Kompletnie nie miałem ochoty na rozmowę z chłopakami. Oni nic nie rozumieją. Nie potrafią pojąc dlaczego podjąłem taką decyzję i odszedłem z One Direction. Jaki był tego powód? To dość proste. Miałem dość bycia kimś kim nie jestem. Miałem dość uśmiechania się wtedy gdy byłem smutny. Miałem dość fanów. Miałem dość koncertów. To wszystko stawało się pomału męczące. Nie było tak jak wydawało się być, a przynajmniej od jakiegoś czasu. Ja byłem już kompletnie inną osobą, niż na początku. Może dojrzałem? A może po prostu stałem się niedojrzały? Kariera mnie niszczyła. Stawałem się kimś, kim nigdy nie chciałem być. W dodatku ten udawany związek z Eleanor. Przecież to nie ma sensu. Po co mamy udawać, że jesteśmy razem? Eleanor była nawet w porządku. Może byśmy się nawet zaprzyjaźnili, gdyby nie ta cała szopka. Nienawidziłem El, przez to całą udawanie. Czułem się jakbym był uwięziony w klatce. Od początku mojej kariery wszyscy mówili mi co mam robić. W końcu się zbuntowałem. Przestałem się na to zgadzać. Przestałem być uśmiechniętym, z poczuciem humoru, wiecznym dzieciakiem, Louis'em Tomlinsonem z One Direction, a stałem się po prostu sobą. Na początku to mi wystarczyło. Wszyscy zastanawiali się co się ze mną dzieje. Próbowali sprawić aby wrócił dawny Louis. Bawiło mnie to. Byłem nieugięty. Nie chciałem abym znów odszedł. Abym stracił swój charakter, swoją osobowość. Siebie. Jednak nikt mnie nie rozumiał. Wszyscy tak bardzo chcieli mnie zniszczyć. Chcieli abym był ich marionetką. Ja jednak jestem człowiekiem. Silnym człowiekiem. Gdy poznałem Molly, dużo się zmieniło. Postanowiłem odejść z zespołu i oddzielić moją przeszłość grubą kreską. Molly sprawiła, że zaczęłam coś do niej czuć. W pewnym sensie czułem się za nią odpowiedzialny. Sam nie wiem dlaczego. Dużo przeszła, a nadal potrafiła ciszyć się życiem. Miała wile marzeń, których nie bała się spełniać. Była silna. Potrafiła żyć. To ona miała nad życiem kontrolę, a nie ono nad nią... a może po prostu tak wydawało się być?
W końcu dojechałem na miejsce. Wysiadłem z auta i zacząłem iść w stronę drzwi. Bez pukania wszedłem do środka. Bywałem tutaj tak często, że pukanie byłoby kompletnie bez sensu. Był to taki mój drugi dom. Dawniej. Wtedy gdy One Direction liczyło też mnie. Chciałem to zakończyć raz na zawsze. Jeśli nie porozmawiam z chłopakami, nie zakończę tego. Chodź nie miałem ochoty na tą rozmowę, wiedziałem, że kiedyś będzie musiało to nastąpić, a czym wcześniej tym lepiej.
-Louis, cholera! Możesz mi powiedzieć co ty wyrabiasz?! -usłyszałem głos Zayn'a i już wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa.
***
~oczami Molly~
Obudził mnie mój budzik. Przewróciłam się na drugi bok, przykrywając głowę poduszką, próbując zapobiec dostawania się do moich uszu, wkurzającej muzyki. To nic nie dało. Złą wstałam z łóżka i przetarłam zaspane oczy. Rozejrzałam się po pokoju.
Zaraz. Ja wcale nie pamiętam, abym tu wczoraj wracała. Jak się tu znalazłam? Po chwili przypomniałam sobie, że byłam bardzo senna w samochodzie. Musiałam zasnąć. Tylko dlaczego Louis mnie nie obudził?
Spojrzałam na zegar wiszący w pokoju. 6:45.
Pora się zbierać. Podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne rurki i biały t-shirt z nadrukiem kawiarki, w której pracowałam. Westchnęłam udając się w stronę łazienki.
***
Obsługiwanie w kółko ludzi, stawało się już bardzo męczące. Byłam już bardzo zmęczona, całym dniem pracy. Chciałam się już znaleźć w domu. Chciałam odpocząć.
Na samą myśl o wczorajszym spotkaniu z Louis'em, pojawiał się na mojej twarzy niekontrolowany uśmiech. Polubiłam go. Nawet bardzo. Wiedziałam, że mogę mu ufać. Był w pewnym sensie moim przyjacielem.. Kimś na kogo wiedziałam, że mogę liczyć. Polubiłam go. Jego charakter, osobowość. Nikogo nie próbował udawać. Był po prostu sobą. Miał jednak w sobie jakąś tajemnicę. Jakby coś skrywał i to przyciągało mnie do niego jeszcze bardziej. Tak, coś mnie do niego przyciągało. Jakaś nieznana mi siła. Lubiłam z nim spędzać czas, rozmawiać, po prostu przebywać.
