sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 25

 Praktycznie przez cały poranek nie umiałam znaleźć sobie nigdzie miejsca. Chodziłam w tą i z powrotem po mieszkaniu. Nie usadził mnie na miejsce ani telewizor, ani laptop i ogłoszenia o prace zawarte w nim. Dzisiaj był dziwny dzień. Czułam, że powoli wszystko mi się zaczyna układać i nawet nie chciałam zajmować się dzisiaj czym pożytecznym, to miał być dzień w stylu "dzisiaj jestem tylko szczęśliwa" i miałam wielką nadzieję, że tak właśnie będzie.
 - Molly? Przeszłabyś się mi do sklepu?
Zza drzwi kuchni wychylił się John, który w oczekiwaniu na moją odpowiedź, starł się mnie przekonać swoją smutną minką. Zaśmiałam się na to. John nie był nigdy w tym dobry.
 - A co chcesz żebym ci kupiła? - zapytałam, wstając z krzesła i zmierzając w stronę przedpokoju.
 - Um... - chłopak w zamyśleniu tarł brodę i szukał czegoś na lodówce. - Masz tutaj listę - uśmiechnął się szeroko, gdy zrobiłam wielkie oczy.
 - Wygrałeś w totka? - zapytałam, patrząc na niego z udawanym podejrzeniem.
 - Bardzo bym chciał, wiesz?
 Schowałam sznurówki do butów i biorąc do ręki torbę wyszłam z domu. Dzisiaj była idealna pogoda. Ciepło, bardzo ciepło, a na niebie nie było ani jednej chmurki, która zasłoniłaby słońce. Wszystko dzisiaj współgrało z moim nastrojem. I jak miałam się z tego powodu nie cieszyć?
 Najbliższy supermarket jest 20 minut drogi stąd. Pierwszy raz byłam z tego powodu zadowolona. Nałożyłam słuchawki na uszy, włączyłam muzykę. Spacer bardzo mi się przyda.

- oczami Louis'a -

 Piłem już drugą dzisiaj kawę i z wielkim zniecierpliwieniem czekałem. Czekałem aż w końcu te popierdolone próby dobiegną końca. To było niemal jak tortura. Traciłem czas na takie gówno, wiedząc ile pożytecznych rzeczy mógłbym w tym czasie zrobić. I chyba to było najgorsze, wiedziałem ile spraw mam jeszcze do zrobienia i byłem świadomy tego, że to co robię teraz nie ma zupełnie żadnego sensu. Każdego dnia chciałem coraz bardziej zostawić ten zespół w pizdu i po prostu robić to co lubię. Co z tego, że to czym zajmuję się po "mojej pracy" jest nielegalne, złe itd? Co z tego, że może nigdy nikt tego nie zrozumie? Po prostu JA to lubię. Czuję, że to jest właśnie to, że to jest ta rzecz którą ludzie szukają całe życie. Ja tą swoją rzecz już znalazłem. 
 - Chłopaki, to ja się już będę zbierał - poinformowałem ich, wstając z sofy i biorąc swoją skórzaną kurtkę pod pachę. 
 Nagle wszystkie cztery pary oczu zostały skierowane na mnie. 
 - Chyba sobie, stary żartujesz ?! - wściekły głos Styles'a rozbił się o ściany. 
 Przewróciłem oczami, stając na chwilę w miejscu i patrząc na niego z rozbawieniem. 
 - I tak teraz są tylko twoje i Liam'a kwestie. Więc po co mam marnować swój cenny czas, siedząc tutaj? - nie czekając na odpowiedź, położyłem na stoliku już pusty kubek po kawie i wyszedłem. 
 Szybkim krokiem dotarłem do windy. Zjechałem szybko na dół. Aż w końcu znalazłem się na wolności, wdychając zapach świeżego powietrza. Zapowiadał się dzisiaj niesamowity dzień. 

