction. Zakończyłem to i nie chcę już do tego więcej wracać. Popełniłem błąd, będąc w tym zespole. -powiedział, ostatnie zdanie mówiąc ciszej.
Zamurowało mnie. On odszedł z zespołu? Dlaczego?
----------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Czeeeść. Co tam u was słychać?
Co myślicie o tym rozdziale?
Więc... 10 długich komentarzy = kolejny długi rozdział :)

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 9

 Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Dobrze wiedziałam o co mu chodzi. Chciał wiedzieć, czy powinien otwierać. Kiwnąłem głową na tak. Przecież nie chciałam, aby Louis, całkowicie popsuł mu drzwi. I tak powinnam kiedyś chyba porozmawiać z Louis'em. Właściwie to nie wiem dlaczego był taki zły. Zależało mu na mnie, czy był jakiś inny nie znany mi powód? Nawet nie wiedziałam, dlaczego miałoby mu na mnie zależeć.
 Z rozmyśleń wyrwały mnie krzyki Louis'a i Tom'a. Nawet nie zdążyłam zauważyć kiedy chłopak poszedł otworzyć drzwi.
-Daj mi się z nią zobaczyć! -usłyszałam głos Louis'a.
Chodź go nie widziałam, byłam pewna że był bardzo zły. Mogłam sobie z łatwością to wyobrazić. Niby nigdy nie widziałam go złego (pomijając ostatni wieczór), to czułam się jakbym znała jego złą minę na pamięć, jakbym znała każdy jego wyraz twarzy. Co oznacza takie uczucie?
 John zaczął przepychać się z Louis'em. Miałam już dość tego zamieszania, spowodowanego z mojej winy. Wstałam z krzesła i zaczęłam zmierzać niepewnym krokiem w stronę drzwi. Stanęłam za John'em i wyjrzałam zza jego ramienia. Widziałam złość wymalowaną na twarzy bruneta. Gdy chłopak tylko mnie zobaczył, momentalnie złagodniał. Aż tak na niego działałam?
-Molly... -zaczął łamliwym głosem.
John odwrócił się i spojrzał na mnie, gdy Louis wyciągnął w moją stronę rękę a ja ją złapałam.
-Możemy porozmawiać? -zapytał.
Widziałam jak szczęka John'a się zaciska ze złości, gdy kiwnęłam głową na tak.
-Jest w porządku, John. -powiedziałam, posyłając do przyjaciela sztuczny uśmiech.
Mimo wszystko ufałam Louis'owi, sama nie wiem dlaczego.