Wycierałam mokrą szmatką, okrągły stolik. Jeszcze tylko godzina. Godzina pracy i do domu. W końcu będę mogła usiąść na wygodnym fotelu i odpocząć. A tego najbardziej teraz pragnęłam. Odpoczynku.
Podchodziłam do stolików i obsługiwałam ludzi. Z uśmiechem na twarzy ich witałam i żegnałam. Zdążyłam się już zaprzyjaźnić z Kaylą - dziewczyną, która także była tutaj kelnerką. Miała kręcone, brązowe włosy, do ramion, duże zielone oczy oraz długie nogi. Była dość przejma i miła. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Była naprawdę w porządku.
Wychodząc w końcu z kawiarni, wyjęłam swój telefon z torebki. Spojrzałam na wyświetlacz. Jedna nieodebrana wiadomość.
Uśmiechnęłam się do ekranu i szybko odpisałam.
W między czasie zapisałam sobie jego numer, tylko skąd on miał mój? Nie przypominam sobie abym mu go podawała.
Nie dostałam już żadnej odpowiedzi. Co miał na myśli pisząc już masz? Nic z tego nie rozumiałam. Dlaczego nie odpisał?
Gdy w końcu dotarłam do domu, wyjęłam ze swojej torebki klucz i wsadziłam go do zamka. Wchodząc do środka, rozejrzałam się dookoła. John'a jeszcze nie było. Właściwie to dobrze. Chciałam w spokoju poszukać w internecie jakiegoś mieszkania. Musiałam wyprowadzić się od John'a. Nikomu nie chciałam siedzieć na głowie, nawet jeśli uważał, że wcale mu to nie przeszkadza, że z nim mieszkam.
Włączyłam laptopa i ostrożnie napiłam się gorącej herbaty. Powoli przeszukiwałam strony, szukając czegoś odpowiedniego dla mnie. Minęły dwie godziny, a ja nadal niczego nie mogłam znaleźć. Nigdy nie pomyślałabym, że to jest aż takie trudne i męczące.
Poddając się, wyłączyłam laptopa i opadłam zmęczona na kanapę. Jak na złość nie był mi pisany spokój. Mój telefon zawirował, informując o ty, że dostałam jakąś wiadomość. Niechętnie po niego sięgnęłam, zerkając na ekran.
Spojrzałam zdziwiona jeszcze raz na wyświetlacz. Nic nie rozumiałam.
Szczerze? Nie miałam dzisiaj ochoty na imprezę. Wolałabym zostać w domu, ale na samą myśl o spotkaniu z Louis'em, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Chciałam się z nim spotkać. Skąd to się bierze?
Za dziesięć minut miał być? Czy on zwariował? Nie dam rady przyszykować się w dziesięć minut. To niewykonalne. Nikt by nie dał rady.
Wstałam z wygodnej, czerwonej kanapy i niemalże, aż pobiegłam na górę, do pokoju. Szybko zaczęłam przeszukiwać wszystkie swoje ubrania w poszukiwaniu czegoś w co mogłabym się ubrać. W końcu znalazłam czarną sukienkę, bez ramiączek. Potykając się o własne nogi, w końcu znalazłam się w łazience. Musiałam wziąć prysznic, a właściwie to bardziej chciałam. Niech czeka, skoro poinformował mnie o tym tak późno. To jego wina, a nie moja. Ściągnęłam z siebie swoje ubrania i weszłam pod prysznic.
***
Jakieś czterdzieści minut później byłam już gotowa. Tak. Czterdzieści minut później. W głębi duszy miałam jednak nadzieję,że Louis nie będzie się gniewał. Szczerze mówiąc, to i tak był to dobry czas.
Zeszłam ze schodów, w wielkim pośpiechu. Gdy byłam już na dole, usłyszałam odgłosy dochodzące z telewizora. Zapomniałam go wyłączyć? Ale przecież ja wcale go nie włączałam.
Niepewnym, powolnym krokiem weszłam do salonu. Zdziwiona rozejrzałam się dookoła, zatrzymując swój wzrok na kanapie, na której spokojnie siedział... Louis? Co on tutaj robił? Tak sobie po prostu wszedł i zasiadł na kanapie oglądając TV? To... dziwne. Po prostu dziwne.
-Cześć piękna. -powitał mnie z uśmiechem na twarzy, jakby nigdy nic.
-Jak.. ty... tu...-zaczęłam się jąkać.
-Dzwoniłem, ale nikt nie otwierał. Drzwi były otwarte, więc wszedłem do środka. Naprawdę powinnaś je zamykać. -powiedział poważnie.
Nic nie odpowiedziałam, tylko przytaknęłam głową.
-To, idziemy? -zapytałam niepewnie.
--------------------------------------
Przepraszam za błędy, już nie chciało mi się sprawdzać.
Jeśli macie jakieś pytania:
Link