- oczami Molly - 

 Stoją grzecznie w kolejce do kasy, dokładnie jeszcze raz sprawiłam listę zakupów. Minęło parę minut, gdy zrozumiałam, że zapominałam o dwóch ananasach. Szybko rozejrzałam się dookoła. Powinnam chyba zdążyć pójść po ananasy i wrócić, zanim przyjdzie moja kolej aby zapłacić. Stanęłam delikatnie na palcach, próbując jeszcze raz sprawdzić długość kolejki. Gdybym się bardzo pospieszyła, zdążyłabym. Zrobiłam szybki obrót na palcach i zaczęłam biec w stronę warzyw i owoców. Szybko wzrokiem starałam się odnaleźć ananasy, niestety, nie mogłam ich dojrzeć. Jeszcze raz, tym razem cierpliwiej, wszystko zlustrowałam... i w końcu je dojrzałam. Leżały, akurat dwa, między bananami a pomarańczami. Niemal nie przewróciłam się o własne nogi, gdy po nie pobiegłam. Zwinnym ruchem położyłam na nich swoje ręce i... natrafiłam na dłoń kogoś innego. Wytrącona z równowagi, uniosłam wzrok ku górze. Byłam druga. Pewien przystojny brunet, o lśniących piwnych oczach, był szybszy. Patrzeliśmy na siebie przez dość długą chwilę, nie spuszczając wzroku ze swoich oczu. 
 - Trzyma pani moją rękę - brunet w końcu się odezwał. 
 Szybko zdałam sobie sprawę z jego słów. Miał rację, trzymałam jego rękę. Zarumieniłam się, szybko ją stamtąd zabierając. 
 - Bardzo mi zależy na tych ananasach - powiedziałam, marszcząc lekko czoło i spuszczając wzrok. 
 Mężczyzna chwilę się zastanawiał, nad decyzją. 
 - No dobrze, oddam pani mojego jednego ananasa, ale nie za nic. Umówi się ze mną pani na kawę, dobrze? - patrzył na mnie, z ogromnym uśmiechem na ustach. Miał bardzo ładny uśmiech.
 Poczułam się zwycięzcą. Zawsze spuszczanie wzroku i marszczenie brwi działa. To była moja niezawodna broń. I w dodatku ten przystojniak zaprosił mnie na kawę. I d e a l n i e. 
 - Proszę, o szybkie podejście do kasy numer 4, osoby która zostawiła tutaj swoje zakupy i przez to, zatrzymała kolejkę. Innymi razem produkty zostaną s powrotem odłożone na pułki. - usłyszałam głos młodej kobiety, dochodzący z głośników. 
 - O kurwa. - wymsknęło mi się. 
 Szybko wzięłam do ręki ananasy i pobiegłam do kasy. Kurde, szkoda, że nie zdążyłam mu powiedzieć, że zgadzam się na tą kawę. 
***
Szłam, trzymając w rękach reklamówki tak ciężkie, że musiałam co trochę się zatrzymywać by mojej ręce mogły odpocząć. Tym razem znów narzekałam na oddalony dom John'a. Powoli przestawałam mieć jakiekolwiek siły i jedyne co sprawiało, że niosłam to nadal, była złość z każdą sekundą rosnąca w moich żyłach. Nawet chciałam te zakupy gdzieś rzucić przed siebie, roztargać reklamówki i wszystko porozrzucać po trawniku, ulicy, chodnikach. W końcu wyjęłam telefon z torebki i zaczęłam wpisywać numer John'a. I gdy już miałam naciskać zieloną słuchawkę, usłyszałam za sobą trąbienie auta. Odwróciłam się i zobaczyłam Louis'a, który zaparkował za mną swój śliczny, czarny nabytek i wyszedł idąc w moją stronę. 
 - Możesz mi powiedzieć, Mo, dlaczego tyle tego dźwigasz? - brunet patrzył na mnie z surowością w oczach. 
 Rozejrzałam się dookoła, jak mała dziewczynka, która coś przeskrobała i szukała na szybko jakiegoś sensownego wyjaśnienia. 
 - Poszłam na zakupy... - zaczęłam. 
 - To widzę, Mo. Ale nie uważasz, że masz trochę tego za dużo? - Louis nadal nie odpuszczał. 
 Zaczynałam robić się niecierpliwa i zirytowana. 
 - Zawieziesz mnie do domu? - zapytałam w końcu, pewnym głosem. 
 Louis westchnął ciężko, po czym uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i kiwnął twierdząco głową. Westchnęłam z ulgą, ciesząc się, że nie będę musiała już tego dalej targać. 
 - Wsiądź do auta, ja włożę, te twoje zakupy do bagażnika. 
 Ucieszona, szybko zajęłam miejsce pasażera, przyglądając się niebieskookiemu zza szyby. Jak zwinnie włożył zakupy do auta, zamknął bagażnik, ob krążył auto, usiadł za kierownicą i znów na mnie spojrzał. 
 - Cieszę się, że cię dzisiaj spotkałem - zarumieniłam się na jego słowa. 
 Jechaliśmy w ciszy. Słychać było tylko lecącą z radia niezbyt ciekawą piosenkę. W głowie miałam wiele myśli, które zaczynały już mi się powoli mieszać. Najpierw chciałam powiedzieć jedno, później drugie, aż w końcu nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Tak bardzo interesowało mnie co myśli teraz Louis. Ten chłopak był dla mnie wielką zagadką i ciekawiło mnie wszystko związane z nim. 
 W końcu dojechaliśmy pod dom John'a. Wysiadłam z auta, stanęłam na chodniku i czekałam aż Louis poda mi wszystkie zakupy. Już szukałam słów pożegnania, znów. Ale okazało się, że spędzimy ze sobą jeszcze jedną małą chwilę. Aż z chodnika, do drzwi domu. Gdy stanęliśmy na werandzie, znów zapanowała pomiędzy nami dziwnie gęsta cisza. 
 - To do zobaczenia, Molly. Mam nadzieję, że do za niedługo - uśmiechnął się do mnie, a ja jakbym znów odleciała. 
 - Mam pytanie, Louis. - zaczęłam niepewnie. 
 Chłopak odwrócił się w moją stronę i czekał, aż zacznę. 
 - Miałbyś może czas dzisiaj wieczorem? Poszedł byś ze mną na imprezę? - mój język zaczął się niepewnie plątać. 
------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. Miałam dużo spraw do załatwienia, w sumie nadal mam... 