***
Jechaliśmy jego autem w kompletnej ciszy. Mieliśmy pojechać w ciche miejsce by porozmawiać w spokoju. Ta cisza między nami stawała się naprawdę fajna i nie chciałam jej psuć bezsensownymi słowami. Wystarczyło mi milczenie. To było o wile fajniejsze.
 Louis zatrzymał auto koło parku. Było już tak ciemno i zimno. Nie miałam ochoty na żadne spacerki.
-Louis, możemy zostać tutaj?  -zapytałam z nadzieją, gdy chłopak miał już zamiar otwierać drzwi.
Kiwnął głową potwierdzająco i znów wygodnie zasiadł na swoim fotelu.
-Molly... chciałem cię przeprosić. Nie powinienem na ciebie naskakiwać. Nie powinienem się złościć. -powiedział chłopak.
Czułam w jego głosie, jak bardzo był załamany, jak bardzo było mu przykro.
 Tak bardzo przez ten czas, próbowałam uniknąć jego wzroku. Nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć. Miałam w głowie tyle myśli... to zaczynało już być męczące. W głębi duszy błagałam by chłopak coś powiedział i przerwał tą niezręczną ciszę.
-Molly, wybaczysz mi? -zapytał.
W jego głosie było tyle niepewności. Mimowolnie odwróciłam głowę i spojrzałam w jego smutne tęczówki.
-Nie gniewam się na ciebie Lou. Po prostu nie powinniśmy się już widywać, a tym bardziej razem mieszkać. -powiedziałam.
-Ale... -zaczął, lecz mu przerwałam.
-Dlaczego jestem dla ciebie taka ważna? -niemal krzyknęłam.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Nadal czekałam na odpowiedź. Kompletnie go nie rozumiałam. My nie jesteśmy dla siebie nikim bliskim, więc czemu znaczę dla niego aż tak wiele? Czy cokolwiek znaczę?
-Molly... -wyszeptał.
Spojrzałam na niego. Dzieliło nas tak niewiele. Był tak niebezpiecznie blisko mnie, a z każdą sekundą był jeszcze bliżej. W końcu poczułam jego wargi na swoich, poczułam jego oddech, zapach. Mózg kazał mi uciekać. Mówił, że to nie prowadzi do niczego dobrego, a wręcz odwrotnie. Jednak ciało odmawiało posłuszeństwa. Byłam tak jakby uwięziona. Jakaś część mnie chciała tego i może dlatego nic nie zrobiłam.
 W końcu dotarło do mnie to co się właśnie dzieje. Odsunęłam się od Louis'a i spojrzałam na jego zdziwioną minę. Jak miałam się teraz zachować? Czułam się tak dziwnie. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić.
-Dlatego. -wyszeptał i zasiadł prosto na swoim fotelu.
Przez chwilę wpatrywałam się na niego zdziwiona. O czym on mówił? Parę minut później dotarło do mnie jednak, że on po prostu odpowiada na moje pytanie. Czyli czuł coś do mnie? Czyli jednak byłam dla niego ważna?
 Jak dla mnie było to po prostu za wiele. Za wiele jak na jeden dzień, a raczej jak na jedną noc.
-Chcę wracać do domu. -wyszeptałam, bawiąc się swoimi palcami.
Byłam tak zdenerwowana, sama nawet nie wiem czym. Czym się tak przejmowałam? Nie no kurde, ja się z nim całowałam. I powiem nawet więcej. Podobało mi się to. Najchętniej pocałowałabym go jeszcze raz, a nie siedziała sztywno. Po prostu potrzebowałam czasu. Potrzebowałam czasu by sobie to wszystko przemyśleć, bo zaczynałam już wariować.
 Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, co wydawało się trwać całą wieczność, spojrzałam niepewnie na Louis'a, po czym bez słowa opuściłam jego auto. Byłam, jak to powiedzieć... po prostu nie wierzyłam w to co się jeszcze niedawno wydarzyło. Tu nie chodziło tylko o pocałunek. Tu chodziło o to cholerne uczucie do Louis'a. Ja coś do niego czułam.
----------------------------------------------------------------
Tak więc, powracam. Chodź nasza rozłąka nie trwała długo, to strasznie za wami tęskniłam. Strasznie się cieszę, że do was wróciłam.
Kocham was wszystkich!

poniedziałek, 20 maja 2013

Informacja

Tak więc, chciałam ogłosić niezbyt miłą informację. Więc... zawieszam blog na czas nieokreślony. Proszę, nie bądźcie na mnie źli. Musiałam :(  
Mam nadzieję, że będziecie czekać i mnie nie zostawicie.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 8

Czasem wydaje ci się, że wszystkim przeszkadzasz. Jesteś niepotrzebna. Utrudniasz innym życie. Czujesz, że najlepiej byłoby gdybyś zniknęła. Pozwoliła normalnie wszystkim ludziom żyć. Ale przecież ty nic nie robisz...  po prostu żyjesz. Starasz się innym pomagać, nie przeszkadzać. Starasz się normalnie funkcjonować nie zapominając, że nie jesteś tu sama. Nagle zdajesz sobie sprawę  że właśnie w tym tkwi największy problem. Ty żyjesz. Może nie doszłabyś do tego sama, ale co jeśli ktoś ci w tym pomógł? Co jeśli ktoś powiedział ci to prosto w twarz? Co jeśli usłyszałaś, że jesteś zbędna na tym świecie? Wiesz, że nie możesz odejść, ale też nie możesz zachowywać się jakby nic się nie stało. Chcesz pomóc i szukasz rozwiązania. Chcesz by inni w końcu zobaczyli w tobie to kim naprawdę jesteś. Bo jesteś dobrym, uczciwym człowiekiem. I chcesz by inni także cię tak widzieli.

 Usiadłam na drewnianym krześle w kuchni, czekając na Louis'a. Już jakąś godzinę temu powinien być w domu. Nigdy nie było go aż tak długo. Jednak nie traciłam nadziei. Musiałam z nim porozmawiać. Dzisiaj. Nie rozumiałam, co się z nim ostatnio dzieje. Myślałam, że gdy nie ma go w domu jest na próbach, pracuje. A on tak po prostu znika na parę godzin. Prawie wcale go nie widzę. Gdzie on wtedy jest?
 Miałam w głowie tyle pytań, które zaczynały mnie już powoli męczyć. Czułam, że gdy Louis szybko nie wróci do domu, to głowa zaraz mi eksploduje z nadmiaru myśli. Zaczynałam się zastanawiać, co on robi przez ten cały czas? Jakie tajemnice może skrywać zwykły człowiek? Co może mieć do ukrycia?
 Moje przemyślenia przerwał trzask drzwi. Louis wrócił do domu. Aż podskoczyłam na krześle. Nareszcie się na niego doczekałam. Siedziałam i czekałam aż wejdzie do kuchni. Robił to zawsze gdy przychodził do domu, wstawał rano, czy gdzieś wychodził. Zdążyłam to już zauważyć.
 Chłopak wszedł do środka i spojrzał na mnie zdziwiony. Wydawało się, że kompletnie się mnie tutaj nie spodziewał. A przecież mieszkam w tym domu, więc mogłam tutaj być. Co w tym dziwnego?
 Chłopak wyglądał na zmęczonego. Czym mógł się tak zmęczyć? Przez moją głowę po raz kolejny przeszło wiele myśli. Różnych. Tych złych i tych dobrych. Chciałam jak najszybciej się wszystkiego dowiedzieć.
-Cześć piękna. Czemu nie śpisz? -zapytał brunet, wyjmują z lodówki karton z mlekiem.
-Chciałam z tobą porozmawiać. -odparłam, lekko się jąkając.
Właściwie sama nie wiedziałam, od czego miałabym zacząć. Od pytań, czy najpierw powiedzieć, że był u mnie Harry? A może nie powinnam wcale o tym wspominać?
Chłopak zasiadł koło mnie na krześle po długiej ciszy. Spojrzał na mnie pytająco. Zapewne chciał dowiedzieć się, o czym chcę z nim porozmawiać. Tylko, że ja już sama nie wiedziałam czy powinnam. Czy powinnam o cokolwiek go pytać. Przecież to jego życie.
-No, o co chodzi? -zapytał, uważnie mi się przyglądając. -Coś się stało?
Kiwnęłam przecząco głową i podniosłam wzrok do góry. Patrzyłam teraz prosto w jego oczy, w których na chwilę się zatrąciłam.
-Louis, gdzie byłeś? -zapytałam.
Już po chwili dotarło do mnie, że powinnam zadać jakieś inne pytanie. Bardziej sensowne.
 Chłopak spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.
-W pracy. -odparł, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Kłamiesz. -odparłam a chłopak odsunął się ode mnie, patrząc na mnie dziwnie.
Lekko się go przestraszyłam. Był zły. Był bardzo zły.
-Był u mnie dzisiaj w pracy Harry. Powiedział, że ich wszystkich olewasz, że nie przychodzisz na próby. -dodałam po chwili niepewnie.
Chłopak wstał z krzesła, chodząc nerwowo po kuchni. Bawiłam się zdenerwowana swoimi palcami. Może nie powinnam mu tego wszystkiego mówić? No cóż, już za późno.
-Czego on od ciebie chciał? -zapytał zły, kładąc ręce na stole i nachylając się nade mną.
Nasze nosy niemal się stykały. Czułam jego szybki oddech na sobie. Zaczynałam się go bać. Nigdy nie widziałam go, aż tak złego. Nic nie odpowiedziałam, nadal bawiąc się swoimi palcami, które były teraz bardzo interesujące.
-Odpowiedz! Czego on od ciebie chciał?! -krzyknął chłopak, a ja podskoczyłam.
Bałam się go.
-Chciał, aby się od ciebie wyprowadziła i miał racje, powinnam. -odparłam cicho.
Nadal nie potrafiłam na niego spojrzeć. Przerażał mnie.
-Będziesz tutaj mieszkała! -krzyknął, odsuwając się ode mnie.
-Wychodzę! Nigdzie się stąd nie ruszaj!
Po chwili usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi. Wyszedł. Tylko gdzie? Dlaczego on się tym wszystkim tak przejął? Jestem dla niego, aż tak ważna?
 Zrozumiałam, że nie powinnam o tym z nim rozmawiać. Nie powinnam nawet z nim mieszkać. Jestem głupia, że się na to zgodziłam. Wszystko tylko popsułam. To wszystko moja wina.
 Wstałam z krzesła i nadal zdenerwowana, poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy swoją czarną walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie moje rzeczy. Postanowiłam, że zostawię go w spokoju, że dam mu w końcu spokojnie żyć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moje istnienie nie ma żadnego sensu. Wszystkim tylko przeszkadzam. Jestem niepotrzebna.
 Będąc już całkowicie spakowana zeszłam na dół. Na szczęście Louis'a jeszcze nie było. Powiem szczerze, że przestraszył mnie i może właśnie dlatego od niego odchodzę. Po prostu się zmienił, to już nie był Louis z One Direction, tylko zwykły chłopak. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek był inny i nie chciałam się dowiedzieć. Po prostu już nic nie chciałam. Nie chciałam już wiedzieć, o nim nic.
 Napisałam na mu małą karteczkę, którą położyłam na stole w kuchni. Napisałam w niej, że się wyprowadziłam, żeby się nie martwił i że za wszystko mu bardzo dziękuję. To był naprawdę dobry człowiek. Gdyby był zły wcale by mi nie pomógł a to dzięki niemu wyszłam na prostą.

***
Na szczęście John pozwolił mi u niego zamieszkać, do czasu aż znajdę sobie jakieś mieszkanie. Minęło już jakieś 20 minut odkąd wyprowadziłam się od Louis'a a mój telefon był już zawalony nieodebranymi połączeniami od niego i SMS-ami. Miałam dość. Nie chciałam, aż tak bardzo namieszać.
 Siedziałam w kuchni razem z John'em i rozmawiałam o tym wszystkim. Chłopak naprawdę dobrze mnie rozumiałam. Czułam się lepiej wiedząc, że nie zostałam z tym wszystkim sama i wiedząc, że mam na kogo liczyć.
 W pewnym momencie usłyszeliśmy głośne walenie do drzwi. Przestraszałam się. Byłam pewna, że to Louis, tylko skąd on znał adres John'a?
--------------------------------------------------------------------------
Tak więc, macie krótki, beznadziejny rozdział. Bardzo przeprasza, za wszystkie błędy. Jestem po prostu zwykłym człowiekiem i nie napiszę tego wszystkiego perfekcyjnie bo mam dopiero 13 lat.
Chciałam podkreśli, że nikogo tutaj nie trzymam. Jeśli komuś nie podoba się to opowiadanie, to nie widzę, żadnego sensu w czytaniu go.
 Nie mam dzisiaj jakoś wcale humoru, więc proszę nie bądźcie na mnie źli. Po prostu staram się być szczera.

piątek, 17 maja 2013

Imagin ;)


Niektórzy nazywają to depresją, jak dla mnie to po prostu bezsilność. Nie dajesz już sobie rady żyć. Poddajesz się. Każda minuta życia jest wiecznością. Każde wstawanie rano to okropny wysiłek. Ważna dla ciebie jest tylko śmierć. Koniec który kończąc się tragicznie dla ciebie jest Happy Endem. Przestajesz walczyć o miłość, przyjaźń. Nie istnieje dla ciebie nic obrucz cierpienia. Marzysz aby jutro nie nadeszło. Dziwne jest jednak to, że potrafisz uśmiechać się cały dzień, a w nocy płakać i przeklinać życie. Może dlatego, że nie chcesz aby inni wiedzieli przez co przechodzisz? Zamykasz się w sobie. Każde twoje uczucia są głęboko w tobie. Kują w serce, drażnią duszę. Tego nie da się wytrzymać. To zbyt wielki wysiłek  Wtedy przychodzą ci myśli aby to wszystko zakończyć. Zastanawiasz się czy aby nie skończyć tego teraz. Tu, samemu. Po prostu w końcu nic, kompletnie nic nie czuć. Tylko ci silni wygrywają. Tylko ci którzy dadzą sobie radę żyć. A co jeśli jesteś słaby? A co jeśli to dla ciebie za wiele? Co jeśli jednak zamierzasz się poddać?
 Ashley już nie dawała rady. Na początku myślała, że jest silna, ze da radę. Jednak myliła się. Tak naprawdę była słaba, bezsilna. Postanowiła, że się podda, że nie będzie już walczyć. Nie dawała już po prostu rady.
 Stanęła na krawędzi mostu i spojrzała w dół. Chciała to zrobić. Chciała skoczyć. W końcu poczuć się wolna. Chodź by na te parę sekund. Chciała zakończyć życie i już nic nie czuć. Nie czuła już nawet strachu. Wszystkie uczucia odeszły od niej już bardzo dawno. Została sama jak pusta skorupa ślimaka. Każdy mógł ją zniszczyć, ale to ona niszczyła siebie najbardziej. Zawsze chciała być ptakiem. Być wolna. Uważała, że ptak to najbardziej wolna istota na ziemi. Może wszystko. Może polecieć gdzie chce. Nikt nie każe mu nic robić. Zazdrościła mu. Sądziła, że może w kolejny życiu będzie ptakiem. Jednak była pewna, że nie zasługuje na kolejne życie. Zbyt bardzo nie doceniła tego. Zasługiwała tylko na śmierć i właśnie tego najbardziej pragnęła.
 Oderwała jedną dłoń od kolorowej barierki i rozłożyła rękę. Poczuła wiatr. Jakby już leciała w dół. Chciała tego. Bardzo tego pragnęła. Już miała odrywać kolejną dłoń by w końcu skoczyć. Jednak coś jej przeszkodziło. Ktoś złapał ją za dłoń nie pozwalając by to zrobiła. Poczuła się źle. Jakby znów jej los zależał od innej osoby. Jakby postawili właśnie przed nią ścianę. Zatrzymali ją, by znów cierpiała. Czasami zastanawiała się czy właśnie dla tego nie istnieje. Może istnieje po prostu po to by cierpieć? Miała dość życia. Miała dość tego całego bólu.
 Mimowolnie się odwróciła. Przed sobą ujrzała niewiele starszego od siebie mężczyznę. Chłopak miał burzę lodów na głowie. Jego zielone oczy wpatrywały się w nią. Czuła się jakby krzyczał "Nie rób tego! Złaś w tym momencie! Nie pozwalam ci!" Znów czuła się jakby ktoś decydował za nią. Miała dość. Jeśli będzie chciała to skocz. Nikt nie będzie jej tego zabraniał.
-Dlaczego chcesz to zrobić? -zapytał niepewnie chłopak.
Wydawał się jakby nie był pewny tego co powiedział. Jednak ona poczuła się jakby usłyszała kompletnie co innego. Jakby właśnie zabronił jej tego zrobić.
-Zostaw mnie! Nie będziesz mówić mi co mam robić! -krzyknęła na niego złą.
W jej oczach pojawiły się łzy. Z całej siły próbowała zachować dla siebie swoje uczucia. Próbowała schować to jak bardzo źle się czuła i jak bardzo nie daje sobie rady.
-Nie płacz. -wyszeptał chłopak wycierając z jej policzka pojedynczą łzę.
Była już bezsilna. Chciała rzucić się w jego ramiona. Wypłakać mu się. O mały włos a by to zrobiła. Na szczęście w porę się powstrzymała.
 Kolana się pod nią ugięły a ona usiadła na zimnym betonie, trzymając się mocno poręczy. Zrozumiała, że tego nie chce. Czułą, że od początku wiedziała, że nie chce tego zrobić. Po prostu nie dopuszczała do siebie takiej myśli.
-Chodź. -powiedział do niej chłopak, wyciągając w jej stronę rękę.
-Nic nie jest warte śmierci. To koniec wszystkiego, a nikt nie zasługuje na koniec. Nikt nie zasługuje by to wszystko skończyło się właśnie tak. Nie musisz być silna. Wystarczy, że będziesz. To wszystko. -dodał.
Dziewczyna zawahała się. Przez chwilę zastanawiała się czy jest jakiś sens w dalszym istnieniu, życiu, oddychaniu. Jednak podała mu dłoń. Sama nie rozumiała dlaczego to zrobiła. Zwykły człowiek był w stanie sprawić, że wszystkie jej złe myśli zostały rozwiane? Sama w to nie wierzyła, ale właśnie tak było.
-Może dla jednych jesteś nikim, ale dla innych jesteś całym światem. Chcesz odebrać aż dwa życia, robiąc tylko sobie krzywdę? W końcu znajdziesz osobę, która pokocha cię i sprawi, że nada sens nawet zwykłej wypitej herbacie z rana. Zapewne znajdziesz ja już niedługo. A może on właśnie stoi przed tobą? -chłopak mówił do niej z lekkim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami i przytuliła się do niego bez słowa.
 ---------------------------------------------------
Hehe. No dobra. Co o nim myślicie?
Chciałam podkreślić, że pisałam go na historii bo się strasznie nudziłam, więc może być beznadziejny. :)
Kolejny rozdział opowiadania powinien pojawiać już niedługo. Najprawdopodobniej jutro :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 15 maja 2013

Rozdział 7

W końcu wyszło na to że Louis znów postawił na sowim i nigdzie się od niego nie wyprowadziłam. Czasami zastanawiam się dlaczego to jest dla niego takie ważne. Dlaczego zależy mu tak bardzo bym jednak u niego została i z nim mieszkała. Tak naprawdę to nic o nim nie wiem. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Ja szukam nowej pracy a jego prawie w ogóle nie mam w domu. Przychodzi późnym wieczorem i od razu kładzie się spać. Czuję się u niego szczerze mówiąc jak jakiś intruz. Nie potrzebna nikomu osoba która siedzi mu na głowie. Czasem to że nie ma się z kim zamienić chodź by jednego zdania strasznie boli. Nie wiesz co ze sobą zrobić. Próbujesz wyjść na świat. Chcesz porozmawiać z każdym chodź by zwykłym sprzedawcą w sklepie. Jednak nie możesz nigdzie wyjść. Z każdym dniem zaczynasz zamykać się coraz bardziej. Zaczynasz uciekać od ludzi i zamykasz się w swoim małym świecie w którym już powoli wariujesz i nie dajesz rady żyć. I co zrobić w takiej sytuacji? Jak sobie poradzić? Wtedy sam nie dasz sobie rady. Potrzebujesz wsparcia bliskiej osoby która mimo twojego uparcia i tak ci pomaga i tak pokazuje ci jak ważne jest życie. Życie które nie kręci się tylko na oddychaniu istnieniu. Pokazuje ci że życie to miłość przyjaźń wiara nadzieja to marzenia. To rzeczy których my nie doceniamy. Najczęściej każdy z nas o nich zapomina bo nie można włożyć ich do kieszeni jak telefonu którego gdy go tam nie ma jest nam go brak. Zapominamy o ważnych rzeczach bo przestają dla nas istnieć. A one jednak nadal są i będą zawsze. Tylko że z czasem przestają mieć jakiekolwiek znaczenie bo wygasają razem z nami. Razem z naszymi uczuciami które ma coraz mniej ludzi na tym świecie.

 Włożyłam do swoje czarnej torby klucze i wyszłam z domu. Pogoda wyjątkowo dopisywała. Zresztą mój nastrój również. Wczoraj w końcu zobaczyłam się z John'em którego nie widziałam już dość sporo czasu. Chłopak tak naprawdę wcale się nie zmienił. Wciąż był taki sam. Wciąż był małym dzieckiem z piaskownicy z poczuciem humoru. Nie wiedziałam go jakiś miesiąc a widząc go czułam się jakbyśmy się nie widzieli całe życie. Opowiedziałam mu wszystko co wydarzyło się do tej pory. Potrzebowałam się wygadać. Czułam że w końcu mogę z kimś normalnie na ten temat porozmawiać. Nie miałam z kim. Do tej pory nie miałam z kim o tym porozmawiać. Louis nie chciał nie było na to czasu i tak naprawdę ja także nie chciałam. Mogłam o tym porozmawiać z każdym tylko nie z nim. Z nim nie umiałam rozmawiać o niczym a co dopiero o tym co przeżyłam. Z John'em jest zupełnie inaczej. Chłopak mówi tym samym językiem co ja. Potrafimy się dogadać. To że z nim jestem przebywam już mi w jakiś dziwny sposób pomaga. To że jest to połowa sukcesu. Przyjaciel przecież jest z nami zawsze. Co z tego że nasz kontakt jakimś dziwnym trafem urwał się na miesiąc? I tak jesteśmy przyjaciółmi i jestem pewna że mogę mu w stu procentach ufać. To tak jakby mój anioł stróż. Zawsze przy mnie. Może nie zawsze jest koło mnie ale duszą jest. Znalazł sobie miejsce w moim sercu gdzie na zawsze zamieszkał.
 Szłam na przód kołysając ręką. Czułam że to mój szczęśliwy dzień. Ja czułam się szczęśliwa. Dostałam pracę. W końcu. Szczerze mówiąc liczyłam na coś więcej niż jakaś tam zwykła praca w kawiarni no ale cóż.   Podobno żadna praca nie hańbi. Oczywiście mogłam szukać dalej. Miałam przecież pieniądze no i moja ostatni praca była dość dobra. Teraz każdy raczej powinien mnie przyjąć. Jednak pomyślałam a raczej poczułam że potrzebna mi jest zmiana. Zmiana która oddzieli moje tamte życie od tego dużą grubą kreską. Jeśli miało się to wiązać z tym że będę pracować w zwykłej kawiarni to nic się nie stało. Właściwie to zawsze chciałam tam pracować. Przyjmować zamówienia podawać ludziom kawę i sprzątać po nich. To przecież praca moich marzeń. Chodź szczerze mówiąc nie chciałam tam pracować to wmawiałam sobie że będzie super że polubię tą pracę i czułam że właśnie tak będzie. Miałam już dość siedzenia w czterech ścianach i nic nie robienia. To kompletnie nie jest do mnie podobne. Ja nie potrafię wytrzymać pięciu minut nic nie robiąc a co dopiero parę dni. Więc właśnie tak postanowiłam że każda praca jest dobra.
 Po jakiś trzydziestu minutach byłam już na miejscu. Szczerze mówiąc myślałam że zajmie mi to co najwyżej piętnaście minut. Na szczęście wyszłam z domu wcześniej i zdążyłam na czas.
 Stanęłam przed dość małym budynkiem. Pierwsze wrażenie? Zwykła mała kawiarnia. Takie miejsce gdzie można spokojnie usiąść i przeczytać książkę. Okrągłe stoliki poustawiane na zewnątrz a koło nich parę krzeseł. Wyglądało na to że to miłe przytulne miejsce.
***
Wcale się nie myliłam. Pomysł z tą pracą był bardzo dobry. Ludzie uśmiechali się do mnie gdy podchodziłam do nich przyjmując zamówienia lub podając coś do stolika. Już bardzo dawno nie wiedziałam na raz tylu uśmiechniętych ludzi. Szef także wydał się w porządku. Był ode mnie starszy jakieś pięć cztery lata. Atmosfera w tym miejscu była magiczna i zarażała mnie swoim optymizmem. To było tak jakby miejsce w którym znikają wszystkie smutki. Nie ma nic obrucz otaczających cie uśmiechniętych ludzi. Coś niesamowitego.
 Wytarłam właśnie kolejny stolik mokrą szmatką. Zaraz powinnam kończyć pracę. W kawiarni nie było już żadnej żywej duszy. Nikogo obrucz mnie i Aaron'a który był na zapleczu. Tak Aaron to mój szef.
 Słysząc otwierające się drzwi kawiarni odwróciłam się. Własnym oczom nie wierzyłam kiedy przed sobą dostrzegłam Harry'ego. On był ostatnią osobą którą chciałam wiedzieć no i w dodatku w tak wspaniałym dniu jak ten. Harry mnie nie lubił a raczej nawet nienawidził. Chciałam teraz jak najszybciej gdzie uciec schować się. Będąc z Harry'm w jednym pomieszczeniu czułam się strasznie dziwnie. Jak taka banka mydlana która sięga już zmieni i wie że za chwilę się rozbije.
 Brunet rozejrzał się po kawiarni jakby czegoś szukał. Zastygłam w miejscu. On naprawdę tutaj był. Chłopak gdy mnie dostrzegł zrobił zdziwioną minę. Wyglądało na to że on także nie spodziewał się mojego widoku. W głębi duszy miałam nadzieję że zaraz sobie pójdzie jednak ten zaczął się do mnie zbliżać pewnym krokiem. Wyglądało na to że dobrze wie co robi. Jakby przez tą strasznie krótką chwilę zaplanował sobie wszystko co się teraz wydarzy. Jakby zapisał sobie w głowie scenariusz tego zdarzenia.
 Przez skórę przeszły mnie dreszcze gdy zatrzymał się naprzeciwko mnie. Na chwilę wstrzymałam oddech gdy chłopak otworzył usta by coś powiedzieć. Czułam się jakby ktoś za chwilę miał postawić mi karę śmierci lub ocalić mnie całą. Chodź ta druga opcja w tym momencie mogła być tylko wtedy gdy ucieknę. W głębi swojej duszy krzyczałam "Uciekaj!" Chciałam znaleźć się jak najdalej od lokatego.
-Kawę. -powiedział pewnie zasiadając na drewnianym krześle naprzeciwko mnie.
Zatkało mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Raczej myślałam że powie coś innego sama właściwie nie wiem czego się tak naprawdę spodziewałam.
-Kawy. -powiedział oschle chłopak.
Stałam przecież jakieś parę minut bez ruchu przyglądając mu się. No tak to musiało dziwnie wyglądać. Gdy się ocknęłam odeszłam od niego bez słowa.
 Wzięłam do ręki filiżankę i wlałam do niej kawy. Czułam się tak niepewnie. Byłam prawie pewna że to nie koniec naszej 'rozmowy'. Czułam że za chwilę coś od siebie doda. Że powie parę rzeczy o których kompletnie nie chcę słyszeć.
 Podałam chłopakowi filiżankę kawy i już miałam odchodzić gdy usłyszałam jego głos.
-Zaczekaj. -powiedział.
Wiedziałam. Wiedziałam. Byłam tego pewna. Zaraz mnie obrazi albo jeszcze gorzej. Zła odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
-Muszę wracać do pracy. -odparłam i ponownie się od niego odwróciłam.
-Zaczekaj. -powiedział poważnie.
Mimowolnie odwróciłam się i zasiadłam na krześle koło niego.
-Mamy problemy. Coś złego dzieje się z Louis'em. On już nie jest sobą. To kompletnie inna osoba. Nie przychodzi na próby. Olewa nas wszystkich i ma jakieś dziwne tajemnice. Dobrze wiem że to przez ciebie. Odkąd się zjawiłaś mamy same problemy. Zmieniłaś Louis'a. W właściwie to go od nas zabrałaś. Odebrałaś nam go. Przynosisz same kłopoty. Jesteś zwykłą szmatą i nie zasługujesz na Louis'a. Dla twojego dobra powinnaś zostawić go w spokoju. Dobrze ci radzę odejść z jego życia i nigdy nie wracaj. -powiedział strasznie poważnie po czym wstał i bez słowa wyszedł.
-----------------------------------------------------------
Co myślicie o tym rozdziale? Mam nadzieję że wam się podoba. ;) Kocham was wszystkich kochani! Dziękuję że ze mną jesteście i czytacie.
Liczę na długie komentarze. ;)

Obserwatorzy