6 komentarzy:

  1. Przede wszystkim chciałabym powiedzieć, że piękny wygląd! Chodzi jednak głównie o treść, dlatego lepiej o niej zacznę mówić.
    Trudno jest mi pisać o złych rzeczach, kiedy rozdział mi się podoba. Ale czasami tak już jest.
    Przede wszystkim pisownia. Upewniaj się jaka powinna być pisownia danego słowa. A poza tym brakuje w niektórych miejscach literek.
    Mam nadzieję, że wraz z dalszymi rozdziałami będziesz popełniała coraz mniej błędów. Trzymam za Ciebie kciuki!
    Pozdrawiam :)
    back-from-los-angeles-magical2.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ananasy :) od razu przypomniało mi się jak kiedyś w Tesco chciałam kupić paprykę i podobnie jak jakiś starszy pan, Też zostało tylko trzy cztery sztuki, a on kulturalnie mi je odstąpił mówiąc: "nie ma problema":)
    Rozdział naprawdę ciekawy, Moli mnie na koniec zadziwiła, nagle zebrała się w sobie i zapytała go czy będzie jej towarzyszył, no no nie poznaję jej :) ale to dobrze, ciekawe jak zareaguje.
    Faktycznie jest kilka błędów np.
    s powrotem - z powrotem
    pułki - półki
    ob krążył - okrążył, choć bardziej pasuje obszedł
    Tyle wyłapałam.
    Poza tym fajnie, że już wróciłaś, mam nadzieję, że rozdziały będą sie pojawiały częściej :)
    Dzięki za odwiedziny u mnie i miły komentarz. Pozdrawiam serdecznie
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie piszesz, będę zaglądać ;)
    Zapraszam http://zwyczajnieprosta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne piszesz, ciekawa opowieść :)
    Zajrzę jeszcze ;))
    http://patrycjaannawioletta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra robota :) Oficjalnie stwierdzam , że po tym rozdziale MUSZĘ po prostu przeczytać poprzednie , żeby być w temacie xD
    Mimo kilku błędów czytało się nieźle . ^^
    Mam wrażenie , że nadużywam emotek ..
    W każdym razie ten rozdział zasługuje na pochwałe .
    Zapraszam też do kumpla http://the-essence-of-legend.blogspot.com
    I do mnie jeśli najdzie ochota na skomentowanie beztalencia .. http://one-world-one-war.blogspot.com
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie idzie ci pisanie! Powodzenia w dalszej pracy :)

    Zapraszam http://mypassionpaula.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy